Duży - Zespół Aspergera

Przychodzi aspie do lekarza

Byliśmy dziś u pulmonologa. Infekcję wirusową sobie wyhodowaliśmy. Lekarka zapytała mnie jak Duży wydmuchuje nos (nie umie!), na co dziecko wyraziło chęć pokazania. Pani doktor chciała koniecznie obejrzeć to, co w chustce zostało, pod kątem koloru i konsystencji. Duży skwitował:

– dziwne ma pani hobby. 

 

Moje wszystko

Gorycz i złość

Martwię się. Już dwa tygodnie minęło od złożenia odwołania od orzeczenia Dużego. Na razie dostałam tylko wiadomość, że dokumenty przesłano do Komisji Wojewódzkiej. Tak bardzo mam już dość czekania na różnego rodzaju wyniki, badania, komisje, że chce mi się wyć. Duży od tygodnia jest na Rispolepcie. Nie wiem czy jest jakaś poprawa. Na razie staram się ustalić, o jakiej porze najlepiej dać mu lek, żeby normalnie funkcjonował w dzień, a spał w nocy. Wychodzi mi, że najlepsza pora to około 17. I tego na chwilę obecną będziemy się trzymać. Duży rozpoczął terapię w naszej Fundacji. Nową. Dwa razy w tygodniu chodzi na TUS i sensomotorykę. Po pierwszych terapiach, terapeutki mówiły, że wszystko jest na nie, nie będę robił, to jest głupie, nienawidzę fundacji, nienawidzę niepełnosprawnych, jestem od Was lepszy, jestem boski… To samo jest w domu. Nie mam siły się z nim szarpać. Do tego dochodzi agresja wobec młodszego brata (kopanie, bicie, ściskanie, wykręcanie rąk, podduszanie) i autoagresja. Zobaczymy czy Rispolept coś pomoże. Nie jestem zwolenniczką faszerowania dzieci lekami, ale nie daję już rady. Duży na razie jeszcze jest niższy ode mnie, ale szybko rośnie i obawiam się co będzie później. W tej chwili jeszcze nie podnosi na mnie ręki, ale jak jego hormony zaczną buzować jeszcze bardziej, to kto wie… Duży dojrzewa. Zmienia się. Pod nosem wąsiska, stopa równa mojej. Śmiejemy się, że możemy pożyczać od siebie buty. O ile ja w jego trampkach jeszcze jakoś wyglądam, o tyle on w moich balerinach czy szpilkach… 😉 Duży ma całkiem niezłe poczucie humoru, pod warunkiem że żarty nie są zawoalowane. Czasem wcale nie wie, że żartujemy i nakręca się jakąś sytuacją, bardzo szybko prowadząc do awantury. Muszę wtedy dokładnie tłumaczyć mu co i jak, ale i tak nie zawsze zrozumie. Dużo rzeczy rozumie zbyt dosłownie. Nie potrafi dopasować przysłów do sytuacji. A już z wyjaśnianiem ich.. Szkoda słów. Ale jestem dobrej myśli. Przede wszystkim dlatego, że wybrałam Dużemu magiczną szkołę. Do tej pory chodzenie do szkoły było przykrym obowiązkiem. Bo dzieci się śmiały, że jest inny, bo nie nadążał, bo nie zapamiętywał prac domowych itp. Teraz Duży idzie do szkoły chętnie. Tak samo chętnie zgłasza się do odpowiedzi. Kiedy czegoś nie rozumie, nauczyciel prowadzący lekcję lub wspierający, tłumaczą do bólu. Duży CHCE zadziwiać nauczycieli. To duży sukces. Ale też dopiero początek, chciałabym, żeby tak pozostało. Żeby mu się nie znudziło. Mały… Mały będzie konsultowany logopedycznie i psychologicznie. Na moją prośbę. Bo zobaczyłam różne zachowania, które wcale mi się nie podobają. Mały bardzo trzepocze, na stojąco, na siedząco, nad książką, nad głową… Dużo krzyczy, wydaje z siebie dużo dźwięków. Prostuje