Moje wszystko

Nic się nie dzieje

Mamy nowego sąsiada. Wprowadził się do tego mieszkania, w którym robotnicy tyle hałasowali o różnych porach. Podobno to jakiś młodzian, któremu tatuś mieszkanko kupił. Nie miałam okazji młodziana widzieć, ale za to miałam okazję go słyszeć. I jego kolegów. Wczoraj. Najwyraźniej nowy lokator postanowił urządzić parapetówkę. Nic to, że w poniedziałek, nic to, że wokół sąsiedzi w różnym wieku. Młodzian i jego kumple darli gęby conajmniej do 1 w nocy. Nie licząc muzyki na cały regulator. Chyba się chłopcu coś pomyliło. Być może mieszkał z rodzicami w domku, gdzie hałas nie przeszkadzał innym, ale tu? Oczywiście, że już się nakręciłam i będę na nowego polować, żeby mu urządzić dyskotekę, którą zapamięta do końca życia. Chociaż może nie. Jeszcze nie. Poczekam aż się bardziej rozkręci. Może źle oceniam chłopaka i to był jednorazowy wybryk? Jestem w stanie zrozumieć imprezy. W końcu ja w jego wieku też lubiłam głośną muzykę chociaż niekoniecznie w poniedziałkowy wieczór.

Wczoraj byliśmy na kolejnej próbie komunijnej. Nawet całkiem składnie poszło i w godzinę i dziesięć minut próba została zakończona. Dzieci przećwiczyły wszystko dwa razy. Są oczywiście momenty, kiedy się mylą. W środę ma być ostatnia próba. Myślę, że to nie wystarczy. Próba generalna powinna odbyć się w piątek, żeby dzieciaki były "na świeżo". Od środy do niedzieli, jest dużo czasu. Są osoby, które nie potrafią się skupić i zapamiętać co i w którym momencie należy mówić lub śpiewać. Dobrze, że Duży wie kiedy ma wyjść na środek, wie za kim ma stanąć, ale niestety jak ktoś się wepchnie przed niego, to nie zrobi nic. Będzie niósł wino. Trochę się tego obawiam. Podłoga w kościele jest bardzo śliska. Dzieciaki już teraz urządzają sobie "lodowisko", a co dopiero kiedy pozakładają te eleganckie bucki, które jak wiadomo są bardziej śliskie niż zwykłe obuwie. Muszę Dużemu powiedzieć, żeby nie "jeździł" 😉 Duży przeżywa bardzo, że wreszcie przyjdzie do niego Pan Jezus. I że będzie mógł go przyjąć do swojego serca. A ja bardzo chciałabym, żeby już było po wszystkim. Normalnie mam stres… I boję się, żeby Mały się nie rozchorował, bo przecież Duży miał anginę. Dostałam już menu z restauracji, w której będziemy świętować. Od samego czytania zgłodniałam 🙂 I zmieniliśmy tylko jedną pozycję.

Moje koty zaczynają się do siebie przyzwyczajać. Oczywiście leją się ze sobą, ale już nie tak jak na początku. Udaje mi się też pospać w nocy, co przez pierwsze doby pobytu Łatka w naszym domu, nie było takie proste. Koty mają swoje pory kiedy dostają głupawki i wtedy zaczynają biegać jak oszalałe po mieszkaniu, ganiać się i gryźć. Łatek dzisiaj przespał z nami pół nocy. Mru trochę się boczy, ale myślę, że mu przejdzie. Ogólnie nic się nie dzieje i nie jest źle 🙂

 

Dzisiaj Dzień Matki. Do mojej Mamy wysłałam kartkę i wiem, że na pewno już doszła. Muszę jeszcze zadzwonić do teściowej. NIE ZAPOMNIEĆ, NIE ZAPOMNIEĆ, NIE ZAPOMNIEĆ!!!

