Moje wszystko

Myślę, że nie stało się nic ;)

Niechęć poczułam ostatnio do pisania straszliwą. I niemoc jakaś mnie ogarnęła. Nie chciało mi się. Zresztą nie działo się nic takiego, co kazałoby mi uwiecznić owo wydarzenie w internecie. No dobra było kilka zdarzeń… Zdarzynek właściwie, bo to nic wielkiego. Na przykład raz, jechałam z dziećmi do domu tramwajem od lekarza. Na którymś przystanku wsiedli panowie, którzy rychło okazali się kontrolerami. Dobrze, że ja zawsze bilety kasuję 😀 Siedziałam sobie więc spokojnie, faceci odwalili robotę i jeden usiadł na miejscu przede mną. Wtedy właśnie do tramwaju wsiadły dwie panie. Koleżanki, bez tchu opowiadające sobie, że „właśnie kupiłam nowe buty”, „a co ty powiesz, moje się właśnie rozleciały…” itp. Jedna z nich rozejrzała się po tramwaju i stanęła przy kasowniku z biletem w ręku. Tuż obok siedzącego kontrolera. Druga najwyraźniej miała migawkę, bo wcale się nerwowo nie rozejrzała, tylko na spokojnie zdawała relację z zakupów. Zrobiło mi się żal tej z biletem. Tym bardziej, że nie jechała daleko, bo bilet był 10-cio minutowy. Pewnie zaoszczędzić chciała. Głupio tak zarobić mandat z biletem w ręku. Utkwiłam wzrok w nieznajomej. Chyba podziałało, bo po chwili spojrzała na mnie. Zrobiłam przyjazną minę i ruchem ledwo zauważalnym pokazałam na faceta siedzącego przede mną. „KANAR” wypowiedziałam bezgłośnie. Pani zamrugała oczami, bo pewnie w pierwszej chwili nie zrozumiała o co mi chodzi. Machnęłam ręką bardziej jednoznacznie i znów bezgłośnie tego „kanara” jej przekazałam. Ręka z biletem zawisła na chwilę jeszcze przy kasowniku, jakby pani się wahała czy aby na pewno nie robię jej w konia, ale przyjaźnie pokiwałam głową i bilet został ostatecznie podstemplowany. Dwie minuty później „kanar” podniósł się z miejsca i poprosił obie panie o bliety do kontroli. Nad jego ramieniem zobaczyłam jak pani uśmiecha się do mnie z wdzięcznością. Taki malutki dobry uczynek na zakończenie starego roku 😉

O reklamie znowu muszę napisać. Mimo, że jakiś czas już jest emitowana na różnych stacjach tv, to jednak z upodobaniem wciąż ją oglądam. Mowa tu oczywiście o herbacie, którą pan Mann Wojciech bardzo ładnie niesie korytarzem 😀 Zawsze lubiłam pana Manna. Pamiętam kiedy jako dziecko siadałam z rodzicami przed telewizorem, a wtedy dwa programy tylko były, jedynka i dwójka. I na którymś, na dwójce zdaje się, leciał program „Za chwilę dalszy ciąg programu”… Niewiele rozumiałam wtedy z tego co tam mówili, ale moi rodzice zaśmiewali się do łez. Wydaje mi się, że Mann i Materna są pierwszymi osobami medialnymi, które pamiętam odkąd zaczęłam coś tam z programów tv kumać. Pan Materna jako późniejsza siostra Irena zapadł mi w pamięć tak głęboko, że kiedy podczas pobytu w szpitalu, usłyszałam jak jeden lekarz mówił do pielęgniarki „siostro Ireno, proszę podać pacjenotwi coś tam”, parsknęłam śmiechem, bo oczami wyobraźni ujrzałam pana Maternę 😉 Oczywiście pamiętam też kilka innych osób. Na przykład pana Jana Suzina. A jak już przy spikerach jesteśmy, to nie sposób pominąć panią Edytę Wojtczak i panią Krystynę Loskę. Kiedyś na prima aprylis podpisali panią Loskę jako „Kryśka Loska” 😀 No ale nie o tym miało być. Wracam do reklamy. Podoba mi się jak pan Mann sobie tym korytarzykiem idzie i cudnie o herbacie prawi. Najwyraźniej i Dużemu reklama się spodobała, bo kiedyś poprosił mnie o sok. Nalałam do kubeczka i zawołałam go, żeby sobie zabrał. Duży chwycił kubek z zapałem i po chwili z przedpokoju usłyszałam: „bardzo ładnie niosę…”. 😀

Dwa tygodnie temu udało mi się namówić małżonka mojego ukochanego, żeby poszedł ze mną do kina. Nie pamiętam kiedy ostatnio byliśmy razem w kinie, chociaż on twierdzi, że byliśmy 😉 Niespecjalnie mój M za kinem przepada. No ale poszliśmy. Na „Avatar”. Czekałam na ten dzień bardzo długo. Bilety na seans zamówiłam tydzień wcześniej. 3D ofkors. Poszliśmy. Obejrzeliśmy pierwszą godzinę filmu. I wyszliśmy. Okazało się, że M nie może oglądać filmów w 3D 😦 Było mi smutno, bo w końcu wyciągnęłam męża do kina, na fajny podobno film, wydaliśmy ponad 50 zł na bilety i koniec końców filmu nie obejrzałam. Wybieram się na niego ponownie. Z koleżankami 🙂

Mały ma nadmiar energii. Na razie nie chodzi do przedszkola, bo boję się chorób, a muszę powiedzieć, że od października moi chłopcy są zdrowi! Duży chodzi do szkoły normalnie. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby tak długo w zimie nic ich nie brało. Zresztą Ci którzy mnie czytają na bieżąco, wiedzą o tym doskonale, bo w samym zeszłym roku chorowali niemalże co tydzień. W tym roku jest dobrze 🙂 Nie będę się zachwycać zbytnio, żeby nie przechwalić, ale mam nadzieję, że to już koniec naszych zmagań chorobowych. Wychorowali się już może po prostu i od teraz w aptece będę kupowała jedynie miętę ekspresową 😛

Achaaaaaa, byłam u fryzjera. Pani Ala obcięła mi włosy. Tzn nie obcięła na króciutko, tylko zrobiła z nimi porządek. I dodała parę złotych pasemek, które fajnie wyglądają w słońcu. A wszystko to dlatego, że moja przyjaciółka nareszcie wyszła za mąż (!) czego świadkiem byłam 16 stycznia o godzinie 13.10 🙂 Podpisałam nawet stosowny dokument w USC, więc nie ma co do tego wątpliwości, że dziewczyna nazwisko zmieniła 🙂 I tak to w niedługim czasie, „zagorzała stara panna dla świata stracona” jak ona sama zwykła o sobie mówić, została żoną, a wkrótce zostanie matką 🙂

I tak właśnie nic się u mnie działo 😉