Jesteśmy po. Uroczystość odbyła się przedwczoraj. Było pięknie i wszystko posżło jak „po maśle”. Dzieci pamiętały kiedy mają co zaśpiewać i co robić. A myślałam, że będzie gorzej… W sobotę odbyła się pierwsza spowiedź zapowiedziana na godzinę 9.30. Oczywiście naiwna byłam myśląc, że pójdziemy, dziecko się wyspowiada i wrócimy do domu. Nie. Najpierw ksiądz GLĘDZIŁ to samo, o czym mówił do nas przez cały rok. Nic nowego nie usłyszeliśmy. Dzieci po pół godzinie poczuły się znużone i zaczęły kręcić się w ławkach, rozglądać się na boki i rozmawiać między sobą. Ksiądz widząc, ze dzieciaki tracą zainteresowanie, przyśpieszył trochę swój wywód i zmieścił się w sumie w godzinie… Póżźniej dzieci grzecznie ustawiły się w kolejce do konfesjonałów. Czterech księży czekało na wysłuchanie małych grzeszków. W tym ten jeden. Czepialski, niemiły, stary dziad! Chociaż dzieci było obecnych około 40, to przyczepił się tylko do tych, które stały w jego kolejce (w tym Duży), że nie mają książeczek. Dzieci doznały szoku, zestresowały się i przestraszyły. Duży stał najbliżej i jemu dostało się najwięcej. Popłakał się i przyleciał do mnie pociągając nosem. Wyszlochał, że ksiądz krzyczy, bo on nie ma książeczki… No to wzięłam dziecko za rękę i poszłam. Pokrzyczeć. Na księdza. Załatwiłam sprawę jak się należy, ksiądz zamknął jadaczkę i złagodniał. Ale to nie koniec. Zaraz po białym tygodniu pójdę na skargę do proboszcza. Nie obchodzi mnie, że to ksiądz i starszy człowiek. Właśnie jako taki powinien dawać przykład dzieciom i być im pomocny. A nie wyżywać się na zestresowanych maluchach. Po spowiedzi odebraliśmy cudną kompozycję kwiatową, którą Duży miał przypiętą do butonierki. Mój mężczyzna 😉 Sobotę całą miałam zajętą lataniem i dopinaniem spraw na ostatni guzik. Wieczorem stawiłam się w kościele na sprzątaniu i dekorowaniu. I wcale nie żałuję, że poszłam. Chociażby dlatego, że z naszej klasy były tylko trzy osoby. Z klasy, która miała komunię w pierwszej turze było więcej rodziców. Natomiast z klasy, która miała komunię z nami, nie przyszedł NIKT. Jestem w stanie zrozumieć rodziców, którzy przygotowywali przyjęcie w domu, ale tych było naprawdę niewielu. Nie rozumiem natomiast innych rodziców. Przeciez robiliśmy to dla naszych dzieci. Nie dla księdza i nie dla ludzi, którzy przychodzą do kościoła, tylko dla dzieci. Żeby czuły jakie to uroczyste wydarzenie. Żeby było radośnie i kolorowo. Anyway, ja nie żałuję, że poszłam. Przynajmniej mam czyste sumienie, że zrobiłam dla mojego dziecka coś, żeby czuło się dobrze podczas przyjmowania Jezusa do serca. Była też obecna taka gwiazda, która nie robiła nic poza staniem na środku kościoła i krytykowaniem dekoracji. Kolorowe kwiatki przy ławkach są be. Kwiatki zawieszone na aluminiowej ramie wystawowej, są be bo kojarzą się jej z wieńcami. Ołtarz jest be bo za dużo naćkane… Za to ksiądz na mszy niedzielnej – komunijnej, powiedział, że obecne były osoby, które zamiast radować się, że ich dzieci będą w pełni mogły uczestniczyć we mszy świętej, stały i narzekały, że kwiaty nieładne, że ławki nie tak ustawione itp… Szkoda, że nie widziałam miny gwiazdy.. Chociaż nie wiem czy dotarło do niej, że to o