Kocim okiem · Moje wszystko

We dwóch

Dzień dobry. Śpieszę donieść, że od przedwczoraj nie jestem już sam. Teraz jest nas dwóch. Ja i mój Łatek. Łatek przyjechał do nas we wtorek wieczorem. Przywiózł go Duży Tymczasowy, bo Duża Tymczasowa zachorowała i musiała iść do szpitala. Na początku byłem bardzo zdziwiony, bo moja Duża nic nie mówiła, że Łatek przyjedzie w tym dniu. Spałem sobie spokojnie, kiedy nagle zadzwonił domofon i za chwilę do mieszkania wszedł „nowy”. Kiedy wyszedł z transportera, wcale się nie bał. Od razu poszedł zwiedzać MÓJ dom. Bałem się go strasznie i uciekłem. Łatek od razu poszedł do MOJEJ Dużej i Dużego i zaczął się do nich łasić. Lizus jeden. A oni go pogłaskali i dali jeść. Łatek był strasznie głodny, bo wszystko zjadł i poprosił o więcej. Duża pokazała mi jak Łatek je i poprosiła, żebym wziął z niego przykład. Wcale nie zamierzam, bo nie chcę być gruby. Później będę musiał stosować jakieś DIETY i chodzić na jakieś ĆWICZENIA, żeby schudnąć. Tak jak Duża. Ale dzisiaj przy śniadaniu, Łatek tak zachwalał jedzonko, że spróbowałem i zjadłem trochę więcej niż zwykle. Miał rację, to było dobre. Pierwszą noc spędziliśmy na obserwowaniu siebie. Musiałem pilnować Łatka, żeby nie poszedł tam, gdzie mu nie wolno, więc łaziłem za nim krok w krok. On się denerwował i strasznie na mnie syczał. I nawet mnie kilka razy pogonił. Duża się bała, żebyśmy się nie pobili i zamknęła Łatka w łazience, ale tak strasznie obaj miauczeliśmy i Łatek dodatkowo wskoczył na pralkę zrzucając to, co tam stało i robiąc dużo hałasu, że Duża wreszcie go wypuściła. Nie spałem całą noc. Duża też nie spała. Musiała pilnować Młodszego Starszego, bo on zachorował. Ma jakąś ANGINĘ i strasznie WYMIATAŁ, czy jakoś tak. No i przy okazji my też nie daliśmy jej spać, bo Łatek jak mnie ganiał, to uciekałem z piskiem i bardzo tupałem. Wczoraj byliśmy tak zmęczeni, że w dzień odpoczywaliśmy. Duża się bała, że następnej nocy znowu będziemy urządzać awantury, więc zrobiliśmy jej niespodziankę i nie ganialiśmy się tak bardzo jak pierwszej nocy. Łatek się podlizywał strasznie i poszedł spać do łóżka Dużych. Najpierw położył się obok Dużego, ale Duży wierzgnął zadnimi łapami tak, że Łatek spadł, więc poszedł położyć się u Dużej. Duża bardzo się ucieszyła, że może pospać, bo była naprawdę bardzo zmęczona. Trochę się poganialiśmy nad ranem, ale Duża i tak powiedziała, że jest z nas dumna, bo byliśmy grzeczni. Łatek ma okropnie długie pazury i drapie nimi wszystkich. Mniejszy Młodszy ma najwięcej zadrapań, bo ciągle łazi za Łatkiem. Trochę jestem na nich wszystkich obrażony, że sprowadzili do domu drugiego kota bez konsultacji ze mną. I nawet nie powiedzieli kiedy on przyjdzie. Powiedziałem Dużej, żeby sobie głaskała Łatka i poszedłem spać pod fotel. Duża strasznie się przejęła i ciągle mnie przeprasza i próbuje przytulić. Wcale nie chcę się do niej przytulać! Co ona sobie w ogóle wyobraża! Ciekawe co by powiedziała, gdybym ja sobie sprowadził drugich, nowych Dużych! Musi trochę pocierpieć zanim dam się przeprosić.

Mniejszy Starszy ma dzisiaj urodziny. Kończy 9 lat. Duzi dali mu wielki kawał skały, w którym schowane były kości mamuta. Cały poranek Mniejszy Starszy z Mniejszym Młodszym i Dużą pukali w skałę i wyciągali różne gnaty. Chciałem się z nimi trochę pobawić i spróbować jak smakuje taka kość mamucia, ale Duża mnie wygoniła. Też coś! Jak ja chcę się pobawić to ona nie chce, a później to mnie woła, żebym przyszedł się przytulić! Kiedy już wyciągnęli wszystkie kości, to Duża jakoś je połączyła i powstał cały szkielet mamuta, który na dodatek świeci jak jest ciemno. Nie rozumiem co jest fajnego w świecących gnatach, ale Mniejszy Starszy bardzo się cieszy i co chwila chodzi do łazienki patrzeć na te kości. Dziwni są czasem ci Duzi. 

