O nas

Wszystkie koty ZA płoty ;)

Mam na imię Katarzyna i JESTEM. Oddycham, mówię, spotykam się ze znajomymi, kicham, jem, chodzę i robię wszystkie inne rzeczy, które wykonują ludzie na co dzień. Oprócz tego jestem również mamą dwóch chłopców z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, szesnastoletniego Dużego z Zespołem Aspergera (ZA, AS) i prawie dwunastoletniego Małego z autyzmem dziecięcym (HFA). Jestem też żoną prawie czterdziestoletniego M, również z Zespołem Aspergera. Żyje nam się dobrze, mimo tego, że bywa ciężko. Oprócz autyzmu, mamy trzy koty. Dachowce. Łatka, Marcelka i Tosię. Łatek jest z nami najdłużej. Kochamy go miłością szczerą, ponieważ jest bardzo wdzięcznym stworzeniem. Marceli jest autystą, a Tośka kocha mizianki. Może nie napiszę nic, czego już nie wiadomo, ale KOT TO NIE PIES! Wiadomo, że różnią się wyglądem, co widać na pierwszy rzut oka, ale najbardziej różnią się zachowaniem. Psy są spontaniczne, kochają nas bezgranicznie i zawsze, są gotowe do zabawy w każdej chwili, przychodzą na wezwanie i mają miękkie języki. A koty… Łażą własnymi drogami, zauważają nas tylko, kiedy są głodne, można na nie „kiciać” bez końca, ale jeśli robi się to w niewłaściwym czasie, to nic z tego. Nie przyjdą. Nawet nie zaszczycą „kiciającego” spojrzeniem. Języki mają ostre jak szpileczki i jak poliżą to nie zostawiają mokrego śladu. Patrzą przed siebie niewidzącym wzrokiem, powodującym ciary u współmieszkańcow (tak, tak, kotów się nie posiada. Z kotami się mieszka.) Albo godzinami polują na niewidzialne muchy. Czasem przynoszą do domu łupy w postaci myszy, chrabąszczy, jaszczurek. Ale! Nikt nie mruczy tak cudownie, jak kot! Nie kręci ósemek między torbami, kiedy wracamy z zakupami do domu. Pies szczeka, hałasuje, skacze, liże jak wściekły, kot ZASZCZYCA nas swoją uwagą. Buszuje wsród toreb, uważnie wyławiając torebki z karmą, podczas gdy psiak rzuca się na wszystko co pachnie kiełbasą, bo akurat koło niej leżało w torbie i przeszło zapachem 😉 Koty wychowywane na karmie kociej, nie wiedzą co robić z tzw. ludzkim jedzeniem. Moje najpierw wąchają, potem nieśmiało szturchają łapką, żeby na koniec porzucić plasterek gdzieś na środku kuchni i zapatrzeć się na mnie wyczekująco: „no dobra, zabawa była fajna, teraz dawaj jeść”. Nocą cudownie ogrzewają plecy, stopy i inne części ciała, dopóki coś im nie odwali i nie zerwią się na równe łapy, żeby pobiegać po mieszkaniu bez celu, pomiauczeć głośno, żeby wszyscy usłyszeli i wstali, bo kot chce zjeść i ma życzenie, żeby go w tym czasie głaskać (tak właśnie było ostatniej nocy..). A kiedy my się już wybudzimy, zabieramy się do głaskania, kot zmienia zdanie i smacznie zasypia na górnej półce drapaka. A my leżymy dwie godziny z oczami utkwionymi w suficie i obmyślamy nowe notki na bloga… Marceli czasem biega po ścianach. Urządza sobie taki Matrix. Rozpędza się w pokoju, biegnie do kuchni, gdzie wskakuje na ścianę i zasuwa po niej kawałek, po to aby zawrócić do pokoju i całą lataninę rozpocząć od nowa… Wszyscy MY, kochamy nasze koty. Są cudownymi towarzyszami smutków i radości naszych dzieci. Lekarstwem na migrenę, na ból kręgosłupa, na doła. Są KOTAMI.

Po co to wszystko napisałam? Ano zaraz wyjaśnię. Czy czytając chociaż część zachowań kocich, nie poczuliście, że to coś znajomego? Kiedyś trafiłam na książeczkę pt: „Wszystkie koty mają Zespół Aspergera”. No i… mają! Zupełnie jak autystyczne dzieci, zapatrujące się na coś, co je interesuje, wyłączające się z życia… Mówisz do nich, wołasz i nic. Jedzą mocno wybiórczo, tylko to, co im pasuje. Daję im coś nowego, obejrzą powąchają, odłożą. Proszą o tosty, które jedliby na śniadanie obiad i kolację.. Siedzą spokojnie, aby za chwilę zerwać się i wpaść w szał.. Biegają, trzepoczą, krzyczą.. W nocy potrafią sprzedać kopa przez sen. Uszczypnąć, ugryźć, podrapać, kiedy czują się zagrożone. Z toreb zakupowych bezbłędnie wyławiają słodycze, które kupione zostały na cały tydzień, z zamiarem schowania ich do szafki (hahaha, tiaaa…). Za chwilę przychodzą się przytulić, pragną głaskania, docisku lub drapania po plecach. Godzinami mogą bawić się jedną piłką… A jak mają kota, to bawią się razem! 😉 I tak właśnie dziś w nocy wymyśliłam, kiedy to właśnie Łatek zapragnął mojego towarzystwa przy misce, a kiedy już zasnął, wstał Mały, żeby mi powiedzieć, że wstał i nie może zasnąć, że autyzm i koty, to jedno i to samo 😉

Wniosek z tego taki, że każda autystyczna rodzina powinna mieć kota… Nie zajmie wiele czasu wzajemne poznanie się i zaakceptowanie swoich nawyków, ponieważ są one identyczne.. Nie mam nic przeciwko psom, kocham je i może kiedyś nawet znowu w domu zamieszka z nami pies, ale póki co, koty są jedynymi stworzeniami, które się z nami asymilują. Pozdrawiam wszystkich kociarzy (autystycznych i nie), a niekociarzy zapraszam do zawierania bliższych znajomości z kotami i zażycia chociaż trochę felinoterapii. Życie od razu staje się łatwiejsze 😉