Moje wszystko

Podróż w czasie

Wczoraj pojechałam do mojej Babci obejrzeć nowe drzwi. Mały pojechał ze mną. Była cudna pogoda. Babcia mieszka przy parku, w którym bawiłam się jako mała dziewczynka. Wysiadłam więc przystanek wcześniej i postanowiłam przejść się kawałeczek i popatrzeć na stare kąty. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo się wszystko zmieniło. Kiedy chodziłam do szkoły, moja mama pracowała w tej okolicy. Poszłam uliczką, na której mieścił się jej zakład pracy. Przypomniało mi się ile razy gnałam do mamy prosto ze szkoły, żeby podzielić się z nią wiadomościami. Raz była to szóstka z chemii, raz ucieczka całej klasy z lekcji matematyki, lub jeszcze coś innego. W każdym razie zakład pracy mojej mamy jest nieodłącznym elementem krajobrazu mojego dzieciństwa. Oczywiście, że wiedziałam, że firma przeniosła się w inne miejsce. Do innego miasta nawet. Przecież utrzymuję kontakt z jedną z koleżanek z pracy mojej mamy, która wciąż tam pracuje, bo jej córka jest moją dobrą koleżanką i udziela Dużemu korepetycji z matematyki. Wiedziałam też, że budynki stoją puste, bo nikt już tam nie przychodzi. Ale nie wiedziałam, że rozpoczęła się ich rozbiórka… Szłam i patrzyłam na gołe cegły, zburzone do połowy budynki, porozbijane okna. I serce mi się ściskało z żalu. Nie wiem właściwie dlaczego. Ale czułam, że jest mi przykro. Że coś przeminęło bezpowrotnie. Przystanęłam na chwilkę i zrobiłam kilka zdjęć. Dla mojej mamy. Opowiedziałam Małemu, że jego babcia w tym miejscu przepracowała prawie połowę swojego życia. Mały pokiwał główką ze zrozumieniem i pociągnął mnie za rękę. Poszliśmy dalej. Niedaleko bloku mojej Babci stoi pawilon. Kiedy byłam mała mieścił się w nim sklep spożywczy. Pracowała tam niejaka Pani Wiesia, która znała moją Babcię i często ze sobą rozmawiały. Babcia czasem wysyłała mnie po jakieś masło, mąkę czy inny produkt. Wtedy Pani Wiesia zawsze częstowała mnie cukierkami. Kiedy byłam trochę starsza zaopatrywałam się w tym sklepie w Donaldy. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie ma już tych gum. Były dobre w smaku i wychodziły z nich fantastyczne balony. Takie na całą twarz. No i oczywiście były w nich historyjki, które zbieraliśmy razem z moimi przyjaciółmi, a potem się wymienialiśmy. Całkiem niedawno wyciągnęłam całą paczkę takich historyjek z szuflady, w której trzymam pamiątki z dzieciństwa. Moje dzieci rzuciły się na nie, oglądając zachłannie przygody Donalda na małym skrawku papieru. Duży koniecznie chciał wiedzieć skąd je mam. Przypomniało mi się, że w sklepie, w którym robiłam zakupy z mamą, Donald kosztował 30 zł. To była stanowczo za wysoka cena za gumę do żucia. Ale rodzice litowali się od czasu do czasu i kupowali. Pamiętam nawet, że farbowało się Donalda na różne kolory. Jak? Żuło się gumę z rysikiem od kredki… 😀 Później kiedy rodzice zaczęli wyjeżdżać razem z wieloma innymi Polakami na Węgry w celach handlowych, przywozili stamtąd Donalda na tony. Pakowanego w przeźroczystą folię po 10 sztuk. Aż żal było tę folię rozdzierać. Każda guma była na wagę złota i stanowiła przedmiot zazdrości u kolegów i koleżanek. W każdym razie w sklepie koło mojej Babci Donaldy też bywały. Później sklep spożywczy zamienił się w sklep z wannami, a w tej chwili jest tzw Sobieradkiem. Pani Wiesia później przez dłuższy czas pracowała w pobliskim Domarze, gdzie chodziłam z koleżankami oglądać meble i planować wygląd naszych przyszłych mieszkań. A teraz chyba bym jej nie poznała.. Na przeciwko pawilonu znajdował się sklep pt: 1001 drobiazgów. Chodziłam tam kupować sobie tandetne kolczyki, łabędzie fajansowe, badziewne figurki itp. Sklep istnieje nadal. I wciąż prowadzi go ta sama osoba 🙂 Pewna bardzo sympatyczna pani. Kiedyś prowadziła ten sklep z mężem. Wielkim i postawnym facetem, który wciąż chodził w ciemnych okularach, z grubym łańcuchem na szyi i jeździł pięknym polonezem… Polonez w tamtych latach to był przejaw luksusu i życia na poziomie ponadprzeciętnym. Pan zmarł na zawał serca jakieś 20 lat temu… Pamiętam jak dzisiaj sympatyczną panią w czerni, zapłakaną, stojącą za ladą. I moją Babcię składającą kondolencje..