Słyszałem jak Duża mówiła dzisiaj Dużemu, że jutro chyba trzeba mnie znowu zabrać do wetki. Znowu mam gile. Wybrałem całą KURACJĘ, ale ona chyba nie podziałała. Duży miał mi robić zastrzyki sam. W domu.  Ale powiedziałem mu głośno i wyraźnie, żeby SOBIE zastrzyk zrobił i żeby spadał, i zwiałem pod fotel. Duża wzięła transporter i zabrała mnie do innej wetki, żeby dała mi zastrzyk. W ten sposób i tak zostałem pokłuty. Później już chodzili ze mną na zastrzyki do lecznicy, tylko w niedzielę nie mogli, bo było zamknięte. Wtedy przyjechała do nas Duża Tymczasowa i razem z Dużym dali mi zastrzyk. Moja Duża zamiast mi pomóc, to uciekła do kuchni, bo powiedziała, że nie może patrzeć i słuchać jak ja płaczę z bólu. Duża Tymczasowa przyjechała do nas prosto z miasta, bo jednym Dużym kilka dni wcześniej dała psa i ten pies uciekł. Duża Tymczasowa razem z tamtymi Dużymi szukali go wszędzie, ale nie znaleźli. Ten piesek jest bardzo miły, tylko jest chory i strasznie chciałbym, żeby się już odnalazł. Po lewej stronie bloga jest zdjęcie tego pieska. Jak się na nie klika, to można poczytać gdzie piesek zginął i gdzie można zadzwonić jakby ktoś go znalazł, lub wiedział gdzie on jest. 

Łatek znowu woła jeść. On jest strasznym żarłokiem i głodomorem. Muszę iść popilnowąc mojej miski, bo on lubi zjeść swoje jedzonko i moje też. I w ogóle przestałem się go już bać i teraz muszę mu pokazać kto tu rządzi, żeby sobie nie myślał, że wszystko mu wolno! Miłego dnia życzę wszystkim czytającym – 

 – Mru.

 

Moje wszystko

Dwa tygodnie

Niecałe. Tyle czasu zostało do komunii Dużego. Wczoraj byliśmy na pierwszej próbie w kościele. Nawet ja nie zapamiętałam co i kiedy dzieci mają robić. na dodatek było tak fatalnie zimno, że dzisiaj Duży ma gorączkę. 38,4. Już rano mówił, że się źle czuje i boli go głowa, ale dałam mu lekarstwo przeciwbólowe i posłałam do szkoły. Wychowawczyni zadzwoniła około 13, że Kuba ma temperaturę. Jego najlepszy kolega też dzisiaj zachorował. Kolejna próba w środę. Nie pójdziemy. Mam nadzieję, że wydobrzeje do poniedziałku, kiedy będzie trzecia próba z kolei. Duży będzie niósł wino. Musi chodzić na póby, bo inaczej nie będzie wiedział kiedy ma wyjść z ławki i jak ma podejść, żeby przyjąć pierwszą komunię. Mały natomiast miał dwugodzinną randkę podczas próby, z jedną z matek. Upodobał sobie panią, która siedziała w dalszej ławce i najpierw przez 15 minut do niej machał, a później opuścił moje kolana i pogalopował przez kościół, żeby dotrzymać blondynie towarzystwa. Miałam go z głowy prawie przez całą próbę. Teraz martwię się, żeby i on nie zachorował, bo wcale nie chcę powtórki z zimy, kiedy to musiałam stać nad nimi z mokrymi chustami przez pół nocy, żeby choć trochę zbić gorączkę. Wiedziałam, że coś wyskoczy. To byłoby nienormalne gdyby przed samą komunią nic się nie wydarzyło.

Jakaś cholera wierci. I hałasuje fatalnie. MUSZĘ mieć dom. Nie wytrzymam długo w tym cholernym bloku z tymi wszystkimi mało życzliwymi ludźmi wokół. 

