Co jest z tymi pieniędzmi, że nigdy ich się nie ma za dużo? Ile by człowiek nie zarobił, to zawsze nie wystarcza. Dostaję jakąś forsę ekstra, zaraz psuje się lodówka, samochód, pralka, trzeba wykupić milion leków i zrobić badania za setki złotych. Zupełnie jakby ktoś czyhał, żebyśmy się czasem nie wzbogacili. Być może uda nam się wreszcie debet na koncie spłacić. Częścią wypłaty M i jego premią. Dostałam dywidendę. Myślałam, że kupię sobie słuchawki, bo stare się rozpadły. I jeszcze parę innych rzeczy, które by się przydały. Niestety. Musiałam zapłacić OC, kupić dziecku buty, zakonserwować kuchenkę gazową, bo przepuszczała przy kurkach, zamówiłam literki na pomniku, zapłaciłam ratę i generalnie nie zostało mi wiele. A jeszcze aparat Dużego… Nie wiadomo czy nie będziemy musieli za niego zapłacić. Duży skończył już 11 lat, więc pewnie trzeba będzie 450 zł wydać. A przez chwilę myślałam, że będę musiała kupować nową kuchnię na cito! Na szczęście stara jeszcze chwilkę wytrzyma. Niechby chociaż do kwietnia.. Miałam najpierw wymieniać pralkę, ale kolejność musi ulec zmianie, bo jednak wyprać ręcznie można, a ugotować na kuchennym blacie już nie. No i tak sobie myślę, że nie mam szans na wzbogacenie. Zawsze coś mi wyskoczy dokładnie wtedy, kiedy „mam” pieniądze.
Duży się fatalnie leni. Pilnuję go, cisnę, żeby się uczył, a on olewa jak tylko może. Martwię się każdym sprawdzianem. Martwię się ciągle i nieustannie. Od tego martwienia się jest mi niedobrze i chce mi się wyjść i nie wracać. Mały zaczął już zajęcia w poradni. W szkole też ma zapewnioną opiekę pedagoga. W domu bez słowa sprzeciwu wykonuje swoje ćwiczenia logopedyczne, a jego wychowawczyni powiedziała, że dzisiaj pracował na zajęciach jak nigdy dotąd. Że ręka cały czas była w górze i że wszyscy są z niego dumni. Ale nie tak bardzo jak ja 🙂
M jest na urlopie, ale oczywiście jutro, lub w piątek musi iść na jeden dzień do pracy. Konkurs trwa i końca nie widać. I ja i M jesteśmy już wykończeni oczekiwaniem i niepewnością.
Popijam pyszną herbatę truskawkową. Na zmianę z Lychee. W akcie desperacji kupiłam nawet Lays’y, ale Wilczak mnie wydymał i sałaty nie znalazłam. Ani nawet dodatkowej paczki czpisów. Eeeeh…