Moje wszystko

Nie mogę uwierzyć…

Odpaliłam google i zobaczyłam komunikat: M. Jackson nie żyje! Ostatnio tak mną wstrząsnęło kiedy odszedł wielki Freddie Mercury. Nie mogę uwierzyć! Wychowałam się na jego piosenkach. Uwielbiałam patrzeć jak tańczy. Zapamiętam na zawsze moonwalk i wszystkie jego piosenki. Mistrz odszedł. [*]

 




Moje wszystko

SORRY GRZECHU…!!!

Najpierw znów będzie o reklamach. Jakoś nie umiem się odczepić od tego tematu. Ostatnio na tapetę wzięłam reklamy PZU. Nie jestem jedyną osobą, która nie może patrzeć na te bzdurne filmiki. Mój M, kiedy słyszy jak facet drze się „Krystyna! Wybacz mi!”, dostaje białej gorączki. Ja mam to samo kiedy oglądam grupę wsparcia i biednego Michała, który bratu źle doradził. Jedyna reklama z tej serii, która nie budzi we mnie obrzydzenia to pan grający na gitarze balladę też dla brata. Moim zdaniem jednak posuwa się to już ździebko za daleko. Ostatnio jadąc tramwajem, na jednym z balkonów spostrzegłam białą dyktę przyczepioną do barierki i napis wykonany mazakiem: „SORRY GRZECHU, ŻE ODRADZIŁEM CI OC W PZU!!!”. Dżizus! Zrobiło mi się słabo i pociemniało mi w oczach. Tym bardziej, że miałam do czynienia z ową instytucją kilka lat temu. Cała sprawa skończyła się w sądzie i wiem, że nigdy już nie ubezpieczę tam niczego ani nikogo. Kilkoro moich znajomych również miłością do PZU nie pała. U mnie chodziło o polisę posagową, którą założył mój tata. Uposażona byłam oczywiście ja. Nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Po prostu kiedy skończyłam 18 lat, PZU przysłało mi świstek, że mam się stawić po odbiór 400 zł, które mi się należą za cały okres trwania polisy. Zważając na to, że moi rodzice swego czasu płacili potężne składki, bo polisa została wykupiona po moim urodzeniu i wszystkio leciało w tysiącach a jak wiadomo kiedyś 50 000 czy 100 000 to było sporo pieniędzy. Tak swoją drogą, kiedy teraz wspominam, że mama brała wypłatę w milionach to jakoś tak dziwnie mi jest, że my mamy zaledwie tysiące… 😉 Wracając do tematu, szanowne PZU niestety nie chciało słyszeć o waloryzacji polisy. Zwróciłam się więc do fantastycznego adwokata o pomoc i cała sprawa do sądu trafiła. Wszystko się niesamowicie ciągnęło, PZU się wykłócało o każdy grosz, wreszcie sąd orzekł, że mają mi wypłacić całą kwotę, chociaż oni godzili się na połowę tego, co wyliczył adwokat. Mimo wyroku sądu, otrzymałam tylko połowę pieniędzy. Od drugiej części ubezpieczyciel złożył apelację. I przegrał. I bardzo dobrze. Powinnam jeszcze ubiegać się o waloryzację renty po tacie, który zmarł podczas trwania polisy. Ale odpuściłam. Ani mnie ani tym bardziej mojej mamie nie chciało się już użerać z tą instytucją. Uraz pozostał. Reklamy denerwują i rozśmieszają, bo jakoś wierzyć mi się nie chce, że coś w PZU może być tanie. Może się tak wydawać, ale w ogólnym rozrachunku może się okazać, że wszystko jest 10 razy droższe niż gdzieś indziej. Nie mam zamiaru nikomu odradzać ubezpieczenia. Ale też na moim balkonie nigdy nie zawiśnie transparent pt.: Wybacz!

Jest jeszcze jedna reklama, która powoduje u mnie mdłości. I też jest to jakiś ubezpieczyciel, tylko nie wiem jaki, bo jak słyszę „AC OC w pakiecie” i „a co to za pół C?” To dostaję zaćmienia, przełączam program albo wychodzę z pokoju. Ludzie! Kto wymyśla takie bzdety? I ta denerwująca melodia, która później nie pozwala mi normalnie funkcjonować, tylko brzęczy w głowie :/ Oczywiście można powiedzieć, że jest to reklama skuteczna, bo zapada przecież w pamięć. Tylko, że przy okazji człowiek ma chęć rzucać wszystkim co popadnie i tak jak pisałam już wcześniej, nawet nie pamięta kto się reklamuje w tak denerwujący sposób… Jakoś te ubezpieczenia do mnie chyba nie trafiają.