W czwartek byłam u lekarza z babcią. Nie jest tak bardzo źle jak się spodziewałam, ale i tak muszę mieć na nią oko. A z tym domem to ja wcale nie żartowałam. Kiedyś będzie dom. Z piętrem i ogródkiem.  No i wierci dziad jakiś. Ostatnio nie lubię ludzi. Nie lubię ich za to, że wciąż robią sobie na złość. Nie potrafią się porozumieć. Krzyczą i mają gdzieś innych ludzi. Denerwuje mnie to, że wciąż zostawiają otwarte drzwi od klatki schodowej. Po jasną cholerę mi ten domofon, skoro i tak do klatki może wejść każdy. A później mi się gnoje obce kręcą na półpiętrze, popalając trawę i robiąc jeszcze inne rzeczy. Bo jakaś idiotka WIETRZY klatkę schodową. Niech sobie wietrzy. Okna są. Zamykam więc te drzwi. Oni otwierają, ja zamykam. Zwróciłam uwagę robotnikom, którzy robią remont generalny dla nowych lokatorów, że w sobotę to ja bym jednak chciała pospać dłużej, a nie zrywać się na równe nogi o 7 rano, bo oni MUSZĄ dziurkę jedną wywiercić. Powoli zamieniam się w heterę. nie chce mi się już siedzieć cicho i pozwolić włazić sobie na głowę, bo "znają mnie od dziecka". Mam to gdzieś. Chcę spokoju i ciszy. Chcę bezpiecznie móc wyjść wieczorem wyrzucić śmieci do zsypu, bez konieczności oglądania nastoletnich narkomanów i alkoholików. Chcę, żeby moje dzieci czuły się bezpiecznie w swoim domu. I chcę też, żeby przestali mnie nachodzić świadkowie Jehowy. Nie mam nic do wyznawców innej wiary, dopóki nie zaczynają mnie nagabywać. A świadkowie Jehowy są najbardziej upierdliwymi ludźmi na świecie. Ile razy można mówić, że nie jestem zainteresowana? Tym bardziej, że ciągle przyłażą te same osoby. I nawet sąsiadka z dalszej klatki. Przestałam być miła. Bywam kąśliwa i zawsze zbyt głośno zamykam drzwi. Czasem nie otwieram wcale dając jednak do zrozumienia, że jestem w domu. Nie czuję się winna. Na początku grzecznie i z uśmiechem mówiłam, że "nie, dziękuję". Nie dociera? To może taka forma dotrze szybciej. To samo dotyczy ankiet telefonicznych. Obawiam się, że w przyszłości sąsiedzi będą straszyć mną swoje dzieci i wnuki 😀 Naprawde wcale mi to nie przeszkadza. Ja chcę tylko odrobiny spokoju. I protestuję przeciwko zawracaniu mi głowy pierdołami. I właśnie na znak protestu wyprostowałam dzisiaj włosy. A co mi tam. Zrobiłam to też w ramach eksperymentu, bo przecież jakoś muszę się uczesać na tą komunię. 

Wczoraj zepsułam blender. W klubie. Rękami recepcjonisty. Zamówiłam milkoshake, tak jak zwykle po ćwiczeniach. Pan zastępujący Izę niestety nie umiał obsługiwać diabelskiej maszyny, więc mu pomogłam. Ustnie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że dzbanek zaklinował się w dolnej części maszynerii. "Może trochę w prawo przekręcić" powiedziałam do pana. To nie był dobry pomysł. Dno od dzbanka odkręciło się i cała mleczna zawartość wylała się wgłąb urządzenia. Dziwne, bo mój dzbanek nigdy tak nie zrobił. Trzeba będzie zacząć uważać… Izę przeprosiłam. Telefonicznie. Ale przez jakiś czas będę musiała obejść się bez ulubionych milkoshake’ów w klubie. Nadrobię w domu 😉

Miłego tygodnia –

Nadworna Hetera Katarzyna.

Moje wszystko

Nursing my whole family

Duży zakończył edukację z języka angielskiego w tym roku szkolnym. Wypisałam go. Po pierwsze, Duży u pani na lekcji dziwnie umiał wszystko, w domu pracy domowej nie umiał sam odrobić. Po drugie, zbliża się komunia, która wyraźnie Dużego wytrąca z rytmu i nie pozwala się skupić. Po trzecie, zbliża się komunia i wydatki nasze wzrosły, a cena za jedną godzinę nauki wynosi 45 zł. Po czwarte.. No właśnie. Po czwarte. Dostałam polecenie stawienia się u lekarza neurologa wraz z moją babcią. W czwartek. Nie jest dobrze. Babcia dostała zakaz poruszania się poza mieszkaniem bez opieki. Lekarka chce ze mną rozmawiać. Kombinuję jak to zrobić, żeby zamieszkać razem, ale póki co jakoś nic mi nie wychodzi z tego myślenia. Jakieś tam pomysły różne niby są, ale dopóki nie dowiem się dokładnie co jest na rzeczy to nie podejmuję żadnej decyzji. Jak już będzie wiadomo co i jak, to wtedy nastąpi burza mózgów i odpowiednie kroki zostaną podjęte.