Wzięłam Małego za rączkę i tuż za Sobieradkiem skręciłam w dróżkę prowadzącą wzdłuż siatki należącej do przedszkola na „podwórko”, na którym spędzałam większość czasu z moimi przyjaciółmi. Jeździłam tamtędy na rowerze. Dużo czasu spędzaliśmy na rowerach. Jeździliśmy zawsze dużą grupą, po całym osiedlu i po alejkach parkowych. Raz wjechałam na pewnego starszego pana, bo odwróciłam się do tyłu, żeby ustalić drogę z kolegą i nie widziałam faceta… Raz przewróciłam się na żwirze tak, że miałam zdarte kolana, łokcie i brodę. Na odpoczynek przystawaliśmy przy pięknej i rozłożystej wierzbie płaczącej. Nie wiem czy wierzba stoi. Nie doszłam do tego miejsca.. Weszłam z Małym na MOJE podwórko. Nie ma już na nim ani huśtawek, ani „koników”, na których huśtałam się z Emilią. Kiedyś obok nas przechodził pewien czarnoskóry mężczyzna. Nazwałam go „czekoladką”. Pan bynajmniej się na mnie nie obraził, ani nie rozgniewał tylko uśmiechnął się promiennie i puścił do mnie oko. Miałam wtedy jakieś 6 lat… Nie ma piaskownicy, w której graliśmy w kapsle i ” w noża”. Rysowaliśmy długie i skomplikowane tory z mnóstwem zakrętów. Raz na jakiś czas wybieraliśmy się całą grupą na poszukiwanie kapsli. Nie mogły być pogięte, musiały mieć wszystkie ząbki równe i najlepiej jak miały ładne wzory. Kapsle od oranżady były za bardzo zwykłe i niezbyt pożądane. Najlepsze były te od piwa. A później wycinało się z encyklopedii flagi państw i wklejało w kapsle… I tyłki bolały, bo rodzice nie byli zbyt zachwyceni taką działalnością 😉 Po piaskownicy pozostała marna kupka piasku prześwitująca przez trawę. Na moim podwórku stały też dwa garaże. Na ziemi przed nimi rysowaliśmy mieszkanie. Pokoje, łazienki, meble, sprzęty rtv… Mogliśmy się tak bawić całymi dniami. Garaże pełniły również funkcję bramki. A mój kolega z klasy uczył mnie gry w piłkę nożną i trenowaliśmy zwody 😀 Często stałam na bramce. Mecze rozgrywaliśmy w parku. Garaże były miejscem treningów. „Boisko” mieściło się niedaleko torów kolejowych. Nad nimi rzędem rosły mirabelki. Małe żółte śliweczki. Zatrułam się nimi tak bardzo, że do dzisiaj nie mogę na nie patrzeć. Teraz stoi już tylko jeden garaż. I rośnie przed nim trawa. Nie ma miejsca na rysowanie M-4.. Ławka połamana… Łza w oku mi się zakręciła. Mały zapytał czemu płaczę. A ja po prostu zatęskniłam za tymi dniami, kiedy mogłam beztrosko biegać z kolegami i koleżankami za piłką, grać w gumę rozpiętą między słupkami i rysować wielki telewizor na piasku.. Gdybym miała wehikuł czasu.. Gdybym go miała, chciałabym jeszcze raz spotkać moich kochanych przyjaciół z tamtych dni. Jeszcze raz zagrać w kapsle. I jeszcze raz zobaczyć całą paczkę w komplecie. I mieć znowu 9 lat…