Czekam kiedy ten tydzień dobiegnie końca. I kiedy wreszcie zacznę mieć prawdziwe wakacje. Póki co biegam jeszcze z dziećmi a to do lekarza, a to do pedagoga i do logopedy. Dzisiaj właśnie zaliczyliśmy pulmonologa i pedagoga. Jutro ostatnia wizyta u logopedy i przerwa. Do września. Te ostatnie wizyty byłyby mniej uciążliwe, gdyby nie to, że złapałam cholerną bakterię, która wywala mi flaki na lewą stronę. Oczywiście, że mogłoby być gorzej. Mogłabym na przykład nie wychodzić z wuceta. A ja wychodzę. I nawet nie bywam tam zbyt często. Ale za to burczenia, przewalania i skurcze żołądka dają mi w kość dosyć porządnie. Jeszcze w domu to w domu, ale dzisiaj musiałam siedzieć ponad godzinę w poczekalni w znienawidzonej przychodni, wśród marudzących dzieci (z moimi na czele) i modlić się, żeby mój żołądek zaniechał figli choć na chwilę. Później o to samo modliłam się w poczekalni u pedagoga. A tu jak na złość się pani magister spóźniła, bo rada pedagogiczna ździebko się przeciągać zaczęła… A co mnie to przepraszam bardzo obchodzi? Zwykle jest tak, że rada trwa dłużej. Po jasną cholerę umawiają ludzi na taką godzinę, skoro wiedzą, że rada będzie? Niech sobie w zapasie zostawią jakieś 60 minut, a to i tak pewnie za mało będzie. Czarę goryczy przelał komunikat od mojego ukochanego małżonka, że jego szacowna firma w tym kwartale premii NIE WYPŁACA, co jest dla nas jednoznaczne z tym, że remont łazienki poszedł się khe khe khe… Nie wiem dlaczego czuję się zaskoczona. Przecież nigdy w życiu nie udało nam się zrobić niczego normalnie i w terminie. Jednakże zrobiło mi się źle. Płakać mi się chce. A wybrałam już brodzik i prysznic i umywalkę, i nawet kibelek. Nie wspomnę już o pralko-suszarce i innych takich… Przez kolejne pół roku conajmniej będę musiała patrzeć na wstrętną ścianę z grzybem i na odrapany sufit, bo sąsiadce „się z pralki wylało, a mąż nie umie wykonywać prac typu malowanie, więc może my pani dywany wypierzemy w zamian?…” No dobra. Wypierzcie. Przecież zaraz będę miała remont… Yhy…

O rany! W tv grupa wsparcia i biedny Michał co to PZU bratu odradził… Mam mdłości..

