Pogoda za oknem nareszcie robi się taka jak być powinna. Przynajmniej w dzień. W nocy mróz, ale jakoś mi nie przeszkadza. Dzieci znowu są chore. Mały bierze już czwarty antybiotyk w ciągu ostatnich kilku tygodni. Dałabym głowę, że jest z nim lepiej niż z Dużym, tymczasem to u niego pojawiły się furczenia pod łopatkami. Jutro idziemy na kolejną kontrolę. Myślę, że jeszcze przyszły tydzień chłopcy spędzą w domu. Wiem, że to będą 3 tygodnie nieobecności w szkole, ale boję się ich posłać tak od razu, bo wiem, że za chwilę będzie choroba jakaś od nowa się rozwijać. Mimo ładnej pogody czuję się dziwnie. Ospała i zmęczona. I nie mogę się pozbierać po zmianie czasu. Zawsze lubiłam zmianę czasu z zimowego na letni, w tym roku jakoś mi nie odpowiada. Czas ucieka mi między palcami. Wstaję, jem i już jest wieczór i znowu trzeba iść spać. Wieczorem nie mogę zasnąć. W nocy śpię czujnie i budzi mnie każdy szmer nie wspomnając o kotach, ktore rózno o 4 nad ranem upominają się o jedzenie 🙂 Najlepiej śpi mi się nad ranem, ale też nie mogę za długo się wylegiwać, bo z kolei dzieci się upominają o śniadanie 😉 Otworzyłam balkon. Marceli bardzo lubi tam przebywać. Głównie wisi na siatce pod samym sufitem i próbuje „złowić” ptaszka. Łatek głównie przebywa w kuchni próbująć „złowić” cokolwiek do miski. W dodatku jest bardzo towarzyski i je przeważnie wtedy, kiedy ktoś jest w kuchni razem z nim. Resztę czasu poświęca na żałosne miauki i powłóczyste spojrzenia w stylu „spójrzcie jaki jestem biedny, głodny i opuszczony! Potrzebuję towarzystwa!” No to idę do tej kuchni, towarzystwa kotu dotrzymać. Jestem nienormalna? 😀
Najlepsza wiadomość od kilku opstatnich miesięcy: dzieci jadą z teściami na majówkę! Urocze 4 dni wolności, spokoju i ciszy!
Za dwa dni będę starsza o rok. Znowu…