Kocim okiem · Moje wszystko

3 tygodnie u Dużych

Dzień dobry. To ja. Mru. Mieszkam tutaj już trzy tygodnie. Jest fajnie, tylko Duzi Mniejsi czasem mnie prześladują. Duża prawie wcale się na mnie nie złości. Bawimy się razem i Duża bardzo o mnie dba. Daje mi pyszne jedzonko, czesze i dużo głaszcze. Ostatnio trochę nie chciałem jeść, bo tam skąd przyjechałem dostawałem inne jedzonko, do którego się przyzwyczaiłem. Kiedy byłem w domku u Dużej Tymczasowej, byłem tak głodny, że jadłem wszystko co mi dała. Ale teraz jak już mam swój domek, to zrobiłem się trochę wybredny. Słyszałem jak moja Duża rozmawiała z Dużą Tymczasową i żaliła się jej, że nie chcę jeść. Duża Tymczasowa powiedziała, że mi się poprzewracało w tyłku od dobrobytu. Wcale nie wiem co to ten dobrobyt. A i w tyłku też mam normalnie. Gdyby coś się tam przewróciło, to na pewno bym to poczuł. Wczoraj obie Duże zabrały mnie do weterynarza. Moja Duża powiedziała, że mam okropne gile i że muszę jechać na badanie. I jeszcze na boku mam dziurę po strupie co mi się zrobił nie wiadomo od czego. Duża Tymczasowa jechała do wetki ze swoimi kotami i po drodze zabrała moją Dużą i mnie. Na miejscu oprócz naszej wetki była jeszcze jedna Duża i taka Duża Całkiem Malutka. Tą Dużą Całkiem Malutką to nosiły wszystkie Duże po kolei, bo nie chciała leżeć sama. I tak śmiesznie miauczała. I pachniała mleczkiem. Nie wiedziałem, że Duzi lubią mleko. Razem z Dużą Tymczasową przyjechały dwa inne kotki. Jeden to taki biedak co jest bardzo chory. Moja Duża mówiła, że jemu się coś wylało i teraz nie może chodzić. Zaraz, zaraz jak to było… oooo! Wylew! Drugi kotek to moja koleżanka z Boguszyc. Wcale mnie nie poznała. Kręciła się strasznie w swoim transporterku i wystawiała pazurki przez dziury. Wetka jak zwykle ukłuła mnie w tyłek i wyczyściła uszy. Dała mojej Dużej jakąś RECEPTĘ i powiedziała, że mam przyjechać znów w poniedziałek i jeszcze w czwartek ;( W domu Duża powiedziała Dużemu, że idzie mi dać tabletkę, ale wcale nie dała mi żadnej tabletki, tylko troszkę pyyyysznej wołowinki. Kłamczucha! Później posmarowała mi rankę na boku, ale ta maść była taka dobra, że zaraz ją całą zlizałem. Duża była niezadowolona i powiedziała, że jak będę tak robił, to mnie ubierze w skarpetkę O.o Musiała posmarować jeszcze raz. Byłem grzeczny i nie lizałem. Niech się cieszy. Wogóle to Duża chyba się popsuła, bo ostatnio dawała mi takie dobrze rzeczy do jedzenia ( wątróbkę, kurkę i wołowinkę na surowo) a dzisiaj znowu dała mi jakieś świństwo z puszki. Nie będę tego jadł, niech sama se je!  Na dodatek znów zostawiła mnie samego, bo Mniejszemu Starszemu coś się stało i okropnie miauczał po śniadaniu, że boli go ząb. Duża zadzwoniła gdzieś i powiedziała Mniejszemu Starszemu, że na 13.15 idą do jakiegoś DENTYSTY.. Nie wiem co to jest, ale brzmi okropnie. Na wszelki wypadek poszedłem do kuchni i schowałem się do garnka. Duża jak mnie zobaczyła, to zrobiła groźną minę i wygoniła mnie do pokoju. Zupełnie nie rozumiem dlaczego, przecież siedziałem tam sobie ciuchutko.. Potem zabrała Mniejszego Starszego i poszła. Kiedy wróciła, strasznie mamrotała pod nosem różne wyrazy i była zła. Nie wiem dokładnie co mówiła, bo nie słyszałem dobrze, ale za to później jak zadzwoniła do Dużego, to powiedziała, że wydała na CHOLERNEGO dentystę 50 złotych i za dwa tygodnie znowu trzeba iść, bo Mniejszy Starszy ma truciznę O.o Okropnie się przestraszyłem, że Mniejszy Starszy jest zatruty, ale Duża powiedziała, że przy następnej wizycie powinien zostać wyleczony i przestałem się przejmować. Potem poszedłem POMÓC Dużej przy obiedzie. Duża nie może się doczekać, kiedy Duży wróci do domu. Pojechał nadzorować wymianę drzwi u Babci Dużej. Duża latała za tymi drzwiami przez dwa ostatnie dni i przez to ciągle siedziałem sam w domu. Dzisiaj założyła na rękę takie coś drapiące i zaczęła mnie tym głaskać. Nie lubię tego. Wyrywałem się jak mogłem. Wyleciało całe mnóstwo futra i wylądowało na Dużej. Aż musiała się czyścić takim klejącym wałkiem. Zupełnie nie rozumiem dlaczego, bo takie futerko to fajna sprawa. Przynajmniej ciepło w tyłek i bardzo przyjemnie. Ale Duża jest cała łysa, tylko na głowie ma futerko. Dłuższe niż moje. A Duży i Duzi Mniejsi mają takie króciuśkie. I jak się myją to wchodzą do takiego wielkiego białego garnka i woda im ze ściany leci. Nie byłoby wygodniej użyć własnego języka? Naprawdę dziwni ci Duzi… Ale nie będę wybrzydzał. Ważne, że wogóle jakichś mam, bo chociaż nie jestem samotny i wiem, ze ktoś mnie kocha. Duża zamieściła po lewej stronie takie kolorowe zdjęcia kotków. Jak się w nie klika, to można poczytać o tych kotkach co na zdjęciach są. One nie mają nikogo do kochania 😦