Kocim okiem · Moje wszystko

Mruńkowe co nieco

Cześć, to znowu ja – Mru. Dawno nic nie pisałem, ale to wina Dużej. Ciągle jej mówiłem, żeby mi komputer włączyła a ona tylko „komunia i szkoła. Szkoła i komunia” i wcale do komputera nie chciała mnie dopuścić. No ale teraz już jest po komunii i nawet rozpoczęły się wakacje. Mniejszy Starszy mówił mi o tych wakacjach już jakiś czas temu, tylko nie wyjaśnił mi co to właściwie jest. Nie wiedziałem czy powinienem się bać, czy cieszyć. Dzisiaj Duża wzięła mnie na kolana i szepnęła, że Mniejszy Starszy będzie teraz w domu cały czas. Trochę się zmartwiłem, bo to oznacza, że nie będę miał ani chwili spokoju, ale później od razu pomyślałem, że może nie będzie aż tak źle. Mniejszy Starszy jest fajny. Nie ciągnie mnie za ogon, nie dokucza tylko głaszcze i mówi do ucha same miłe rzeczy. Dlatego lubię z nim spać i w nocy często do niego chodzę. Lubię też jego łóżeczko, bo on śpi wysoko i stamtąd wszystko widać. Łatek też lubi tam włazić i spać. W ogóle to Łatek okazał się strasznym lizusem. Ciągle siedzi u Dużych na kolanach i ich całuje. Duzi piszczą do niego jakby był jakimś ósmym cudem świata. Wcale tego nie rozumiem! Gdybym chciał, to też mógłbym się całymi godzinami wdzięczyć, barankować i ocierać o ich nogi, ale trzeba mieć jakąś godność, no nie??! Przecież ja nie mogę tak ich rozpieszczać bo się popsują! A Łatek nie chce mnie słuchać wcale i psuje mi całą koncepcję :/ Duża się ze mnie śmieje, że robię różne dziwne rzeczy. Na przykład ostatnio zasnąłem w kuchni podczas bardzo ciekawego zajęcia (oglądałem jak Duża kroi mięsko). Zmęczony byłem no. Łebek mi troszkę poleciał a Duża od razu łaps za aparat i zrobiła mi zdjęcie. I co w tym śmiesznego, że noskiem oparłem się o blat? Albo inny przykład. Zakładamy z kolegami zespół co ma się nazywać „Mru Band” więc muszę dużo ćwiczyć i dla rozluźnienia śpiewam sobie arie operowe. Duża przyłapała mnie na ćwiczeniu wibrato i oczywiście MUSIAŁA zrobić mi zdjęcie. Siły już czasem do niej nie mam. Lata z tym aparatem i lata. Niedługo porządny kot nie będzie mógł już w spokoju skorzystać z kuwety… Łatek za to uwielbia pozować do zdjęć i ciągle zachęca Dużą do fotografowania. Duża już nie boi się zostawiać nas samych w domu. Polubiliśmy się z Łatkiem. W ciągu dnia bardzo fajnie się bawimy i Duża czasem przy odkurzaniu narzeka, że dużo naszej sierści w przedpokoju lata. No ale jak mamy zapasy ćwiczyć? Jakieś ofiary muszą przecież zostać poniesione… Niech się cieszy, że to tylko sierść a nie zęby, oczy i pazury. Dziwna ta Duża. Jak Duzi Mniejsi się ze sobą bawią to też ich rozdziela. Zatem ja i Łatek staramy się jej nie stresować za bardzo i jak ostatnio wróciła do domu to zastała nas śpiących razem na łóżku. Aaaaaa niech się cieszy… Pozwoliłem jej nawet strzelić mi jedną fotkę z bliska i ładnie do niej pozowałem. Przypomnę, że mieszkam u Dużych już ponad dwa miesiące, a dzisiaj mija dokładnie miesiąc odkąd zamieszkał z nami Łatek. Duża mówi, że bardzo nas kocha i nie oddałaby nas nikomu. Cieszy się, że nas zabrała do siebie. Szkoda tylko, że nasz ulubiony sklep, w którym Duża kupowała dla nas pyszne pyszności i miała do niego naprawdę bardzo bliziutko, przeniósł się do innej dzielnicy. Duża musiała szukać innego sklepu, który byłby równie dobrze zaopatrzony. Oczywiście nadal będzie robiła zakupy w tamtym sklepie, tylko przez internet, a musi mieć przecież jakiś dyżurny sklep w razie gdyby nagle ZABRAKŁO NAM jedzonka. Duża się śmieje, że my tylko jemy i śpimy, a to przecież nieprawda! Czy to nasza wina, że wiecznie przyłapuje nas w takich pozach? Zwłaszcza, że pogoda sprzyja spaniu. Duża ciągle się dziwi, że czerwiec, wakacje a tu zimno i leje ciągle. Nam to nie przeszkadza. Wcale a wcale. I teraz też już zbliża się pora snu. Życzę Wam wszystkim dobrej nocy. A i Łatek do życzeń się przyłącza. Dobranoc!

P.S. A to wiersz napisany przez moją ukochaną koleżankę Ineczkę:

Chmury wieczorne pobiegły
po ciemnym czerwcowym niebie
płakały nad kocim losem
kocie anioły w potrzebie

Skrzydła aniołów schowane
pod daszkiem starym na drucie
ogrzeją serca zmarznięte
lecz czy zobaczą je ludzie?

