Moje wszystko

Widziały gały co chciały

Wzrok jest potrzebny. Bardzo. Noszę okulary i bardzo się cieszę, bo naprawdę je lubię. Chociaż czuję, że chyba powinnam odwiedzić okulistę, co nie cieszy mnie już tak bardzo, bo dopiero byłam. Z Dużym. I do tej pory nie rozumiem jak to się stało, że podczas grudniowego badania wzroku w szkole stwierdzono, że wszystko jest w normie, a lekarka w pewnym salonie optycznym stwierdziła u mojego dziecka wadę po 3,5 na plusie! 3,5! U 10 latka! Dziwi mnie tylko ten plus… Spodziewałam się astygmatyzmu i jakiejś tam wady wzroku, ale raczej na minusie. Tymczasem Duży ma nadwzroczność. Dostał okulary na razie po +1,5 na każde oko i za pół roku mamy się stawić na kontroli. Na wszelki wypadek pójdę gdzie indziej. Lekarze jak widać są baaaardzo omylni. Tymczasem moja wada płata mi figle na każdym kroku. Widuję różne dziwne rzeczy oraz odczytuję różne dziwne napisy, reklamy i ogłoszenia. Na przykład dzisiaj. Byłam z chłopcami na zakupach. W kolejce do kasy rozmyślałam o jednej kasjerce, która jakiś czas temu zawołana przez szefową do obsługi kolejnej kasy z powodu długich kolejek, podeszła do nas – klientów i zapytała: co, nie chce się stać? Dzisiaj ta kasjerka siedziała na tyłku i liczyła pieniądze w kasie obok. Ja natomiast stałam w kolejce do pewnej młodej kasjerki i rozmyślałam. Pani w mojej kasie miała przypięty identyfikator. Jak to baba, zerknęłam z ciekawości i zamarłam. Jak można nazywać się Fauna Zwierzęca??? Młoda osoba, to fakt, więc rodzice mogli już wpaść na pomysł nadania dziecku dziwnego imienia. W końcu ostatnio mamy nawał różnych takich… Ale przy tym nazwisku? Musieliby być złośliwi po prostu. Kiedy otrząsnęłam się z pierwszego szoku, pani Fauna zdążyła obsłużyć już dwie osoby, co sprawiło, że przybliżyłam się ździebko do niej i tym samym do identyfikatora. Tym razem napis na nim wyglądał już troszkę inaczej: Fauna Zewnętrzna. Zamrugałam oczami z niedowierzaniem. Co za dziwne nazwisko… Pal sześć imię. Nie chciałabym nazywać się Zewnętrzna… Mały zakręcił się w kółeczko pod moimi nogami i zaczął pytać: Mamusiu, a mogę lizaka? A mogę Grześka? A może żelki-robaki? Spojrzałam na półkę wypełnioną słodyczami po brzegi i zasłoniłam ją sobą jednocześnie prosząc Małego o policzenie do pięciu, co powoduje u niego natychmiastowy w tył zwrot i próby ucieczki. Nie wiem jak to się dzieje, że po angielsku liczy do 10 a po polsku umie do 2 i dalej twierdzi, że nie pamięta… W każdym razie Małego miałam z głowy. Doszłam do kasy i spojrzałam ze współczuciem na panią Faunę. Ona tymczasem skasowała kartę na punkty i spokojnie zajęła się swoją pracą. Spojrzałam na identyfikator po raz ostatni. Firma Zewnętrzna. Znaczy się nie ma czego współczuć… Może tylko niesympatycznej koleżanki na kasie obok 😉

Moje wszystko

Nie mogę…

Przepraszam, ale wydarzenia ostatnich miesięcy niespecjalnie nastrajają mnie blogowo… Wróciłam na chwilkę wezwana przez cudowne znajome blogerki, ale nie obiecuję, że zostanę na dłużej. Przede wszystkim moja najdroższa Babcia, umęczona ciężką chorobą odeszła dwa tygodnie temu na zawsze. Czuję się okropnie. Babcia przez ostatnie dwa miesiące miała duże problemy pamięciowe, nie miałam wyjścia, nie dałam rady się nią opiekować sama… Babcia zamieszkała w placówce, której zadaniem jest opieka nad ludźmi dotkniętymi chorobami różnego rodzaju. Jeździłam prawie codziennie. Z chłopcami. Nie miałam wyjścia. A teraz już Jej nie ma. Przede mną cała masa spraw. Muszę uporządkować wszystko. Załatwić formalności. Sam pogrzeb i związane z nim przygotowania, jeżdżenie sprawiło mi masę bólu, tym bardziej, że na każdym kroku musiałam udowadniać swoje pokrewieństwo z Babcią… Potem wyjechałam. Na tydzień. Z małżonkiem. Dzieci były z teściami na wczasach, więc postanowiliśmy się wyrwać, odpocząć. Odwiedziliśmy Wiedźmę w jej pięknym Świnoujściu. Zakochałam się w tym mieście i jeśli tylko będzie ku temu okazja, natychmiast tam wrócę. Niejednokrotnie mam nadzieję. Fajnie tak spotkać się wreszcie oko w oko po tylu latach znajomości internetowej 🙂 Spotkanie to zapamiętam do końca życia. Przywieźliśmy stamtąd pamiątki w postaci nowych obrazków na ciele 🙂 Nawet Wiedźmę na manowce sprowadziliśmy i teraz biedna musi używać łyżki, żeby łopatkę kremem przyśpieszającym gojenie posmarować. My mamy siebie, więc nam nakładanie kremu problemów większych nie sprawia… Polecam fajny salon tatuażu w Świnoujściu w Pasażu Żeglarska. Lokal nosi nazwę Swamp Ink Tattoo, tatuator jest świetny i bardzo utalentowany, a właściciel bardzo sympatyczny. Dziękuję Wiedźmo za najlepszy urlop na świecie, naprawdę był mi teraz potrzebny. Do końca życia zapamiętam, że w trudnych chwilach ukojenie znalazłam w Twoim domu.

Do blogowania wrócę. Kiedyś. Pozdrawiam!


P.S. Duży dzisiaj zapytał o Ponurego Żniwiarza. A później stwierdził, że gdyby śmierć była kobietą nazywałaby się Ponura Kosiarka…

😀