niej mowa była, bo była tak pewna siebie, że może nawet nie zauważyła, że przesadza.. Komunia odbyła się bez wpadek. Dzieci wyglądąły pięknie. Spodziewałam się falbaniastych sukienek z mnóstwem ozdób, tymczasem sukieneczki były piękne, ale skromne. Proste i długie. Wg mojej kuzynki zgodne z najnowszymi trendami mody ślubnej… I mało dziewcząt miało bukieciki. Kiedy ja szłam do Komunii bukiecik był obowiązkowy. I chłopcy tak samo jak dziewczynki mieli rękawiczki. Teraz najwyraźniej wszystko uległo zmianie, bo rękawiczki miał jeden chłopiec (i to wcale nie Duży, bo przyznam się szczerze, że z głowy mi wyleciało..). Jeden chłopiec miał albę. Reszta garnitury z modnego ostatnio błyszczącego materiału. Pogoda była znośna. W czasie kiedy nasze dzieci były w kościele, pokazało się słońce. Kiedy wychodziliśmy z kościoła jeszcze świeciło, ale w drodze do resaturacji rozpadało się na dobre. A propos restauracji. Polecam wszystkim „Ciągoty i tęsknoty” w Łodzi. Pięknie podane, wykwintne przystawki, przepyszne danie główne i wspaniały deser sprawiły, że nie chciałam stamtąd wychodzić. Zwłaszcza ten deser 😉 Mieliśmy 3 do wyboru. Szarlotka na gorąco z lodami, lody z gorącymi wiśniami i mrożony deser Semifreddo cappuccino. Wzięłam szarlotkę. Byłam najedzona po czubek głowy, ale gdyby podali mi jeszcze 3 porcje, zjadłabym bez zastanowienia! Od niedzieli nie mogę przestać myśleć o tej szarlotce i NA PEWNO pojadę tam w najbliższym czasie i zjem to cudo 🙂 Szczególnie, że mój M nie doczekał się deseru. Musiał zabrać nasze dzieci do domu wcześniej, bo Duży źle się poczuł, a Małemu się znudziło. Przyjęcie było bardzo udane 🙂 Duży jest bardzo zadowolony i z przyjęcia i z tego, że przyjechali prawie wszyscy goście i z prezentów. Ale najbardziej przeżył coś innego.. Jeszcze wczoraj opowiadał mi jak cudownie czuł się kiedy przyjmował opłatek od księdza. Mówił, że czuł radość i ożywienie. Martwił się tylko tym, czy dobrze zrobił, że pogryzł opłatek, bo może powinien go połknąć? Teraz jestem pewna, że mój syn rozumie co się wydarzyło w niedzielę i że nie była to dla niego uroczystość związana z dostawaniem prezentów. Prezenty ofkors też były ważne, zwłaszcza że wszystkie były trafione 🙂 Nie wiem tylko czy my cieszymy się równie bardzo jak on, bo na przykład od wczoraj patrzę jak Duży chodzi po mieszkaniu ze słuchawkami w uszach i cieniuśkim IPodem w rączce, i zawodzi „wy nie wiecie a ja wiem…” 😀 Słuchu to on nie ma. Niestety 😉 Z przyjemnością patrzę też jak obaj chłopcy siedzą z tatą przed telewizorem i „młócą” w gry na PS3. Swoją drogą sama chciałabym dostać takie fajne prezenty. Na moją Komunię dostałam zegarek elektroniczny i byłam nieprzytomnie szczęśliwa. Moje dziecko ma dwa zegarki i nie robią one na nim wrażenia. Za to IPod owszem. Nie dotarliśmy na rozdanie pamiątek.
Wczoraj rozpczął się biały tydzień. Niestety Mały złapał jakieś paskudztwo i sensacje z przewodu pokarmowego nie pozwoliły mi na zabranie Dużego do kościoła. Sensacje trwają, ale na szczęście jest już lepiej. Pójdziemy dzisiaj. I musimy odebrać pamiątkę. Na wczorajszej mszy podobno dzieci klęczały pół godziny, bo ksiądz się rozgadał.. Za cztery lata powtórka. Wytrzymam?