Wczoraj zaniosłam garnitur Dużego do pralni. Mam wrażenie, że pobrudził się nieco, kiedy były przerabiane spodnie. Zresztą wypada garderobę odświeżyć przed ważnym wydarzeniem, mimo tego, że jest nowa. Pani w pralni obejrzała odzież, sporządziła świstek, w którym opisała jak ubranie wygląda i dała mi do podpisu. Nie miałabym zastrzeżeń do opisu, gdyby nie to, że na świstku jak byk widniało, że oddaję do prania SPODNIUM DAMSKIE czarne… Spojrzałam na panią i z głupim chyba wyrazem twarzy zapytałam dlaczego napisała spodnium. Pani popatrzyła na mnie jak na nienormalną i zapytała: "a to nie jest spodnium???". No nie jest… Garnitur komunijny pani przyniosłam. Pani stwierdziła, że wprawdzie zastanowiła ją długość spodni, ale pomyślała, że to takie 3/4.. Nic to, że marynarka do tego była w rozmiarze xsmall, a ja wyglądam na conajmniej medium. I tak sobie myślę, czy powinnam zostawić odzienie do wyprania w miejscu, w którym nie rozróżnia się garnituru od damskiego ciucha.. No ale już za późno. Oddałam. Odbiór w czwartek. Jeśli zamiast garnituru komunijnego, dwuczęściowego dostanę sukienkę letnią – mini, to wcale się nie zdziwię. Ale na szczęście kazałam pani poprawić opis i na świstku przynajmniej widnieje to, co rzeczywiście zaniosłam.

Wobec nawracającego kataru, Mru został poddany nowej kuracji. Wysłałam go z Małżem do wetki w sobotę, gdzie Małż mój najdroższy został przeszkolony w robieniu zastrzyków naszemu futerkowcowi. Małż wrócił powiedział, że umie i że zrobi. Mru ma być kłuty w sumie 5 razy, co drugi dzień. Drugi zastrzyk przypadał wczoraj… M wrócił z pracy, polecił mi przygotować kota do zabiegu a sam poszedł lekarstwo do strzykawki nabrać. Wydawałoby się, że wszystko odbędzie się bezboleśnie i szybko. Niestety. Mru postanowił, że nie pozwoli się ukłuć i koniec. Prób było kilka. Bój zaciekły. 0 zabitych jedna ranna. JA. Mru w akcie desperacji potraktował mnie z lekka pazurem po dłoni, czego wcale mu nie mam za złe, ponieważ reaguję podobnie na niedoświadczone pielęgniarki. Wreszcie M się poddał. Zapakowałam Mru do transportera i udałam się po pomoc do sił fachowych, czyli do pobliskiej lecznicy. Padało. W lecznicy była tylko znudzona pani doktor. Poprosiłam o zrobienie Mru zastrzyku. Pani doktor sprawiała wrażenie lekko wystraszonej. Za każdym razem kiedy Mru robił MIAAAAUUUUUU i wykonywał gwałtowny ruch, wetka dziwnie podrygiwała i odskakiwała. Wreszcie przeznaczenie się dokonało. Mru dostał zastrzyk na trzy raty. Następny jutro. Nie będziemy próbować sami. Od razu pójdziemy do lecznicy. Usługa kosztuje 5 zł. Przy czym lek mam, strzykawke mam i igłę też. Usługa polega na wkłuciu igły, wstrzyknięciu leku i wyjęciu igły. To jakbym nie miała strzykawki i reszty, to ile by to kosztowało? W niedzielę za to zastrzyk przyjedzie wykonać dziewczyna, u której Mru mieszkał po wyjściu z Boguszyc i która odchuchała go dla nas. Acha i zapomniałabym dodać, że dzisiaj Łatek (nasz drugi kot, na którego wciąż czekamy), miał zabieg. Niestety trzeba było usunąć mu zęby, bo chłopak cierpiał okrutnie. Najważniejsze, żeby przestał już chorować i żył sobie szczęśliwie z nami. A brak zębów nie przeszkodzi mu nawet w spożywaniu suchej karmy. 