nogi, sapie, wyłącza się. Je papier, plastik i różne inne rzeczy, które niekoniecznie do jedzenia się nadają. Ze zmiany szkoły, wbrew swoim przewidywaniom, jestem zadowolona. Mały jest dopilnowany. Poprawia się charakter pisma, czytanie. Gorzej z pisaniem ze słuchu. Mały nie umie… Pisze litery bez ładu i składu. Oczywiście nie zawsze. Są wyrazy, które potrafi napisać, ale większość w jego wykonaniu jest bez sensu. Czy to tylko afazja? Nie wiem. Boję się, że nie. Właściwie jestem z tym wszystkim sama. Nie mam co liczyć na wsparcie rodziny, bo teściowie uważają, że nie ma czegoś takiego jak ZA. To tylko wymysł psychologów, żeby nie stracić pracy. Wciąż myślą, że Dużemu przejdzie. Nie przejdzie. Możemy tylko wypracować różne rzeczy podczas terapii. Oczywiście Duży ma szansę na normalne życie, rodzinę, dzieci. Mały chyba też. Ale tak bardzo się martwię ich przyszłością. Nie chcę już słuchać dobrych rad ludzi, którzy nie rozumieją co to znaczy żyć i mieszkać z autystą. „Przecież on nie wygląda na takiego! ” słyszę bardzo często i to nie tylko na ulicy, od znajomych, ale i od lekarzy. To chyba coś oznacza. Nie wiemy nic, lub bardzo mało o autyzmie i zaburzeniach ze spektrum. Sąsiedzi się dziwią, że ciągam chłopców ze sobą wszędzie, ale jak mam ich zostawić samych w domu? Skąd mogę wiedzieć, czy Duży się nie zdenerwuje na Małego i nie zrobi mu krzywdy pod wpływem emocji? Skąd mam wiedzieć, że Mały nie zje czegoś niejadalnego? Proszku do prania? Płynu do mycia podłóg? Klocków? Doprowadza mnie to do szału. Nie mamy normalnego życia. Nie możemy umówić się ze znajomymi na wspólny wypad, czy imprezę. Nie ma kto się zająć chłopcami. Przyjaciele i znajomi pomalutku „wyszli” z naszego życia. Tych, którzy zostali, możemy policzyć na palcach u jednej ręki. W orzeczeniu o niepełnosprawności Dużego, napisano w punkcie 7: NIE WYMAGA. Czyli, że mogę rzucić wszystko i iść do pracy. Bo Duży jest zdolny do samodzielnego życia. Nie ważne, że co dzień rano muszę mu przypominać, żeby się umył, założył świeżą bieliznę, kurtkę, bo jest zimno. Żeby zjadł śniadanie. Żeby się spakował. Muszę go pilnować, żeby nie dostał na ulicy w dziób, ponieważ jest agresywny w stosunku do innych ludzi. Wystarczy, że ktoś lekko go potrąci na przejściu dla pieszych i awantura gotowa. Skąd mam wiedzieć, że ktoś się nie wkurzy i mu nie przyłoży? Przecież „nie wygląda” na zaburzonego. Znaczka nosić nie chce, buntuje się, bo wg niego jest najzdrowszą osobą pod słońcem, a wszyscy inni to debile, downy i barany. Proszę bardzo, niech szanowna komisja pomieszka z nim chociaż tydzień. Ciekawe czy wtedy też stwierdzą, że: nie wymaga. Wylałam z siebie całe litry goryczy, ale wcale mi nie jest lepiej. Bo to wszystko wciąż będzie trwać. Ale jest jeden pozytyw: trafiłam do wspaniałego Klubu Rodziców Autyzm Help by JiM. Poznałam ludzi, którzy borykają się z tymi samymi problemami co ja, a czasem nawet gorszymi. Wspieramy się wzajemnie i nie musimy tłumaczyć co, jak i dlaczego, bo każdy przeżywa to samo. Życzę wszystkim, żeby znaleźli takie właśnie swoje miejsce na ziemi, gdzie panuje zrozumienie i każdy jest chętny do pomocy.