Miłego dnia – 

– Mru Relacjonujący

Moje wszystko

Znowu…

Mały jest chory. Znowu. M zaraził się ode mnie a Mały od niego. Duży mówi, że go boli gardło. Kot zagilany od nowa. Co za cholerne życie. Musiałam porządnie narozrabiać jednak w poprzednim życiu, skoro w tym ciągle coś mi się przytrafia. Czy ja już naprawdę nie mogę jednego miesiąca bez chorób przeżyć? Bez wydatków nadprogramowych? Nie wiem już co robić. Nic nie działa. Leki działają na krótko. Owoce i warzywa nie działają wcale. Mam już dosyć wszystkiego. Nie chce mi się już latać po lekarzach. Nie chce mi się już martwić jak związać koniec z końcem. Nie chce mi się wymyślać jak zrobić, żebym mogła iśc do pracy.. Jestem ciągle sama. Zdana na siebie. Kiedy byłam mała wychowywali mnie dziadkowie, bo rodzice pracowali oboje. Zawsze powtarzałam, że ja swoje dzieci będę wychowywać sama. A teraz chciałabym, żeby ktoś mi od czasu do czasu pomógł.. Żeby ktoś się nimi zajął. Żebym mogła wrócić do pracy. Jest ciężko. Cholera, JEST CIĘŻKO! Co zrobię jutro? Jak zaprowadzę Dużego do szkoły? W środę mamy wizytę u pulmonologa. Ale środa jest dopiero pojutrze. Jutro może się dużo wydarzyć. Boję się iść spać. I wogóle nie chce mi się spać. I nie chce mi się nic. No nie, przepraszam.. Chce mi się wyć..

Moje wszystko

Yyyy…y

Nie piszę. Nie o to chodzi, że nic się nie dzieje. Po prostu nie umiem o tym napisać. Straciłam wenę, albo mi się bardzo nie chce. I na dodatek jestem chora. Gile do pasa, i ból w węzłach podmigdałkowych skutecznie psują mi chęć do czegokolwiek. Chociaż dzisiaj jest nieporównywalnie lepiej już, to i tak mi się nie chce, nie umiem, nie mogę… Z Małym byłam u lekarza na kontroli dwukrotnie, bo dzień po skończeniu antybiotyku zakomunikował, że boli go „gardziełko”. Pediatra zbadała, powiedziała, ze nic nie widzi, Mały popatrzył na mnie i odrzekł: „mamusiu ja tylko żartowałem…”. Fajnie, ale prima aprylis to już było. Duży na szczęście nie narzeka na bóle. Za miesiąc komunia. Modlitwy wszystkie już pozaliczane, więc w tym temacie panuje luz. W niedzielę odnowienie chrztu, więc na mszę musimy zabrać świecę. Żebym tylko nie zapomniała…

Wczoraj rozmawiałam z moją Babcią. Wyglądało to mniej więcej tak:

Ja: Babciu zaczynam dietę, bo mi dupa urosła i nie mieszczę się w ciuchy.

Babcia: A mi wprost przeciwnie. Dupa schudła i wszystko na mnie wisi.

Ja: Babciu, to może powinnyśmy zamienić się ubraniami?

Babcia: Dupami raczej, tylko nie wiem co na to twój M…

Rozwaliła mnie 😀 Dodam, że Babcia ma 83 lata.

Kot czuje się u nas coraz bardziej zadomowiony. Kocha M. Do tego stopnia, że dwa razy zaznaczył już jego ciuchy. Chodzę za nim i pilnuję, żeby więcej tego nie zrobił. Wczoraj rano musialam interweniować, bo przykucnął w następnym miejscu. Złapałam za fraki i zaniosłam do kuwety. Swoją drogą nie myślałam, że całą drogę z miejsca złapania do sikalni będzie siusiał… Miałam nadprogramowe mycie podłóg. A tam. Przeżyję 🙂 A kocio jest słodki i kochany.

Dobrej nocy.

Moje wszystko

I bardzo dobrze.

I po Świętach. I bardzo dobrze. Wprawdzie lubię kiedy wszyscy jesteśmy w domu, ale nie lubię tej lataniny, sprzątania i obłędu sklepowego. W piątek stałam godzinami w kolejkach po chleb, masło i białą kiełbasę. Ludzie robili zapasy jakby w poniedziałek miał nastąpić koniec świata. Dzisiaj większość sklepów zamknięta, chociaż jest zwykły dzień. Ale i tak pewnie wszyscy mają w lodówkach jeszcze pełno jedzenia, więc sprzedający mogą jeszcze jeden dzień laby sobie zrobić.