Inka

Moje wszystko

Będzie pięknie

Odbyłam naradę z M. Oczywiście dotyczącą Lenny’ego. Nie jadę. Mogłabym, ale nie jadę. Mój najdroższy małżowinek powiedział „jedź jak chcesz”. Chcę, bardzo nawet chcę i to już nawet nie ze względu na samego Kravitza, tylko tak o. Odpocząć i wyrwać się na chwil parę. Niestety złośliwość przedmiotów martwych dała o sobie znać. Dziecku rozwaliły się buty. Mnie też. A podręczniki Dużego, na które TERAZ jest rabat, będą kosztować 260 zł. No i remont, którego kosztu nie znam jeszcze. Tak więc Lenny musi poczekać. Nie jest mi szkoda, bo pomyślałam, że w lecie będzie sporo imprez tu na miejscu, na które będę mogła się wybrać. Moze nawet wyciągnę małżonka… Tak rzadko gdzieś razem bywamy. Aaa no i jeszcze zepsuł się telewizor… Czekam dzisiaj na naprawiacza w postaci mojego znajomego. Cholera mam nadzieję, że uda mu się grata naprawić. Za małe pieniądze.

W sobotę pojechaliśmy z Dużym na zakończenie roku harcerskiego. Nie dosyć, że było zimno jak nie wiem co, to jeszcze lało jak z cebra. Wtedy to właśnie objawiły się dziury w adidasach Dużego. I w moich. W strugach deszczu dotarliśmy do hufca, gdzie spodziewano się conajmniej 250 osób. Tymczasem samych zuchów ze wszystkich gromad było może 15. Duży popatrzył na wszystko rozczarowanym wzrokiem, posiedział trochę i oznajmił: „nie chcę już tu być”. Na domiar złego, druhna zapomniała o sprawnościach, na które Duży czekał i to przelało czarę goryczy. Wróciliśmy zatem do domu. A deszcz sobie padał i padał i padał… A wiatrzysko wiało i wiało. A w niedzielę rano wyszło słońce. Akurat dobrze, bo musieliśmy iść nieszczęsne adidasy dla Dużego kupić. I dobrze, że poszliśmy bo w jednym sklepie na D co reklamuje w tv markę butów dla dzieci na E, była właśnie na owe buty obniżka i tak to cena ze 139 zł zjechała na 59 zł. Ucieszyłam się. Nie na długo, bo okazało się, że telewizor zaczął wariować. Pierdzi i obraz gubi. Mamy w planach nowy, ale nie w tej chwili, więc naprawić dziada trzeba. Oprócz butów stan zabawek naszych dzieci powiększył się o sztuk dwie. Duży za pieniądze ze skarbonki zakupił sobie wymarzony zegarek Ben Ten czy jak on się tam nazywa. Mały wybrał sobie smoka w jaju. Jak na mój gust smok jest o niebo a nawet o dwa nieba lepszy niz zegarek. Ale to nie ja jestem 9-cio letnim chłopcem opanowanym rządzą posiadania..

Miałam nadzieję, że słońce zostanie z nami na dłużej. Dzisiaj rano było przyjemnie ciepło na dworzu, ale teraz widzę, że słonce skryło się za chmury i zerwał się wiatr. Co za jakiś dziwny czerwiec? Kiedy byłam mała w czerwcu już było ciepło. I to ciepło trwało aż do końca września. Lato było słoneczne i o dobrą pogodę nad morzem nie trzeba było się martwić, bo po prostu taka była. W zimie za to było biało i mroźno. Jeździło się na sankach, łyżwach i nartach. Teraz właściwie cały rok pogoda jest taka sama. No dobra było kilka mroźnych dni w zimie i kilka dni upalnych w zeszłym roku w lecie. Beznadzieja. Poza tym zmieniło się jeszcze kilka innych rzeczy. Kiedyś miesiącem truskawek był czerwiec, teraz maj. Pomidory nie mają smaku. Nie ważne czy szklarniowe czy polne. Czy w zimie czy w lecie. Smakują tak samo. Niektóre warzywa są dużo mniejsze niż powinny a inne znowu przeogromne. Moja babcia uparcie twierdzi, że nadchodzi koniec świata. Może i nadchodzi. Wszystko jakieś dziwne jest.