Od kilku dni jestem na tzw diecie. Dieta polega na tym, że staram się mniej żreć, przyjmuję jedną tabletkę chromu z błonnikiem dziennie i popijam sobie milkoshake diet zamiast kolacji. Waniliowy. Z mlekiem. Smakuje jak budyń, który uwielbiam zresztą, więc różnicy mi nie robi żadnej w zasadzie, czy to dietetyczny napój, czy pyszny budyń. Najwięcej problemów sprawia mi powstrzymanie się od jedzenia. Jak na złość od rana głodna nie jestem. Za to pod wieczór jakoś zawsze mnie ssie i chyba powinnam chodzić spać o 19, bo tylko tym sposobem udałoby mi się uniknąć pokus.

I tak to wygląda ostatnio moje życie. Na brak rozrywek nie narzekam. Na brak czasu trochę więcej. Od przyszłego poniedziałku rozpoczynają się próby w kościele. Dwa razy w tygodniu. Dzisiaj włączyłam Dużemu płytę z nagranymi piosenkami, które ma obowiązek znać i śpiewać wraz z innymi dziećmi podczas mszy. Jednakże nie wiem, czy nie byłoby lepiej, żeby nie znał tych tekstów i nie śpiewał, gdyż słuchu to on niestety nie ma…

Kocim okiem · Moje wszystko

Pokręcona Duża

Dzień dobry, Mru się kłania. Ostatnio Duża wcale nie dopuszczała mnie do komputera. Może dlatego, że wciąż gdzieś lata i robi swoje BIZNESY. Ona tak mówi. Ja nie wiem co to są te BIZNESY, ale na pewno coś okropnego, bo Duża wraca do domu zmęczona jak koń po łesternie. Tak mówi Duży. Duża tak lata i lata, bo Mniejszy Starszy będzie miał KOMUNIĘ. Oni ciągle używają zwrotów, których ja nie rozumiem. Nie wiem co to jest ta komunia, ale chyba jakiś bal przebierańców, bo Duża szykuje wszystkim ładne futra na zmianę. Duży i Duzi Mniejsi będą przebrani za pingwinki – na biało czarno. Duża za to będzie kolorowa. Jak kwiatki. I wcale nie będzie pasować do pozostałych. No bo skąd pingwinki na łące? Duża narzeka, że nie ma odpowiednich pokrowców na stopy. Miała sobie kupić nowe, ale stwierdziła, że nie kupi, bo na raz się nie opłaca. Wynajdzie coś w tych wszystkich gratach w szafce. Jutro Duża chce jechać kupić prezent dla Mniejszego Starszego. Jakąś elektronikę, czy coś. Nie bardzo wiem co to jest, ale coś czuję, że będzie z tym niezła zabawa! Tak jak z tym samolotem, co mi go Mniejszy Młodszy puszcza. Najpierw nim kręci, a później stawia na podłodze i samolot robi wrrrrrr i jeździ sam po cały pokoju. A ja na niego poluję i wszyscy Duzi się cieszą. Duża jest na mnie zła, bo nie chcę jeść. Kupuje mi różne specjalne jedzonka dla kotków, ale ja wolę wątróbkę, kury i rybkę. Lubię jeść surowe mięsko, a nie te paskudne puszki. Duża mówi, że ma nadzieję, że jak zamieszka z nami ten jakiś Łatek, to wtedy zacznę jeść wszystko. Ja tam nie wiem, czy tak łatwo uda im się mnie przekonać do tamtego jedzenia. Wczoraj dowiedziałem się, że Łatek idzie do naszej wetki we wtorek i ona będzie mu wyrywać zęby. Łatek ma chore dziąsła i bardzo często go bolą i nie może jeść. Jak nie będzie miał ząbków, to szybko wyzdrowieje. Ja znowu mam katar. Wczoraj byłem z Dużymi u wetki i postanowili, że trzeba zastosować jakąś nową KURACJĘ. Nie wiem co to ta kuracja, ale brzmi strasznie. Mam nadzieję, że mnie nie pogryzie… Duża rozmawiała z moją Dużą Tymczasową i ustaliły, że podzielą się jakimiś lekarstwami dla mnie. Jutro mam jechać z Dużym do wetki, bo on będzie się uczył robić zastrzyki. Ciekawe komu? Duża musi zaprowadzić Mniejszego Starszego do dentysty, bo on jest cały czas zatruty. Jutro już ma być wyleczony.

