Mamy nowego sąsiada. Wprowadził się do tego mieszkania, w którym robotnicy tyle hałasowali o różnych porach. Podobno to jakiś młodzian, któremu tatuś mieszkanko kupił. Nie miałam okazji młodziana widzieć, ale za to miałam okazję go słyszeć. I jego kolegów. Wczoraj. Najwyraźniej nowy lokator postanowił urządzić parapetówkę. Nic to, że w poniedziałek, nic to, że wokół sąsiedzi w różnym wieku. Młodzian i jego kumple darli gęby conajmniej do 1 w nocy. Nie licząc muzyki na cały regulator. Chyba się chłopcu coś pomyliło. Być może mieszkał z rodzicami w domku, gdzie hałas nie przeszkadzał innym, ale tu? Oczywiście, że już się nakręciłam i będę na nowego polować, żeby mu urządzić dyskotekę, którą zapamięta do końca życia. Chociaż może nie. Jeszcze nie. Poczekam aż się bardziej rozkręci. Może źle oceniam chłopaka i to był jednorazowy wybryk? Jestem w stanie zrozumieć imprezy. W końcu ja w jego wieku też lubiłam głośną muzykę chociaż niekoniecznie w poniedziałkowy wieczór.
Wczoraj byliśmy na kolejnej próbie komunijnej. Nawet całkiem składnie poszło i w godzinę i dziesięć minut próba została zakończona. Dzieci przećwiczyły wszystko dwa razy. Są oczywiście momenty, kiedy się mylą. W środę ma być ostatnia próba. Myślę, że to nie wystarczy. Próba generalna powinna odbyć się w piątek, żeby dzieciaki były "na świeżo". Od środy do niedzieli, jest dużo czasu. Są osoby, które nie potrafią się skupić i zapamiętać co i w którym momencie należy mówić lub śpiewać. Dobrze, że Duży wie kiedy ma wyjść na środek, wie za kim ma stanąć, ale niestety jak ktoś się wepchnie przed niego, to nie zrobi nic. Będzie niósł wino. Trochę się tego obawiam. Podłoga w kościele jest bardzo śliska. Dzieciaki już teraz urządzają sobie "lodowisko", a co dopiero kiedy pozakładają te eleganckie bucki, które jak wiadomo są bardziej śliskie niż zwykłe obuwie. Muszę Dużemu powiedzieć, żeby nie "jeździł" 😉 Duży przeżywa bardzo, że wreszcie przyjdzie do niego Pan Jezus. I że będzie mógł go przyjąć do swojego serca. A ja bardzo chciałabym, żeby już było po wszystkim. Normalnie mam stres… I boję się, żeby Mały się nie rozchorował, bo przecież Duży miał anginę. Dostałam już menu z restauracji, w której będziemy świętować. Od samego czytania zgłodniałam 🙂 I zmieniliśmy tylko jedną pozycję.
Moje koty zaczynają się do siebie przyzwyczajać. Oczywiście leją się ze sobą, ale już nie tak jak na początku. Udaje mi się też pospać w nocy, co przez pierwsze doby pobytu Łatka w naszym domu, nie było takie proste. Koty mają swoje pory kiedy dostają głupawki i wtedy zaczynają biegać jak oszalałe po mieszkaniu, ganiać się i gryźć. Łatek dzisiaj przespał z nami pół nocy. Mru trochę się boczy, ale myślę, że mu przejdzie. Ogólnie nic się nie dzieje i nie jest źle 🙂
Dzisiaj Dzień Matki. Do mojej Mamy wysłałam kartkę i wiem, że na pewno już doszła. Muszę jeszcze zadzwonić do teściowej. NIE ZAPOMNIEĆ, NIE ZAPOMNIEĆ, NIE ZAPOMNIEĆ!!!