Wczoraj moja teściowa powiedziała, że jak wrócą z wczasów z dziećmi, to wezmą ich do siebie jeszcze na trochę, żeby nie musiały w kurzu i hałasie siedzieć. No i fajnie. Jeja, 10 dni bez chłopaków! Będę robić nic 😀 Położę się i nie ruszę nawet na krok. Nie będę gotować, nie będę prać i sprzątać też nie będę. Zarosnę sobie 10-cio dniowym brudem i kurzem. Będzie mi fajnie. A wieczorami będę brała M pod pachę i będziemy szli na spacer, albo do miasta. I będzie pięknie. Oj jak pięknie będzie 🙂

Moje wszystko

Oooooch Lenny…

Moje kochane koleżanki z fikołków zaproponowały mi wyjazd do Krakowa. Na kilka godzin. Na koncert. Lenny’ego Kravitza oczywiście. Koncert odbędzie się 20 czerwca i strasznie, okropnie chce mi się na niego jechać. Tak dawno nie byłam na żadnym koncercie. Jak się tak dobrze zastanowić, to chyba nigdy nie byłam na żadnym fajnym koncercie. No oprócz Universe i Czerwonych Gitar. Na Czerwone Gitary poszłam z mamą i tak naprawdę to należałoby powiedzieć, że to ONA była na koncercie. Jasne, że znam ich piosenki. I lubię nawet. Ale gdyby to oni koncertowali w Krakowie, to nie chciałoby mi się tam jechać. Ale to jest Lenny!! Poza nim zagrają też Wilki (chcęchcęchcę!), Patrycja Markowska (yyyy…) i jakieś jeszcze grajła, o których w życiu nie słyszałam. Gdyby koncert odbywał się w Łodzi, wszystko byłoby prostsze. Oferta jest naprawdę bardzo atrakcyjna. Składka na benzynę i jakiś grosz na coś do zjedzenia. Wejście na koncert jest bezpłatne. Tym bardziej jest mi ciężko zrezygnować, ale wszystko wskazuje na to, że nie pojadę. Dziewczyny są tak wspaniałomyślne, że dały mi nawet czas do namysłu aż do dnia wyjazdu 😀 Bardzo, bardzo chcę jechać. Póki co na 99% nie pojadę. Za dużo tego wszystkiego na głowie. Duży ma straszliwe gile. Mały ma startą buzię. Ja mam bolący i buntujący się ostatnio żołądek. I wciąż nie wiem co z tym remontem. Wczoraj byliśmy w sali zabaw. Duży, Mały i kolega Dużego ze szkoły. Wyszaleli się chłopaki za wszystkie czasy (stąd obtarta skóra na buzi Małego). Później zahaczyliśmy o McDonald’s, dzieki czemu wzbogaciliśmy się o kolejne pierdoły-zabawki, które za chwilę będą mi się plątać pod nogami. Dzisiaj od rana świeciło słońce i chyba było ciepło, ale jakoś znowu niebo zachmurzone . Zanosi się na deszcz. I pewnie spadnie. Lato nie będzie chyba zbyt gorące w tym roku. Martwię się o wczasy chłopaków. Będą spali w drewnianym domku w lesie. Mam nadzieję, że będzie tam grzejnik. 5 lat temu byłam w tamtych okolicach na wczasach. Też spaliśmy w domku. Na szczęście grzejnik był, bo wieczorami para z ust leciała jak się mówiło. A była druga połowa lipca.

M rzuca palenie. Nie pali od soboty. Cieszę się z tego bardzo, bo i on będzie zdrowszy i na papierosach zaoszczędzimy. Z drugiej strony nie cieszę się tak bardzo, bo ciągle chodzi bez humoru i zdenerwowany. Żadna frajda. Tak źle i tak niedobrze.

Za tydzień koniec roku szkolnego. Huraaaaaaa!