Dużą dzisiaj pokręciło. Płacze, że boli ją szyja i jak chce zobaczyć co ma za plecami, to musi się cała obrócić. Jak robiła obiad, to wcale nie widziała, że siedziałem za nią na stole i polowałem na mięso. Dopiero jak skoczyłem to się zorientowała o co chodzi i pogroziła mi palcem. Tak naprawdę, to ona wcale nie jest groźna. Jest miła. Głaszcze mnie i daje jeść. Tylko nie pasuje mi to, że ciągle mnie całuje. Co przechodzi obok mnie, to MUSI mnie pocałować, albo przytulić. Mówiłem jej nie raz, żeby mnie tak często nie całowała, ale ona udaje, że nie rozumie. Najlepiej mam w nocy, bo wtedy wszyscy śpią. A jak mi się chce przytuoić, to idę do Dużej, staję nad jej głową i mruczę. ZAWSZE się budzi. I później to już mam raj, bo ona mnie przytula i drapie pod bródką i za uszkami. Duża robi mi ciągle zdjęcia a później wysyła je do różnych ludzi i oni mnie oglądają, jakbym brał udział w jakiejś wystawie. A co to ja jestem, model pokazowy? Nie życzę sobie takiego pokazywania i już! A Duża mówiła, że w niedzielę jedzie oglądać jakieś obce koty. mam nadzieję, że nie przytaszczy mi jakiegoś, bo ja czekam na Łatka.

Pozdrawiam wszystkich, Mru.

 

Moje wszystko

Baśniowa Kawiarenka

Wczoraj byłam z Dużym i jego klasą na przedstawieniu w Baśniowej Kawiarence. Mały też z nami poszedł. I wcale nie żałuję, chociaż małam pewne obawy co do zachowania Małego. Bo co na przykład byłoby, gdyby wyskoczył w środku przedstawienia ze "sraką pierdziaką"? Ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Mały siedział grzecznie na krzesełeczku tuż przy scenie. Oglądaliśmy "Latający kufer" Hansa Christiana Andersena. Aktor grający na scenie był świetny. Wszystkie dzieci śmiały się, kiedy udawał turecką mamkę. My zresztą też. Sama kawiarenka jest pełna uroku. Właścicielce i pracownikom naprawdę udało się stworzyć baśniowy klimat. Żałuję, że polazłam bez aparatu i nie cyknęłam żadnych fotek. No dobra, cyknęłam telefonem, ale jakieś nieładne wyszły. A Duży przed wyjściem mówił: "Mamusiu, a może weźmiesz aparat?". Nie chciałam. A teraz żałuję. Następnym razem wezmę. Łodzianom polecam Kawiarenkę. Strona: http://www.basniowakawiarenka.pl .

Wzięłam się za odchudzanie. Zaopatrzyłam się w chrom z błonnikiem i w takie cudo mleczne do picia, co to niby pomaga się odchudzić. Stosuję 3 dni i chyba jem mniej. Niedługo komunia, muszę jakoś wyglądać. Muszę się zmieścić w kieckę. I muszę nie mieć brzucha. 5 kilogramów. Tylko 5. Czy to tak dużo? A może ktoś chętny na moje kilogramy zbędne? Chętnie się podzielę. Pokryję nawet koszty wysyłki. 

Duży rano zakomunikował, ze się źle czuje. Boli gardło i głowa. Temperaturę zmierzyłam i… nic.  Mam wrażenie, że Duży kombinuje jakby tu się wykręcić od szkoły. Niestety. Nie ma LETKO 😛 Mamusia zna te numery z autopsji. Nie dam się nabrać. Jak tylko powiedziałam Dużemu, że nie ma temperatury, natychmiast cudownie ozdrowiał. I nawet zmienił wcześniej złożone zamówienie na śniadanie z chleba z masłem na chleb z kiełbasą. No bo "skoro jestem zdrowy, to zjem kiełbaskę…" 

Czeka mnie dosyć pracowity weekend. I tydzień. W czwartek mam się stawić z babcią u neurologa, na wyraźne życzenie lekarza.. Chyba wiem co chcą mi powiedzieć. Muszę szybko wymyślić sposób na powiększenie mieszkania. Może zagrać w totka? A może ogłoszenie dać? 500 000 złotych pilnie PRZYJMĘ!!! 

Moje wszystko

Pięknie było..