Jestem chora. Mam gile do pasa i boli mnie gardło. Za to z Małym jest dużo lepiej. Antybiotyk jednak podałam, bo poprawy nie było żadnej. Dzisiaj byliśmy na kontroli u pani doktor pediatry i w oskrzelach jest ślicznie i czyściutko 🙂 Jedne inhalacje można odstawić z czystym sumieniem. Drugie wybierzemy do końca, żeby jakieś cholerstwo nie zechciało do nas wrócić na przykład. Postanowiłam, że od dzisiaj przechodzę na dietę. Niestety zjadłam już kawał rolady makowej, którą dostaliśmy od teściów, bo przecież oni sami tego wszystkiego nie zjedzą… My też nie zjemy. Sami.. Tym bardziej, że dzieci nie chcą a M poszedł do pracy już. No i leży ta rolada. I woła mnie: "zobacz jaka dobra jestem, spróbuj chociaż kawałeczek.." No to spróbowałam. A później jeszcze raz. I jeszcze… ;( A na zdjęciach widać, że nie jestem już taka szczuplutka 😦 No dobra, zrobię tak: poczekam jak już wszystko zniknie. Wszystkie rolady, czekoladki, kiełbaski i wtedy przejdę na dietę. Powieszę na drzwiach komunikat, że "z ciastami wszelkiego rodzaju i słodyczami wstęp wzbroniony". Przecież lato idzie.. Nie mogę w lecie chodzić w kurtce, żeby nie było widać, że mi się wylewa brzuch ze spodni, a na tyłku wszystko się opina. Przez chwilę nawet miałam chęć na papieroska, ale szybko się opamiętałam.  Papierosy są be. Nie palić. NIE PALIĆ! No to nie palę. Ale za to jem ;(

Zakupiliśmy już prezent komunijny dla Dużego od mojej mamy. Playstation 3. Teściowie też już mają z głowy. Piękny czerwony, "dorosły" rower stoi na naszym balkonie i czeka na pierwszą jazdę 🙂 Z tego nawet ja się cieszę, bo nie ukrywam, że mam nadzieję że synuś czasem pozwoli matce tyłek rowerem przewieźć 😛 Co oczywiście dobrze zrobi na kondycję wyżej wymienionej 😉 Playstation też się przyda. Szczególnie, że niedługo będzie premiera The Sims 3 na PS 3 😛 Kilka lat temu uwielbiałam Simsy. Duży też. Teraz postanowiliśmy, że sobie kupimy i będziemy grać. I niedługo będą wakacje. Jeszcze dwa miesiące. Już tak niedaleko. Całkiem bliziutko.. I jak dobrze pójdzie, będę miała piękną nową łazienkę. I pozałatwiam wszystkich zaległych lekarzy… To dopiero będą wakacje! 😀

Nawet Mru się cieszy 😉

Mru

Kocim okiem · Moje wszystko

Mrrrr

Bry wieczór. Jestem w Nowym Domku już pięć dni. Codziennie uczę się czegoś nowego i poznaję jakiś nowy kącik.Całkiem niedawno moi Duzi dostali pocztą takie szare, co ma budkę na dole, rury ze sznurkiem i dwie półeczki. Niestety nie wiem jeszcze za bardzo do czego to wszystko służy. Duża ma smutną minę, kiedy widzi nitki wyciągnięte z wykładziny i stawia mnie wtedy przy tym szarym. Może to ma coś wspólnego z moimi pazurkami? Dzisiaj Duża poszła do sklepu i kupiła mi całe mnóstwo pyszności. Już załapała, że lubię rybki i owoce morza. Mówi na mnie ARYSTOKRATA. A Duży tylko łyka ślinkę, bo on też lubi owoce morza, ale nie w takiej postaci jak ja. Duży jest fajny. Uwielbiam na niego włazić i często razem śpimy. Nawet kiedy Duży pracuje na komputerze, to włażę mu na kolana i muszę się poprzytulać. Duża nie ma tyle czasu i ciągle gdzieś lata. Dzisiaj naprzynosiła oprócz mojego jedzonka, mnóstwo innych rzeczy i aż musiałem wejść do torby, żeby wszystko dokładnie obejrzeć. Później gotowaliśmy razem zupę i wcale nie rozumiem dlaczego Duża się śmiała, kiedy próbowałem zapolować na mięsko utopione w wodzie w garnku. Później Duża przykryła garnek i już nic nie mogłem zrobić 😦 Duzi Młodsi łażą za mną ciągle. Duży Najmłodszy wymyśla dla mnie różne zabawy i ciągle mnie woła, żebym się z nim bawił. Muszę się chować przed nim do budki. Wieczorem za to odważyłem się wejść na szare trochę wyżej. Duży wymyślił sposób jak pokazać mi do czego służy rura. Bawiliśmy się myszką na wędce i Duży potrząsał nią nad najwyższą półką szarego, a ja oparłem się o nią łapkami i zacząłem drapać! Duża bardzo się cieszyła i powiedziała, że ma nadzieję, że do jutra nie zapomnę co się z tym robi. Ja też mam taką nadzieję. Tymczasem czas na mnie bo jestem już baaardzo zmęczony.

