Moje wszystko

Zwykły dzień wakacyjny

Upalny wieczór w Łodzi, na Widzewie , 10 piętro, czyli nasze mieszkanie. Duży z tatą oglądają Matrixa. Duży na swoim łóżku piętrowym, na górze. W dresach. Owinięty kocem i przykryty kołdrą. Mały w drugim pokoju razem ze mną. Ja na ipadzie, odpoczywam umysłowo i fizycznie, oraz staram się nie myśleć o tym, jak bardzo nawalają mnie korzonki. Mały od godziny z hakiem gra na konsoli w Plants vs Zombies i gada. Gada, gada, gada, gada… Nie ma sekundy bez jego gadania. Doszliśmy już do trzeciego etapu zaangażowania w tę czynność. Drugim było „dotknięcie, wąchnięcie, miźnięcie mamy”. Co dwie sekundy. Trzeci etap to trzepotanie i miętolenie rogu od ukochanej poduszki-jaśka, który wywleczony z poszewki wygląda jak glut. Brudny od ciągłego targania, głaskania i machania. Dziwię się sobie, że jeszcze nie zwariowałam od tych pisków, komentarzy, dotknięć, wąchnięć, miźnięć, trzepotań… A chciałam tylko posiedzieć w ciszy i spokoju. Chyba się nie da 😉