Cudnie spędziłam ten majowy weekend. Wczoraj u kuzyna, dzisiaj u wujka. Wczoraj w ogrodzie, przy stole, pod parasolem. Dzisiaj na podwórku, nad stawem pod drzewami… Dzieciaki już dawno nie były tyle na powietrzu co przez ostatnie dwa dni. W drodze powrotnej do domu obaj padli 😀 Mały pyta kiedy pojedziemy do wujka.. Widać, że mu się podobało. Najbardziej krowy, świnki, pieski i kotki. Aaaa przepraszam, wcale nie. Naj, najbradziej podobało mu się łowienie ryb. Wędka była prawie tak ciężka jak on sam i parę razy dłuższa niż on ma wzrostu, ale Mały dzielnie się spisywał dzierżąc w rączkach wędzisko. Niestety rybki nie złowił. Za dużo ludzi i za gorąco podobno.. Nie znam się na łowieniu. Dla mnie to najnudzniejsze zajęcie świata. Tuż obok piłki nożnej. Jutro jadę do lekarza. Wcale mi się nie chce, bo czeka mnie nieprzyjemne badanie. Muszę przesunąć spotkanie Dużego z kolegą. Zapomniałam, że mam wizytę i umówiłam się z jego mamą, że przyjdziemy. Jutro również zaczynam nowy miesiąc w klubie i nowe zajęcia. Jeśli mój M zdąży wrócić do domu o odpowiedniej porze, to będę ćwiczyć latino dance :D. Nie przepadam za szejkami, bioderkami itp. Ale chętnie pójdę, bo MUSZĘ jakoś schudnąć… Komunia coraz bliżej. We wtorek mam zebranie w szkole, właśnie w tej sprawie. Będą wołać więcej kasy, czy nie będą? Piecze mnie lewe ucho. A pod szyją mam cudny czerwony trójkącik, który objawił się kiedy zdjęłam bluzkę z dekoldem w tym właśnie kształcie.. Opaliłam się, czy co? 😀 Coraz bardziej nie mogę się doczekać wakacji. Cieszę się, że pojechaliśmy dzisiaj do wujka. Było pięęęęęęęęęęęęęęęknieeeeeeeeeeeeeeee.. Zyskałam nowego przyjaciela, wujkowego psa. I podziwiałam szklarnię wujkową, z której dostałam pyszną sałatę. Majówka mi się udała.

Z rzeczy trochę innych:

Przedwczoraj zapytałam M:

– Dlaczego nie wyrzucisz tej koszulki?

– A dlaczego mam wyrzucić? Przecież to świetna koszulka jest.

– Ale ma dziurę!

– Ty też masz i co mam cię z tego powodu wyrzucić?

Ach ta miłość… :D:D

Moje wszystko

Wiosenne spostrzeżenia

Kilka dni temu, dokładnie wtedy kiedy szłam obejrzeć drzwi mojej Babci, w drodze powrotnej dostrzegłam wiosnę w pełni. Do tej pory niespecjalnie patrzyłam na to, co się wkoło dzieje. Nie zauważyłam, że drzewa pokryły się zielonymi liśćmi, że w ogródkach zaroiło się od bratków, że kwitną kwiaty. To zasługa Małego, że dostrzegłam jak pięknie się zrobiło. Jednym małym zdaniem sprawił, że przystanęłam i rozejrzałam się. „Mamusiu zobacz ile KLESZCZY!!” – wykrzyknął Mały, wskazując paluszkiem gdzieś daleko na trawnik. Jezus Maria – pomyślałam. Ile tych kleszczy tam musi być skoro dziecko moje umiłowane widzi je z tej odległości… Mały pognał przed siebie radośnie, prosto w owe kleszcze. Zanim się obejrzałam już wrócił do mnie z jednym żółciutkim mleczem w brudnej łapce i podając mi go z uśmiechem oznajmił: „mamuśku, największy i najładniejszy KLESZCZ dla ciebie…”. Odetchnęłam z ulgą i wyjaśniłam, że kwiatuszki to mlecze a nie kleszcze. Kleszcze to takie niemiłe zwierzątka malutkie, co lubią się wkręcać w skórę i mogą narobić niedobrych rzeczy. Mały pokiwał ze zrozumieniem główką i pobiegł sobie w trawkę. A ja wyjęłam aparat fotograficzny i chociaż nie jestem fotografem, to zrobiłam kilka zdjęć tej cudnej przyrodzie wiosennej.