Dobranoc, mrrrrrrrr…

Moje wszystko

:)

Żyję jak na wariackich papierach. Nie mam czasu napisać, nie mam czasu porozmawiać ze znajomymi, nie mam czasu na nic. M wziął tydzień urlopu. Zaplanowałam sobie prawie każdy dzień, ale niestety dzisiaj musiał iść do pracy na kilka godzin i zdezorganizowało mi to cały tydzień. Jutro muszę wstać wcześnie rano i jechać postać sobie znowu pod poradnią ze dwie godzinki. Później mam kilka spraw do załatwiena z moją babcią i znów muszę jechać do poradni odbębnić wizytę. Mały jest chory. Ma zapalenie oskrzeli. Na razie jest leczony bez antybiotyku, ale wydaje mi się, że się bez niego nie obejdzie. W poniedziałek byliśmy u pulmonologa. Pani doktor napisała całą rozpiskę jak brać leki, tylko zapomniała wypisać recept.. Dobrze, że większość leków miałam w domu. Nie mam tylko klemastyny. Mały dostaje inhalacje, które powinny mu pomóc pozbyć się wydzieliny z oskrzeli i dlatego kaszle okropnie. Nie wiem czy jest jakaś poprawa, bo jestem za bardzo przejęta całą tą chorobą… Zabezpieczyliśmy balkon. Osiatkowany jest bardzo dokładnie i teraz Mru może wyłazić sobie na powietrze kiedy chce bez ryzyka, że wypadnie. Przy okazji jestem też spokojniejsza o Małego. No i pozbyłam się problemu gołębi. Tyle korzyści na raz 😀 W zeszłym tygodniu kupiłam na Allegro drapak. Doszedł nareszcie dzisiaj. Mieliśmy mały problem ze złożeniem go, ale wkońcu się udało i okazało się, że jest większy niż się spodziewałam. Na dodatek w innym kolorze niż chciałam, ale nie składam reklamacji, bo w sumie jestem zadowolona. Mru wlazł już do budki i chyba mu się podobało. Może się tam schować przed chłopakami, kiedy już dadzą mu naprawdę w kość 😉 Dostałam dzisiaj sms z poradni, do której jeżdżę z Dużym w środy, że jutrzejsze zajęcia odwołane. Dla mnie to lepiej, bo przynajmniej nie będę leciała z jęzorem wywieszonym do pasa. Najgorsze to wstawanie.. Na czwórce puścili jeden z moich ulubionych filmów. Idę pooglądać, chociaż powinnam już spać, ale na mur beton nie zasnę o tej godzinie..