Duży - Zespół Aspergera

Matma i aspie

Ciężkie życie mają Aspergerianie. Pomijając kłopoty w zawieraniu przyjaźni, brak akceptacji czy reakcje nieadekwatne do sytuacji… Duży odrabiał dziś matematykę. Od czwartku jest w domu, bo gardło boli, a w oczach maślany jakiś.. Wychowawczyni przesłała librusem pracę domową z różnych przedmiotów. Duży zabrał się za matematykę. Ułamki. Jego zmora. Pierwsze zadania nie były specjalnie trudne, ale i tak zrobił błędy, jednak wystarczyło mu przypomnieć na czym polega sprowadzanie do wspólnego mianownika i było ok. Poszłam do sklepu. Kiedy wróciłam, dziecko wybiegło mi na przywitanie, całe szczęśliwe:

– Mamo! – krzyczy. – Zrobiłem zadanie! Ale gdzieś zgubiłem kartkę z obliczeniami, bo wiesz nie wpisałem ich do zeszytu, tylko sam wynik! Ale za to napisałem jak to trzeba obliczyć.

Zajrzałam do zeszytu, bo nie mogłam sobie tego wyobrazić i rzeczywiście zobaczyłam wynik. A pod wynikiem Duży napisał: trzeba było wszystko do siebie dodać, a potem odjąć od 120 i wyszedł właśnie ten wynik! Załamałam się.

Mały - Afazja motoryczna

Idol

Mały skarży się na kolegę z klasy:

– A Damian to się dzisiaj śmiał z mojego imienia i nazwiska. I jeszcze z tego, że nie mam dziewczyny. A ja mam dziewczynę! A nawet 5!

– Synu, myślałam, że Ty masz tylko jedną dziewczynę!

– No tak, bo ja kocham Weronikę, a te inne to są moje fanki.

😀 Nie wiedziałam, że mam aż tak popularne dziecko! 😉

Duży - Zespół Aspergera

Uwaga! Kierowca w niebezpieczeństwie!

Oto rozmowa moja i Dużego na temat znaku D-40, (czyli początek strefy zamieszkania ;)) Idziemy rano do szkoły, Duży zauważa znak, który stoi w tym miejscu od maja zdaje się i pyta:

– mamo a ten znak, na którym dziecko gra w piłkę, jest ludek i samochód to co oznacza?

– Tzn, że wjeżdża się w drogę osiedlową, gdzie chodzą ludzie, dzieci biegają, bawią się i trzeba uważać. – odpowiadam.

– To te dzieci mogą mi coś zrobić?

– Nieee, raczej Ty musisz uważać, żeby im nie zrobić krzywdy jadąc samochodem.

– A ten ludek?

– No to dorosły człowiek, na którego musisz uważać.

– Aaaaa, to on jest niebezpieczny?

– Nie, musisz uważać jak jedziesz samochodem, żeby nikogo nie potrącić…

– Nic z tego nie zrozumiałem!

Zdaje się, że Duży znaki informacyjne dla kierowców, postrzega jako znaki, które ostrzegają kierowcę przed niebezpieczeństwem ze strony przechodniów. Oczywiście chodziło ten znak:

 

D40

Moje wszystko

Sny i nie sny

Śniło mi się, że stoję w kolejce w jakimś sklepie, chyba nawet za czasów PRL, bo puchy niesamowite, haki, białe ściany kafelkowe… A na lodówce sklepowej komunikat o zakazie ziewania w kolejce… Czy nie może mi się przyśnić nic twórczego? Albo przyjemnego? A tu człowiek nawet poziewać nie może. Uciekłam też przed jakimś dobrze zbudowanym facetem, który chciał ukraść mi telefon. Uderzyłam głową o drzewo, a mój mąż nie odbierał ode mnie telefonów. A jak już w końcu odebrał, to powiedział, że nigdzie po mnie nie wraca. Więc chowałam się w kościele, w szafie… A potem zadzwonił budzik i musiałam wstać. 

Jutro pierwsze spotkanie rodziców w Klubie Rodzica Autyzm Help w Fundacji JiM. Oczywiście nie mogę iść, bo mam terapię. Liczę na to, że kiedyś te spotkania będą się odbywały również w inne dni. Potrzebuję spotkać rodziców innych dzieci, podobnych do moich. Wprawdzie pogaduchy internetowe są fajne, ale jednak spotkania oko w oko są lepsze. 

W naszym ściennym zegarze wyczerpała się bateria. Wciąż wskazuje godzinę 11.42, czyli porę, kiedy powinnam ruszyć cztery litery i pomału iść po Małego do szkoły. Co chwila zrywam się więc ze zdziwieniem, że to już ta godzina?! A potem szukam wzrokiem innego zegara i siadam z powrotem 😉 

Wczoraj był fajny dzień. Manufaktura, pokaz konny a potem wielki deser, który na obrazku wydawał się całkiem mały, a potem nie dałam mu rady i zostawiłam połowę. 

Mały - Afazja motoryczna

Czy to afazja?

