Moje wszystko

Dzień Świra

Jechałam dzisiaj windą z Małym Trollem, kiedy nagle dziecko spytało: „mamo, a dlaczego ta winda jedzie na dół?”. Odpowiedź sama cisnęła mi się na usta: „a gdzie ma jechać, w bok?”. Ledwo te słowa wypowiedziałam, uświadomiłam sobie, że użyłam wypowiedzi Adasia Miauczyńskiego z filmu „Nic śmiesznego”. Lubię filmy z tej serii. Zaczęłam się zastanawiać, czy skoro użyłam tego właśnie cytatu, bez zastanowienia, to czy i ja czasem nie jestem takim samym świrem jak rzeczony Adaś? Hmm, pomyślmy.. Co jeszcze łączy mnie z tym osobnikiem. Kiedy byłam mała, zawsze starałam się wstawać prawą nogą, żeby mieć dobry humor. Jeśli jakimś cudem zdarzyło mi się, że podłogi najpierw dotknęłam nogą lewą, natychmiast rzucałam się spowrotem na łóżko i wstawałam nogą właściwą. Nigdy nie chodziłam po popękanych płytach chodnikowych, ani po ich łączeniach. Figurki na segmencie musiały stać w określonej kolejności. Jadąc windą liczyłam do 10. Na szczęście to wszystko mam już za sobą. Przestałam liczyć i przejmować się opękanym chodnikiem. Później przyszła pora na inne dziwne rzeczy. Przed zaśnięciem milion razy sprawdzałam czy gaz jest zakręcony, czy drzwi zamkniete na dwa zamki, czy lodówka domknięta. Co gorsze zaraziłam tym swojego M :D. On jest chyba teraz gorszy niż ja, bo to on odwala za mnie całą tą lataninę wieczorną. Ja sobie leżę i się nie przejmuję, bo wiem, że on sprawdzi. Myślę, że jest to dla niego męczące. Dla mnie było 😀 Do mnie problem powraca, kiedy muszę wyjść z domu. Dzisiaj przed wyjściem sprawdziłam cztery razy gaz, trzy razy okna i kilka razy lodówkę. Kiedy w końcu udało mi się wyjść i zamknęłam drzwi na klucz i sprawdziłam kilka razy czy aby na pewno są zamknięte, zaczęła gnębić mnie myśl, czy aby na pewno gaz był zakręcony??? Na szczęście przyjechała winda, wsiadłam, ruszyliśmy i natychmiast zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno zamknęłam drzwi… Na szczęście syneczek wyskoczył z tym fantastycznym pytaniem i zapomniałam o drzwiach, gazie i innych duperelach. Kiedy o czymś zapomnę, a zamknę już drzwi i muszę się wracać do domu, przysiadam na chwilkę i liczę do 10, bo jak powszechnie wiadomo cofanie się do domu przynosi pecha a przysiadanie, ma tego pecha odwrócić.. No i co? Wychodzi na to, że jednak jestem świrem. Na szczęście nie tylko ja. Na różnych forach trafiałam na wątki o dziwactwach, które są nieodłącznymi elementami naszego życia (patrz linki z lewej strony :D). Martwię się tylko tym, że niedługo może się okazać, że żyjemy w społeczeństwie świrów, a osób normalnych w otoczeniu brak. I wcale nie mówię tu o sytuacji mającej miejsce między dwoma wysoko postawionymi urzędnikami państwowymi, przed szczytem UE… 😉 Jednak mimo tego, że to sprawdzanie jest bardzo, baaaardzo męczące, lubię swoje małe odchyły, bo bez nich byłabym tylko zwykłą kurą domową, a tak jestem lekko ześwirowaną mamuśką dwóch Trolli 😀