Kocim okiem · Moje wszystko

To ja

Dobry wieczór, nazywam się Mru. Przyjechałem z Boguszyc, gdzie mieszkałem wraz z wieloma innymi kotami i psami w przytulisku u pewnej malarki. Było ciężko. Warunki były nienajlepsze. Aż w końcu grupa Dużych zorganizowała akcję i wyciągnęła większość z nas z tego miejsca. Wszyscy trafiliśmy do domów tymczasowych i dopiero wtedy poznaliśmy co to znaczy prawdziwa opieka, pełna miska i troska o nas. Na początku kiedy dostałem jedzonko, rozbolał mnie brzuszek i bardzo brudziłem, więc Duża Tymczasowa zabrała mnie do lekarza. Tam okazało się, że jedzonko jest dla mnie za dobre, bo mój brzuszek jest przyzwyczajony do jedzenia zupełnie nie dla kotków. Duża Tymczasowa zrobiła wszystko, żebym się przyzwyczaił i teraz jem tylko to, co jest dla mnie dobre. Zostałem też odpchlony i zaszczepiony. Dostałem kataru, więc Duża Tymczasowa dawała mi lekarstwa, żebym szybko wyzdrowiał. Podczas jednej z wizyt u lekarza, zostałem okradziony z największego skarbu faceta. Wcale mi sę to nie podobało i w drodze do gabinetu nasiusiałem Dużej Tymczasowej na fotel w samochodzie i zostawiłem jej pamiątkę w postaci nieziemskiego smrodu prawdziwego dojrzałego kocura. Teraz już tak nie robię. Duża Tymczasowa, jak jeszcze byłem u niej, wysłała moje zdjęcie do jednej takiej, która czeka na mojego kumpla Łatka. I jak ona zobaczyła to zdjęcie, to się zakochała i napisała do Dużej Tymczasowej, że chce mnie zabrać razem z Łatkiem. Duża Tymczasowa bardzo starała się mnie doprowadzić do porządku, żebym jak najszybciej mógł pojechać do mojego nowego domu, ale po tym zabiegu, podczas którego ukradli mi nabiał, dostałem zapalenie oskrzeli i znów wszystko się pokręciło. Na moje szczęście w międzyczasie do pracy wróciła taka jedna Duża w kitlu, co to Duża Tymczasowa u niej wszystkie swoje zwierzątka leczy, więc szybko do niej pojechaliśmy. Duża w kitlu dała mi dużo zastrzyków i polała mi kark jakimś świństwem, które podobno jest bardzo potrzebne, bo zabija robaki i dzięki niej od wczoraj jestem w swoim nowym domu. Mam dwoje całkiem swoim Dużych Dużych i dwóch Dużych Małych. I wszyscy oni ciągle za mną łażą i piszczą nade mną jak nad małym dzieckiem a ja zupełnie nie rozumiem dlaczego. Kiedy do nich wczoraj przyjechałem, to ładnie się zaprezentowałem, bo bardzo chciałem mieć już swój domek. Wszystkich uściskałem i pocałowałem i Duża Duża powiedziała, że jestem przepiękny i że już mnie kocha, więc zostałem z nimi. W nocy pozwolili mi spać z nimi, co nie było wcale takie proste. Do łóżka Dużych Dużych przyszedł jeszcze Duży Młodszy no i byłem tam jeszcze ja, więc razem było nas czworo. Zrobiło się ciasno i nie mogłem się poprzytulać do Dużej tyle ile bym chciał. Na dodatek okropnie zgłodniałem i mówiłem o tym Dużej, ale ona wcale nie rozumiała, chociaż naprawdę mówiłem dużo i wyraźnie. Dopiero kiedy wlazłem na blat kuchenny i zacząłem dobierać się do torebki z pieczywem, Duża załapała o co chodzi i dała mi pyszne mięsko. Zjadłem ze smakiem i pobiegłem zajrzeć co robi Duży Starszy. On się mnie przestraszył i wołał ciągle Dużą, żeby przyszła i oglądała jak ja tam śpię, co mi się wydawało dziwne, bo przecież śpię jak każdy normalny kot. To znaczy na grzbiecie. Duża nie spała przez to z pół nocy i było mi jej już szkoda, że tak łazi i łazi za mną, to wreszcie położyłem się i zasnąłem. I ona wtedy też mogła spać. Nie spała jedna zbyt długo, bo jedno małe pudełko czarne zaczęło bardzo hałasować i Duża musiała wstać. Nacisnęła jakiś guzik, przytknęła sobie pudełko do ucha i zaczęła mówić. Myślałem, że to do mnie i bardzo się zdziwiłem, kiedy chciałem się wspiąć na jej kolana i pogadać do niej a ona powiedziała, żebym był cicho, bo ona nic nie słyszy. Nie wiem co miała słyszeć, bo wszędzie panowała cisza, tylko w tym pudełku coś brzęczało. Na pewno ta mucha, która wieczorem latała koło mnie tam wpadła i hałasowała. Duża odłożyła wreszcie pudełko i poszła do kuchni robić jedzenie dla innych Dużych. Poszedłem za nią i bardzo chciałem, żeby dała mi spróbować kiełbaski i masełka, ale ona znów nie skumała o co mi chodzi, tylko pogłaskała mnie po łebku i zajęła się swoimi sprawami. Miałem w miseczce jakieś chrupki z dziurką, które jadłem wczoraj na kolację, ale one mi nie smakowały, więc na nie nakichałem. Duża nasypała mi innych, które stanowczo są lepsze i teraz będę jadł tylko takie. Później Duża poszła gdzieś z Dużym Starszym. Ja zostałem z Dużym Młodszym i z Dużym Dużym. Duży Młodszy poszedł spać, bo jest chory a ja chciałem się poprzytulać, więc wlazłem Dużemu Dużemu na kolana i zasłoniłem mu tyłkiem monitor, bo inaczej nie chciał wcale się ze mną bawić. I wreszcie skorzystałem też z kuwety, bo widziałem, że Duża bardzo się denerwowała i wciąż tam zaglądała i była smutna, że nic tam nie ma. To chciałem jej humor poprawić i zrobiłem duuuużą niespodziankę 😛 A teraz pora na mruczankę na dobranoc dla moich Dużych, bo oni zaraz zmykają spać. Cieszę się, że do nich przyjechałem. Dobranoc i do następnego razu 🙂

P.S. Dostałem też drugie, trzecie i czwarte imię i teraz nazywam się Mru Ryszard Ursus Całusek 😛 Duża mówi, że Ryszard jest przez to, że mam cętki jak ryś, Ursus bo mruczę nieustannie i przypominam jej traktorek a Całuska wymyślił Duży Duży, bo uwielbiam wszystkich całować 😉

Moje wszystko

Nowy

No to doczekaliśmy się 🙂 Dzisiaj około godziny 18 zawitał do nas… nowy. 😀 Nie chciałam o tym pisać, żeby nie zapeszyć. W trakcie oczekiwania na wiadomości o Łatku, dostałam wiadomość ze zdjęciem innego kotka. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zastanawialiśmy się całe 10 minut, zanim postanowiliśmy, że i ten kotek zamieszka z nami. No i właśnie dzisiaj przyjechał! Jak tylko wyszedł z transportera, od razu obejrzał najbliższe otoczenie. Wcale się nie schował, nie uciekł, ani nie hyhał jak to miał w zwyczaju Ramzes. Obejrzał nas wszystkich po kolei. Po kolei nas wycałował, wyprzytulał i od każdego z nad domagał się atencji i mizianek. Pobawił się piłeczką i myszką ze sznurka. Zapolował na piórka. Zwiedził część mieszkania. Wszystko to z przerwami na dopominanie się o głaskanie, mizianie i przytulanie. Wciąż „barankuje” główką i całuje wszystkich :)) Kot idealny 🙂 Mru! A za jakieś dwa tygodnie przybędzie i Łatek 😉