Moje wszystko

Huragan we włosach

No i mamy jesień. I to późną raczej. Zastanawiam się, czy ja czasem nie przespałam lata? No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że rano na termometrze zobaczyłam 6 (słownie: sześć) stopni? Przecież mamy czerwiec! Za chwilę koniec roku szkolnego i wakacje. Dzieci wyjadą na kolonie. Większość z nas zabierze swoje rodziny na wczasy. Co zabrać do walizki? Kożuch chyba. Bo nad naszym morzem nie może być ciepło. Albo w Tatrach. Podobno całkiem niedawno spadł tam śnieg… Dzisiaj ostatni dzień białego tygodnia. Przez cały tydzień dzieci marzły w kościele, klecząc po pół godziny. Duży płacze, że bolą go kolanka. Też by mnie bolały. M wyręczył mnie i poszedł z Dużym do kościoła wczoraj i przedwczoraj. Dzisiaj poszłam już sama, bo myślałam, że dowiem się czegoś o kręconym podczas Komunii dvd. Dowiedziałam się. Że dopóki nie zostanie zebrana cała kwota, płyty nie trafią do naszych rąk. I tu zapewne zacznie się polka z przytupem. Jak zmusić rodziców ponad 40 dzieci, żeby wpłacili pieniądze w terminie? Nie da się. Widziałam to nie raz. Chociażby przy okazji Komunii, kiedy termin wpłaty przypadał na koniec lutego, a na początku maja brakowało wpłat od kilku osób. A tu trzeba się sprężyć. Podejrzewam, że będą kłopoty, że ktoś tam się wykruszy, że ktoś nie będzie miał z czego zapłacić, a ktoś inny zapomni. Tym sposobem na płyty możemy czekać aż do września. Albo dłużej. Jutro całą rodziną wybieramy się do zdjęcia. Ale wcześniej idziemy do dentysty. Tzn ja i Duży. Może wreszcie uda się naprawić Dużemu mleczaka.

Jakieś świństwo krąży wokół nas. Mały rozchorował się w poniedziałek. Jelitówa, ale na szczęście łagodna. Później źle poczułam się ja. Ktoś nieśmiało zasugerował, że być może spodziewam się kolejnego Małego. Otóż nie spodziewam się. Przynajmniej nic o tym nie wiem. Jak już kiedyś wspomniałam, nie zamierzam powiększać rodziny. Wystarczy mi nasze 4/4 🙂 Plus dwa koty. Dzisiaj do wucetu zaczyna biegać Duży. Cholera :/ Wolałabym, żeby nie poszło dalej. Przedwczoraj M udał się do lekarza. Wrócił podziurawiony. I z dużo lżejszym portfelem. Wcale mi się to nie podoba, szczególnie, że wciąż mam nadzieję na remont łazienki. Ale nie powiedziałam nic, bo przecież zdrowie ważniejsze. Chociaż remont łazienki też ma pośrednio związek ze zdrowiem. Trzeba się wreszcie cholernego grzyba pozbyć. Ze ścian oczywiście. W czwartek przed Komunią poszłam sobie zrobić paznokcie. Żelowe. Nie to, żebym musiała, ale chciałam zobaczyć jak to jest. Nie mam nic do zarzucenia swoim paznokciom. Raz chciałam spróbować tego, co większość moich koleżanek nosi na palcach z wyraźnym upodobaniem. Rezultat jest taki, że musiałam wezwać Pogotowie Żelowe w postaci dobrej koleżanki na pomoc, bo mi się te żelki zaczynają rozpadać. Jak mam nie wierzyć w pecha? Przecież w końcu podczas pierwszej podróży na Wyspy tylko mnie wysadzono z autokaru i maglowano przez 3 godziny na granicy. I to mnie nagminnie psują się nowe sprzęty rtv i agd. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Całe szczęście mam dobrą kumpelkę, która zajmuje się paznokciami i mam pewność, że niczego nie schrzani. Chociaż… Czy aby na pewno? Z moim pechem? 😀

Dzisiaj pierwszy raz od 15 lub 16 lat jechałam na rowerze. O ludzie! Jakie to jest cudowne uczucie! Zapomniałam już jakie to jest przyjemne. Zawsze lubiłam kiedy wiatr rozwiewał mi włosy podczas wyścigów z kolegami. Szkoda, że dzisiaj było to niemal huragan :/ Oczywiście, że miałam tremę przed zanim usiadłam na siodełku. W końcu tyle lat nie jeździłam… Czy można zapomnieć jak się jeździ na rowerze? Ja nie zapomniałam. Ale wydaje mi się, że rower Dużego jest mniej skrętny niż moje Wigry 3, które wiele lat temu skradziono z naszej piwnicy 😉 A takie było piękne. Błekitno białe… Z dynamem na przednim kole i lampką. Przy nowym rowerze Dużego nie było nawet stopki. Ale już jest 🙂 Przy okazji przeglądu rowerowego poprosiłam o założenie takiego czegoś, bo jestem pewna, że Duży nie zada sobie trudu oparcia roweru o drzewo, ścianę czy murek. Zejdzie z niego i walnie nim o ziemię. Tzn teraz już nie walnie, bo ma nowiuśką stopkę 😛

A ja od niedzieli nie mogę przestać myśleć o pysznej gorącej szarlotce z lodami…

Moje wszystko

Spowiedź i Komunia czyli księdzu KALOSZ!