Moje wszystko

Paznocheć Feldfebla

Moja mam miała kiedyś koleżankę. Bardzo dobrą. Znały się kupę czasu. Przyjaźniły na śmierć i życie. Mój dad i mąż tejże przyjaciółki służyli razem w wojsku. Spotykali się co tydzień, wyjeżdżali razem na wakacje pod namioty, domki i inne takie. Przyjaciółka z mężem mieli córkę. Córka była moją najlepszą przyjaciółką, innych nie miałam okazji posiadać, bo tylką ją widywałam przez dłuższy czas. W lecie siadałyśmy na którymś z  balkonów (10 piętro u mnie, 9 u nich), zwieszałyśmy nogi przez dziury w barierce i tak sobie nimi dyndając rzucałyśmy czym popadnie w dzieci bawiące się na dole. Zazwyczaj były to ogryzki jabłek. Praktykowałyśmy tę sztukę przez dosyć długi okres czasu, dopóki moja mam nie nabrała podejrzeń co do ilości zjadanych przez nas jabłek i znikomej ilości ogryzków po nich. Reprymendę i ból w tyłku pamietam do dzisiaj. Przyjaciele rodziców lubili zwierzątka. Mieli jamnika Agę. Kiedy Aga była już w dosyć podeszłym wieku i nie poruszała się tak bardzo żwawo, lubiła sobie leżeć w przedpokoju. Byliśmy wtedy u nich na sylwestrze. Ludzi zaproszonych było chyba sporo, bo w przedpokoju stało pełno butów. Światło było zgaszone, a ciotka szła z tacą pełną szklanek. Drogę jej oświetlały lampa z kuchni i światło z dużego pokoju. Szła rozkopując po drodze porozwalane buty. W pewnym momencie usłyszałam psi skowyt. Wszyscy polecieli oglądać co też się stało. Zastali ciotkę w pozycji klęczącej przepraszającą starego jamnika za sprzedanego kopa: „przepraszam cię Agusiu, pani myślała, że to kozak..”. Ciotka była fajna, ale robiła okropne błędy językowe. Na przykład mówiła ocheć i paznocheć zamiast łokieć i paznokieć. No ale czego można się spodziewać po kobitce, którą własny mąż nazywa Walerkiem? Mam mówiła, że wujek w chwilach przypływu uczuć nazywał ciotkę także Feldfeblem… Ciekawe czy to mu zostało. Nie mam z nimi żadnego kontaktu, ponieważ mam pokłóciła się z Walerkiem z jakichś bliżej mi nie znanych przyczyn i zerwały wszelkie stosunki jakieś 20 lat temu. Siedziałam dzisiaj w szkolnej szatni czekając na mojego syna, kiedy przede mną przemaszerowało dwóch chłopców i jeden powiedział do drugiego: „nie za wcześnie WYSZŁEŚ??”. No i przez to „wyszłeś” przypomniał mi się ocheć i moja ciotka Feldfebel 🙂

Moje wszystko

Pieskie życie..

 Sąsiad wsiadł do windy ze ślicznym szczeniaczkiem na ręku. Piesiuś był podobny do mojej suni z czasów jej szczenięctwa. Nawet biały krawacik miał identyczny. Sunia została uśpiona jakoś ze 3 lata temu, bo była chora i cierpiała. Ja też cierpiałam. Tęsknię za nią do bólu. Szczeniaczek popatrzył na mnie swoimi koralikowymi oczkami. Nie wytrzymałam i wyciągnęłam do niego rękę. Psina natychmiast zainteresowała się moim kciukiem, wpakowując go sobie do pyszczka. I gdy mnie tak podgryzała ostrymi jak szpileczki ząbkam, dowiedziałam skąd się wzięła. Jakiś ktoś, kogo miałabym chęć najszczerszą obrzucić najgorszymi epitetami, wyrzucił psinę w zawiązanym worku na śmieci do śmietnika. Sąsiad przechodził, usłyszał i tym sposobem ma ślicznego i wesołego piesia, który z pewnością obdaruje swojego wybawcę szczerą miłością i oddaniem. 

 Pierwsza notka trochę smutnawa mi wyszła, ale nie mogłam przejść obojetnie obok tego wszystkiego, szczególnie patrząc w te czarne, błyszczące koraliki psiny z zapałem ciućkającej mojego kciuka…