Dziś o Małym. Odrabiamy lekcje. Mały się wścieka nieziemsko, bo nie idzie mu to pisanie. Z liczeniem też kiepsko, zawsze się pomyli o jeden. Zgaduje. Jak się denerwuje to krzyczy i bije się rękami po twarzy. Czytanie idzie coraz lepiej, ale często się zatrzymuje przy jakimś słowie i układa do niego wierszyk, rymowankę, albo krzyczy to słowo kilka razy, podrygując w rytm tego co krzyczy czy śpiewa. Zadziera nogi na ławę, na stołek, pyta o milion rzeczy nie związanych z nauką. Wszystko jest na nie, nie chcę jechać, chociaż wczoraj bardzo chciał. Nie będę tego jadł, chociaż przed chwilą był głodny. Weź sobie wszystkie moje pieniądze! Bo nie pozwoliłam mu kupić kolejnej gry. Martwię się i to strasznie. Duży za to zadaje czasem tak głupie i denerwujące pytania, że szlag mnie trafia od razu, szczególnie wtedy, gdy jestem zajęta. Dziś, kiedy odrabiałam lekcje z Małym, zapytał mnie: mamo, czy tata ma zamknięte drzwi od łazienki? Zdenerwowałam się straszliwie, bo czy ja siedzę z nim w tej łazience? Nie można podejść i zobaczyć czy drzwi są zamknięte? A tu Mały wali się rękami po głowie i śpiewa słowa z czytanki. Zwariować można! Muszę uprosić lekarza o skierowanie na ponowne diagnozowanie Małego, bo coś mi się wydaje, że ta diagnoza to niewłaściwa jest…

Mały - Afazja motoryczna

Ja chcę do starej szkoły!

Mały rozpoczął naukę w nowej szkole. Zupełnie jak jego brat. Chociaż to tylko szkoła podstawowa. Tylko, albo aż! Mały bardzo przeżywał fakt, że musi zmienić szkołę. – Dlaczego mamo? Ja nie chcę! Ja też nie chciałam. Ale nie jestem z tych, co pchają się tam, gdzie nie są mile widziani. Na zakończeniu roku szkolnego, pedagog ze „starej” szkoły powiedziała: pani dyrektor podpowiada nam tutaj takie rozwiązanie, że lepiej byłoby dla Małego, gdyby jednak rozpoczął naukę w szkole integracyjnej. Nie chciałam. Chciałam, żeby został w tamtej szkole, żeby był ze swoimi kolegami i koleżankami, którzy go lubią i akceptują. Niestety, szkoła nas nie chciała. Całe wakacje denerwowałam się, czy Mały pójdzie do integracji, czy będę musiała na ostatnią chwilkę szukać mu jeszcze innej szkoły. Ale udało się. Mały rozpoczął naukę w szkole z oddziałami integracyjnymi. a jego wychowawczynią jest Pani, z którą ma zajęcia logopedyczne w naszej ukochanej Fundacji 🙂 A propos Fundacji, 2 września w Łodzi, w Pasażu Schillera, miał miejsce happening pod hasłem „Idziemy do szkoły, bo możemy!” Rodzice, pracownicy Fundacji, wolontariusze, dzieci i Pani Prezydent miasta Łodzi, zburzyli wspólnie symboliczny mur, który stawiają szkoły przed dziećmi z autyzmem. Można o tym poczytać tu: TU. Pojechałam z Małym, mimo tego że to nie on cierpi na autyzm. Ochoczo wziął się do pracy i w imieniu brata zburzył mur. A potem grał na bębnach, używał fajnych aplikacji w ipadzie, malował nataśmie rozpiętej między dwoma słupkami i robił milion innych fajnych rzeczy. W sierpniu teściowa odebrała orzeczenia chłopców o niepełnosprawności. W obu przypadkach nie dostaliśmy punktu 7, który jest decydujący jeśli chodzi o świadczenie pielęgnacyjne. Odpuściłam przy Małym, ale Duży ma Zespół Aspergera. Musi z tym żyć do końca życia, a sam w tej chwili funkcjonuje niezbyt dobrze. Jest rozchwiany, agresywny i gubi się przy najprostszych czynnościach. Złożyłam odwołanie.