Moje wszystko

Happy birthday to… ME!!! :P

No i kolejny roczek wskoczył na plecki. Czuję, że coraz bardziej pochylam się do przodu pod jego ciężarem 😉 Wczoraj kładłam się spać bardzo niechętnie. Nie chciałam być znów o rok starsza. Jednakże dosyć szybko zasnęłam i o dziwo spałam bardzo dobrze, co ostatnio mi się nie zdarzało. Co najdziwniejsze pozostałe 3/4 rodziny też spało świetnie ( co im się ostatnio nie zdarzało oczywiście). Aura w dzisiejszym dniu zaskoczyła mnie bardzo miło. Słoneczko i ciepełko, czyli tak jak lubię 🙂 Być może i pogoda miała jakiś wpływ na super sen minionej nocy 🙂 A może to ta waleriana, którą wypiłam przed snem? Aaaa w sumie to nie jest ważne. Wyspałam się i było mi dobrze. Pierwsze życzenia otrzymałam od Dużego. W drodze do szkoły. Coś tam mu się przypomniało i wygłosił przemowę przy koszach do segregacji odpadów w momencie gdy wyrzucałam butelkę po napoju. Ale i tak było mi miło, że pamiętał. Albo, że raczej mu się przypomniało 😉 Mnóstwo osób napisało do mnie z życzeniami. Dziękuję wszystkim za pamięć i za fantastyczne życzenia. Smsy, komentarze na nk, maile wiadomości i opisy na gg. I dziękuję za nazwanie mnie Najlepszym Dowcipem Świata i życzenie mi nie kwaśnej minki w urodzinki 😀 Dla wszystkich, którzy pamiętali BIG HUG! Poza tym dzień dzisiejszy nie różnił się od innych. Odkurzałam. Uderzyłam się w głowę podczas "wykurzania" gratów moich dzieci spod biurka. Starłam kurze i powiesiłam pranie na balkonie. Uwielbiam ten moment, kiedy pierwszy raz w roku wieszam na balkonie pranie. Wtedy wiem, że wiosna na pewno już przyszła 🙂 I mimo tego, że rano na trawie leżał szron, to ochoczo schowałam grube ciuchy do szafy i wyciągnęłam lżejsze. Przyprowadziłam Dużego ze szkoły, nakarmiłam obu chłopaków obiadem, oraz moją babcię ciastem, po czym odprowadziłam Dużego na angielski. Od 20 kwietnia będę miała lepsze środy, bo zamieniłam dni. Od wtedy to Duży będzie chodził na angielski w poniedziałki zaraz po szkole. Po angielskim udaliśmy się na co tygodniowe zajęcia w poradni. Przy okazji wsiadania do tramwaju uderzyłam się w kolano. Bolało wtedy i nadal boli jak cholera, ale przeżyję. Aaaaa w międzyczasie poszłam też na pobranie krwi, dzięki czemu dzisiaj na zajęciach stepu kilka osób patrzyło podejrzliwie na ślad po ukłuciu.. W poradni pogadałam trochę z kobitkami o pierdołach i nie pierdołach, dzięki czemu czas zleciał w miarę szybko. Na stepie było sporo nowych osób, na szczęście stały za mną i dlatego nie myliłam kroków. Nie wiem dlaczego, ale jak nowa osoba staje w zasięgu mojego wzroku, to zawsze robię na tym stepie nie to co powinnam, tylko to co robi taka nowa osoba 😀 Po zajęciach w ramach prezentu urodzinowego otrzymałam herbatę "liczi" gratis, za co bardzo dziękuję, bo herbata po zajęciach musi być. I ploty. Była też degustacja nowego milkszejka na odchudzanie. Wypiłam, ale nie schudłam, więc to chyba jakaś lipa 😉 Jutro Duży nie idzie do szkoły, bo jest egzamin klas 6 i w szkole musi być spokój. Dla mnie to jeszcze lepiej, bo nie muszę wstawać wcześniej. W sumie do świąt Duży idzie do szkoły jeszcze tylko 3 razy. Środa jest dniem ostatnim, ale w poniedziałek jedziemy do znienawidzonej przychodni pulmonologicznej, więc Duży ma labę. Pozostaje piątek, wtorek i środa. A jutro mam spotkanie z pedagogiem i zastanawiam się czy będę musiała chłopaków ciągnąć ze sobą, czy M zdąży wrócić z pracy, żeby się nimi zająć (żebytylkowrócił, żebytylkowrócił, żebytylkowrócił…). Całe szczęście, że dzisiaj jedyne co jeszcze zrobię to opublikuję tę notkę i położę się do swojego bardzo niewygodnego łózka z beznadziejną deską ustawioną pod kątem pod głową, przez którą boli mnie cała szyja i kręgosłup, ale za to w fantastycznie miękkiej pościeli. Żebym tylko jeszcze wreszcie poczuła się lepiej… Dobranoc. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie cudowne życzenia :))