Jesteśmy po. Uroczystość odbyła się przedwczoraj. Było pięknie i wszystko posżło jak „po maśle”. Dzieci pamiętały kiedy mają co zaśpiewać i co robić. A myślałam, że będzie gorzej… W sobotę odbyła się pierwsza spowiedź zapowiedziana na godzinę 9.30. Oczywiście naiwna byłam myśląc, że pójdziemy, dziecko się wyspowiada i wrócimy do domu. Nie. Najpierw ksiądz GLĘDZIŁ to samo, o czym mówił do nas przez cały rok. Nic nowego nie usłyszeliśmy. Dzieci po pół godzinie poczuły się znużone i zaczęły kręcić się w ławkach, rozglądać się na boki i rozmawiać między sobą. Ksiądz widząc, ze dzieciaki tracą zainteresowanie, przyśpieszył trochę swój wywód i zmieścił się w sumie w godzinie… Póżźniej dzieci grzecznie ustawiły się w kolejce do konfesjonałów. Czterech księży czekało na wysłuchanie małych grzeszków. W tym ten jeden. Czepialski, niemiły, stary dziad! Chociaż dzieci było obecnych około 40, to przyczepił się tylko do tych, które stały w jego kolejce (w tym Duży), że nie mają książeczek. Dzieci doznały szoku, zestresowały się i przestraszyły. Duży stał najbliżej i jemu dostało się najwięcej. Popłakał się i przyleciał do mnie pociągając nosem. Wyszlochał, że ksiądz krzyczy, bo on nie ma książeczki… No to wzięłam dziecko za rękę i poszłam. Pokrzyczeć. Na księdza. Załatwiłam sprawę jak się należy, ksiądz zamknął jadaczkę i złagodniał. Ale to nie koniec. Zaraz po białym tygodniu pójdę na skargę do proboszcza. Nie obchodzi mnie, że to ksiądz i starszy człowiek. Właśnie jako taki powinien dawać przykład dzieciom i być im pomocny. A nie wyżywać się na zestresowanych maluchach. Po spowiedzi odebraliśmy cudną kompozycję kwiatową, którą Duży miał przypiętą do butonierki. Mój mężczyzna 😉 Sobotę całą miałam zajętą lataniem i dopinaniem spraw na ostatni guzik. Wieczorem stawiłam się w kościele na sprzątaniu i dekorowaniu. I wcale nie żałuję, że poszłam. Chociażby dlatego, że z naszej klasy były tylko trzy osoby. Z klasy, która miała komunię w pierwszej turze było więcej rodziców. Natomiast z klasy, która miała komunię z nami, nie przyszedł NIKT. Jestem w stanie zrozumieć rodziców, którzy przygotowywali przyjęcie w domu, ale tych było naprawdę niewielu. Nie rozumiem natomiast innych rodziców. Przeciez robiliśmy to dla naszych dzieci. Nie dla księdza i nie dla ludzi, którzy przychodzą do kościoła, tylko dla dzieci. Żeby czuły jakie to uroczyste wydarzenie. Żeby było radośnie i kolorowo. Anyway, ja nie żałuję, że poszłam. Przynajmniej mam czyste sumienie, że zrobiłam dla mojego dziecka coś, żeby czuło się dobrze podczas przyjmowania Jezusa do serca. Była też obecna taka gwiazda, która nie robiła nic poza staniem na środku kościoła i krytykowaniem dekoracji. Kolorowe kwiatki przy ławkach są be. Kwiatki zawieszone na aluminiowej ramie wystawowej, są be bo kojarzą się jej z wieńcami. Ołtarz jest be bo za dużo naćkane… Za to ksiądz na mszy niedzielnej – komunijnej, powiedział, że obecne były osoby, które zamiast radować się, że ich dzieci będą w pełni mogły uczestniczyć we mszy świętej, stały i narzekały, że kwiaty nieładne, że ławki nie tak ustawione itp… Szkoda, że nie widziałam miny gwiazdy.. Chociaż nie wiem czy dotarło do niej, że to o