Moje wszystko

Znowu w szkole

Pierwszy dzień szkoły. Odwiozłam rano Dużego do jego gimnazjum, a potem z Małym pojechaliśmy do jego szkoły. Poszli chętnie. Już wiem, że za Chiny Ludowe Dużego samego nie puszczę. Do tramwaju wpadł jak dzikus, zajmując miejsce jakiejś starszej pani przed nosem. Leciał do tego miejsca jak ten koń, co klapki na oczy ma nasadzone i nie widzi co się wokół niego dzieje. A jedziemy raptem jeden przystanek… Potem zażądał ode mnie obecności w szatni, bo on nie wie gdzie ma ubranie zostawić. A najlepiej chyba byłoby, gdybym została tam razem z nim. Wysłałam przebrane w szkolne kapcie dziecko na górę pod klasę i pojechałam z Małym dalej. Szkoła Małego mi się wizualnie nie podoba. Stara była bardziej zadbana i jakaś taka jaśniejsza. No ale nie ważne jak wygląda, ważne jak pracują nauczyciele z dziećmi i co dzieci z tej nauki wynoszą. Byłam u nowej pani pedagog. Fajna. Wychowawczyni fajna. Nauczyciel wspomagający fajny. Mały przeżył pierwszy dzień i jest zadowolony. Pracę domową odrobił prawie bez prostestów. Pojechaliśmy po Dużego. Przed szkołą stało trzech osiłkôw, jeden wytatuowany i wcale nie sprawiali dobrego wrażenia. Jak mi na drodze stanęli, tak ani myśleli, żeby się przesunąć. Chyba szukali guza, bo widziałam całą zgraję chłopaków z tymi na czele, kiedy już wyszliśmy ze szkoły. Podanie o dowóz Dużego i o zwolnienie z języka zostawiłam u dyrektorki. Wcześniej stoczyłam o to walkę z teściową, która podniosła larum, że dziecku dostęp do szkoły średniej zwolnieniem z drugiego języka blokuję! Poza tym wydaje mi się, że trafiłam do nieba, dyrektorka powiedziała, że Duży ma czas do końca tygodnia, żeby się zastanowić co z tym niemieckim, a jeśli odwidzi mu się nawet i w drugiej klasie (w sensie, że będzie chciał się uczyć), to bez problemu go wprowadzą. Kocham tą kobietę, bo leje miód na moje serce i nadszarpniętą nerwami duszę. Duży wściekły, bo miało nie być pracy domowej, a była. Z biologii. Pół drogi z LuxMedu przemarudził, że „pedałka jedna mu pracę domową zadała, a miała nie zadawać!”. To było w tramwaju. Ludzie patrzyli, a ja ściskałam w ręku sorry cards. Na szczęście zwolniło się miejsce, Duży usiadł i zagapił się przez okno. A potem zapytał co za idiota nakleił tą kratkę na szybę. Wcześniej byliśmy na USG tarczycy. Wykorzystałam sytuację i z zaskoczenia wysłałam chłopaków na badania krwi, które zleciła nam lekarka przy wizycie. Mały oczywiście w ryk. Duży w śmiech, że tamten ryczy, więc ten ze złości zaczął jeszcze bardziej. Nie powiedziałam, że są zaburzeni, pielęgniarka poradziła sobie śpiewająco. Naściemniała coś o znieczulającym gaziku i krew popłynęła do probówek. Przed gabinetem USG Duży zjadł kabanosa i kawałek rogala. Potem zauważył na drzwiach napis: sterylizatornia i zamarł zprzerażeniem w oczach. – Mamo, a co tu się robi? – Sterylizuje się narzędzia synu, a Ty myślałeś, że co? – zaciekawiłam się. – Ludzi! – wrzasnął Duży i zaczął się śmiać, bo „mu ulżyło, że to narzędzia taki proces przechodzą”. W domu lekcje z biologii zostały odrobione, głównie przeze mnie, bo on szukał słów-haseł w książce, pasujących do słów – haseł w ćwiczeniach i tak je uzupełniał, przy czym po przeczytaniu polecenia z ćwiczeń, najpierw zadał mi pytanie: a skąd ja mam to wiedzieć? No z książki synu, z książki… Uszarpałam się tego dnia pierwszego. Drugiego i trzeciego też. Dziś zawiozłam wreszcie odwołanie od orzeczenia Dużego. Ostatni dzień na to miałam i się udało. Złożyłam też wniosem o legitymację dla Małego. Potem pojechałam postać sobie w kolejce do świadczeń rodzinnych w UM, pobrałam wnioski, wypełniłam i znów stałam w kolejce, żeby je złożyć. Czy to nie głupie? Odebrałam chłopaków ze szkół, usmażyłam naleśniki, wstawiłam i powiesiłam dwa prania i odrobiłam lekcje z Małym. A teraz padam na pysk, że o stopach, po tezech dniach latania, już nie wspomnę. Dobrze, że chociaż zrobiło się ciepło. Lubię ciepło.