Duży boi się owadów. Panicznie. We wniosku o orzeczenie o niepełnosprawności zaznaczyłam, że chcę się ubiegać o kartę parkingową. Jasne, że bez potrzeby nie muszę z niej korzystać. Wyjaśnię o co chodzi. Duży cierpi na napięciowe bóle głowy. Źle znosi jazdę samochodem, cierpi na chorobę lokomocyjną. Jeśli do tego wszystkiego dodamy muchę, osę, komara, motyla, cokolwiek co ma skrzydła, a często lubi wlatywać do wnętrza samochodu, otrzymujemy atak paniki, machanie rękami, wypinanie się z pasów i różne krzyki. Niebezpieczna sytuacja. Czasem zastanawiam się czy za jakiś czas jego lęk nie spowoduje prób wysiadania z samochodu w trakcie jazdy. Pół biedy jeśli jedziemy przez las, wieś czy w okolicy, gdzie można zjechać na pobocze i pozbyć się intruza z samochodu, a dziecko uspokoić. Karta parkingowa w mieście ułatwiłaby nam życie. Nie musielibyśmy za każdym razem szukać miejsca do zatrzymania się, takiego miejsca, żeby nie dostać mandatu.. Wczoraj Duży nie chciał z kolei wsiąść do samochodu na parkingu, ponieważ obok latała pszczoła.
– „Poczekam aż odleci” – powiedział i stanął w bezpiecznej odległości. W końcu udało nam się Dużego i Małego w samochodzie zainstalować i pojechaliśmy. Kiedy wróciliśmy nie było mowy, żeby Duży wysiadł od swojej strony. Przebiegł po Małym do drzwi drugiego pasażera i wyskoczył z samochodu jak oparzony.
– „Tak szybko jest bezpieczniej, lepiej, żeby pszczoła ugryzła Małego niż mnie” – usłyszeliśmy, chociaż po pszczole nie było już ani śladu.
Tydzień temu jechaliśmy autobusem na działkę. Duży lubi siedzieć przy oknie. Akurat na końcu autobusu były wolne miejsca, więc usiedliśmy, ja, Mały i przy oknie Duży. Pech chciał, że na którymś przystanku do autobusu wleciał motyl. Piękny. Trzepotał się chwilkę po szybie z daleka od nas, ktoś machnął ręką i przegonił motyla w naszą stronę. I to był koniec spokojnej jazdy. Duży machał rękami, próbując odgonić motyla, a co dawało raczej mierny skutek. Marudził najpierw pod nosem a potem coraz głośniej. Aż wreszcie całkiem głośno. Bałam się reakcji ludzi, ale jakoś nikt nic nie powiedział. W końcu zaproponowałam Dużemu, żebyśmy zamienili się miejscami. Zgodził się dość szybko, ale motyl wyraźnie go polubił i przemieścił się wraz z nim. Duży poczuł się bezpiecznie dopiero wtedy, kiedy uciekł do przodu autobusu. Wtedy już stał spokojnie, tylko obserwował gdzie motyl poleci.
Niedawno spotkaliśmy panią nauczycielkę z przedszkola, do którego chodził Duży. Nie miała problemu z rozpoznaniem nas, mimo tego, że minęło dużo czasu odkąd widziała mnie ostatni raz. Opowiedziała nam, że o Dużym wszyscy w przedszkolu pamiętają, ponieważ kiedyś pani poleciła dzieciom usiąść przy stolikach i wykonać jakąś pracę. Dzieci pracowały już w najlepsze parę minut, kiedy pani zorientowała się, że Duży stoi obok stolika i nic nie robi. Zapytała go wtedy dlaczego nie siada. „Tu jest mucha” – odpowiedział 5 letni wtedy Duży. „I co z tą muchą” – zapytała pani. „Czekam aż odleci…”
To mój Duży. Mój syn. 🙂