Dlaczego „nie dla nauczania indywidualnego dla dzieci z ZA”? Kto z Was ma dziecko ZA, ten wie, że prawdopodobnie największym jego problemem są kontakty społeczne. Duży ma 16 lat. ZA ma zdiagnozowane od 3 lat i od tego czasu jest w terapii w JiM. Robi postępy, nie mogę powiedzieć, że nie… Nawet zaczął mówić „dzień dobry” innym rodzicom z KR w Łodzi. Jednak nikt nie wie, ile go to kosztuje wysiłku.. Popatrzyłam dziś na zdjęcie Agnieszki w Gazecie Wyborczej. Przeczytałam to, co powiedziała: „nie chcę aby mnie zmieniano. Nie chcę, aby lufziom przeszkadzała moja inność”… Duży uczył się przez 4 lata przedszkola i 8 lat szkoły podstawowej plus gimnazjum, z klasą. Miał ciężki start, bo nie umiał być między ludźmi, dostosować się, współgrać. W szkole podstawowej był szykanowany przez kolegów i koleżanki z klasy. Raz nawet trzech uczniów napadło go pod szkołą, pobiło i obrzucało trawą. Doszło do sytuacji, kiedy musiałam zwołać zebranie z rodzicami uczniów, którzy znęcali się nad nim fizycznie i psychicznie, i zagrozić oddaniem sprawy na policję, i do sądu rodzinnego. W okresie dojrzewania, Duży bardzo się zmienił. Stał się agresywny, również słownie. Bałam się puszczać go samego autobusem do szkoły, bo pyskował ludziom i prowokował awantury. Bałam się, że ktoś go pobije. Bałam się wychodzić z nim do sklepu, czy na spacer, bo zaczepiał obcych ludzi i zwracał im uwagę, miałam wrażenie, że za chwilkę ktoś się na mnie rzuci i mnie pobije za to, co Duży powiedział, zrobił, pokazał. W gimnazjum przeszliśmy gehennę. Duży przestał funkcjonować edukacyjnie a społecznie było coraz gorzej. Wciąż nam mówiono: „aspereger MUSI być uspołeczniany! MUSI być z rówieśnikami. MUSI się angażować w zadania, które stawiają mu nauczyciele. MUSI nauczyć się pracować w grupie…” No super, tylko co zrobić jeśli im bardziej my mu narzucamy jaki on MUSI być, tym bardziej on zapada się w sobie i przestaje być sobą? Czy rzeczywiście MUSI? Przyszedł dla nas taki czas, że nie wiedzieliśmy już co mamy zrobić, żeby go uratować przed samym sobą. Wtedy właśnie nauczyciele z gimnazjum powiedzieli mi: „Pani Kasiu, to jest chyba ta chwila, kiedy jednak powinniśmy ZARYZYKOWAĆ nauczanie indywidualne”. No i zaryzykowaliśmy. Po roku indywidualnego na terenie szkoły, Duży jest innym człowiekiem. Uśmiecha się nawet czasami, ma zainteresowania, realizuje swoje plany. Ma kolegów, z którymi kontaktuje się na swoich warunkach i na swoich zasadach utrzymuje z nimi przyjazne stosunki. I to jest to. To był pierwszy rok, kiedy nie musiałam siedzieć z nim nad lekcjami, żeby przełożyć to, co jest napisane w książce, na język dla niego zrozumiały. Duży od września rozpoczyna naukę w technikum, w 1 klasie. Musieliśmy zmienić PPP. Złożyłam wniosek o NI i pierwsze słowa jakie usłyszałam od nowej pani psycholog, brzmiały: a nie próbowała pani go wrowadzić w grupę? Przecież on MUSI być uspołeczniany!” Otóż on się uspołecznia sam! Tak jak jemu pasuje. Nigdy w życiu już nie powiem synowi, że ma zdobywać przyjaciół za wszelką cenę, bo MUSI ich mieć! Dotarło do mnie, że jedyne co w tej chwili powinniśmy zrobić, to pomóc mu w zdobyciu wykształcenia, żeby mógł iść do pracy i utrzymać się sam. Na szczęście Duży wybrał taki zawód, że może go wykonywać zarówno w zespole jak i samodzielnie. W placówce lub w domu. Dajemy mu wybór. Dajemy mu wolność. Nie chcemy, żeby się zmieniał i wstydził za to, kim jest. Przyznano nam nauczanie indywidualne na 1 klasę technikum. W następnych latach również będziemy o to wnioskować. Bo on chce się uczyć, ale obecność innych osób mu to uniemożliwia. Nie jest w stanie skupić się na lekcji, kiedy ktoś na niego patrzy, mówi do niego, szepce za jego plecami. Chcemy, żeby nasz syn był wolny. Agnieszko, dziękuję Ci za te słowa, które skierowałaś do Franciszka. Wiem, że mówisz głosem wielu osób z ZA. Między innymi głosem mojego dziecka. Kochani, dajcie naszym Aspergerjaninom (nazwa wymyślona przez Dużego) wolność wyboru. Pozwólmy im być szczęśliwymi. I nie trzymajmy się sztywno tych ram, że Aspie MUSI! życzę Wam dobrej nocy, a wytrwałym gratuluję dotarcia do końca postu. Buziaki!