niej mowa była, bo była tak pewna siebie, że może nawet nie zauważyła, że przesadza.. Komunia odbyła się bez wpadek. Dzieci wyglądąły pięknie. Spodziewałam się falbaniastych sukienek z mnóstwem ozdób, tymczasem sukieneczki były piękne, ale skromne. Proste i długie. Wg mojej kuzynki zgodne z najnowszymi trendami mody ślubnej… I mało dziewcząt miało bukieciki. Kiedy ja szłam do Komunii bukiecik był obowiązkowy. I chłopcy tak samo jak dziewczynki mieli rękawiczki. Teraz najwyraźniej wszystko uległo zmianie, bo rękawiczki miał jeden chłopiec (i to wcale nie Duży, bo przyznam się szczerze, że z głowy mi wyleciało..). Jeden chłopiec miał albę. Reszta garnitury z modnego ostatnio błyszczącego materiału. Pogoda była znośna. W czasie kiedy nasze dzieci były w kościele, pokazało się słońce. Kiedy wychodziliśmy z kościoła jeszcze świeciło, ale w drodze do resaturacji rozpadało się na dobre. A propos restauracji. Polecam wszystkim „Ciągoty i tęsknoty” w Łodzi. Pięknie podane, wykwintne przystawki, przepyszne danie główne i wspaniały deser sprawiły, że nie chciałam stamtąd wychodzić. Zwłaszcza ten deser 😉 Mieliśmy 3 do wyboru. Szarlotka na gorąco z lodami, lody z gorącymi wiśniami i mrożony deser Semifreddo cappuccino. Wzięłam szarlotkę. Byłam najedzona po czubek głowy, ale gdyby podali mi jeszcze 3 porcje, zjadłabym bez zastanowienia! Od niedzieli nie mogę przestać myśleć o tej szarlotce i NA PEWNO pojadę tam w najbliższym czasie i zjem to cudo 🙂 Szczególnie, że mój M nie doczekał się deseru. Musiał zabrać nasze dzieci do domu wcześniej, bo Duży źle się poczuł, a Małemu się znudziło. Przyjęcie było bardzo udane 🙂 Duży jest bardzo zadowolony i z przyjęcia i z tego, że przyjechali prawie wszyscy goście i z prezentów. Ale najbardziej przeżył coś innego.. Jeszcze wczoraj opowiadał mi jak cudownie czuł się kiedy przyjmował opłatek od księdza. Mówił, że czuł radość i ożywienie. Martwił się tylko tym, czy dobrze zrobił, że pogryzł opłatek, bo może powinien go połknąć? Teraz jestem pewna, że mój syn rozumie co się wydarzyło w niedzielę i że nie była to dla niego uroczystość związana z dostawaniem prezentów. Prezenty ofkors też były ważne, zwłaszcza że wszystkie były trafione 🙂 Nie wiem tylko czy my cieszymy się równie bardzo jak on, bo na przykład od wczoraj patrzę jak Duży chodzi po mieszkaniu ze słuchawkami w uszach i cieniuśkim IPodem w rączce, i zawodzi „wy nie wiecie a ja wiem…” 😀 Słuchu to on nie ma. Niestety 😉 Z przyjemnością patrzę też jak obaj chłopcy siedzą z tatą przed telewizorem i „młócą” w gry na PS3. Swoją drogą sama chciałabym dostać takie fajne prezenty. Na moją Komunię dostałam zegarek elektroniczny i byłam nieprzytomnie szczęśliwa. Moje dziecko ma dwa zegarki i nie robią one na nim wrażenia. Za to IPod owszem. Nie dotarliśmy na rozdanie pamiątek.

Wczoraj rozpczął się biały tydzień. Niestety Mały złapał jakieś paskudztwo i sensacje z przewodu pokarmowego nie pozwoliły mi na zabranie Dużego do kościoła. Sensacje trwają, ale na szczęście jest już lepiej. Pójdziemy dzisiaj. I musimy odebrać pamiątkę. Na wczorajszej mszy podobno dzieci klęczały pół godziny, bo ksiądz się rozgadał.. Za cztery lata powtórka. Wytrzymam?