Miesiąc: Lipiec 2016
Pole
– Mamo! Polana!
– To nie jest polana tylko pole. Polana jest w lesie, z trawą i kwiatkami. A tu rośnie zboże.
– Ktoś wyciął wszystkie drzewa i kwiaty, żeby posiać zboże na polanie!
🙂
Jedziemy
Jedziemy. Pociągiem bez przedziałów. Tyłem. Wszyscy słuchają jak Mały komentuje swoje poczynania w grach na Ipadzie. Godzinę temu wszyscy usłyszeli, że „przecież mialaś iść do łazienki!”. Dobrze, że nie powiedział tak, jak zwykle mówi: wyszczać się. Piję kawę za 6 zł,a Mały zajada żelki za 3,50, upewniając się, że opowiemy w domu jak to je wypatrzył na wózku, a ja ich nie widziałam. Ludzie za nami grają w kości.
– Co to za dziwne dźwięki?! – dopytuje Mały z nerwami, a oni niczego nie świadomi, przekomarzają się z chichotem. To młoda para, zakochani…
– Następna stacja: Koło. – brzmi z głośników.
– Czyli za niedługo będziemy na miejscu. – mówi Mały.
Jeszcze 6 h..
😉
Esteta
Mały wykąpał się w wodzie z dodatkiem jajka hydrosaurusa z pewnego sklepu. Kiedy otoczka się rozpuściła, zabarwiła wodę na żółto (ulubiony kolor Małego), a w środku był mały czerwony dinozaur.
– Jestem bardzo zadowolony. – rzekł Mały. – Nie dość, że w jajku był fajny dinozaur, to jeszcze kąpiel była taka ESTETYCZNA!
😀
Czy Wasze kąpiele też są estetyczne?
W wannie
Mały kocha się kąpać w pianie. Dziś też wrzucił sobie do wody kapsułkę, plus pędzel do malowania, miseczkę w której rozrabiam farbę do włosów i muszlę, którą jako dziecko przytykałam do ucha, a mama mi wmawiała, że tam morze szumi… Przyłapałam delikwenta, jak nalewa wodę do tejże muszli i wypiją ją, tudzież wypluwa, robiąc fontannę.
– Mały, nie pij z tej muszli… – zdenerwowałam się.
– Dlaczego? Przecież to nie jest muszla klozetowa.
No i właśnie. Dlaczego?
Oglądamy gazetkę ze sklepu. Oferują nam do kupienia szpiegowski budzik, z funkcją dyskretnego nagrywania obrazu, dźwięku i robienia zdjęć.
– Na co komu szpiegowski budzik? – zastanawiam się głośno..
– Ja wiem! Ja! – wrzeszczy Mały. – Żeby nagrywać lwy!
A ja pomyślałam, że niewiernych małżonków.
Nic o życiu nie wiem..
😉
Zguby
Zadzwoniło do mnie dziecko moje, Duży, kiedy byłam w sklepie i z rozpaczą w głosie zapytało:
– Wracasz już mamo?
– Jeszcze nie, ale za chwilkę.
– Bo zgubiliśmy koty. Dwa.
Wiadomo, że nie zgubili, bo nigdzie nie wychodzili. Okna zamknięte, tylko balkon nie, ale za to osiatkowany, więc gdyby tak koty zechciały się przeciskać przez oczka w siatce, wyszłyby drugą stroną kocie frytki.. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że koty są w kuchni za szafkami.. Powinnam natychmiast wrócić do domu i rozpocząć akcję ratunkową…
Duży dodatkowo miał pierwszy kontakt z kolegami i koleżankami z nowej klasy, w której zacznie naukę od września. Na podstawie listy przyjętych, dostał zaproszenia do znajomych na fb. Przyjął jedną osobę, dowiedział się o co chodzi i natychmiast ją usunął z komentarzem: czy ja zawsze muszę trafiać na debili?
Chyba nie będzie miał łatwego startu..
😉