Moje wszystko

SORRY GRZECHU…!!!

Najpierw znów będzie o reklamach. Jakoś nie umiem się odczepić od tego tematu. Ostatnio na tapetę wzięłam reklamy PZU. Nie jestem jedyną osobą, która nie może patrzeć na te bzdurne filmiki. Mój M, kiedy słyszy jak facet drze się „Krystyna! Wybacz mi!”, dostaje białej gorączki. Ja mam to samo kiedy oglądam grupę wsparcia i biednego Michała, który bratu źle doradził. Jedyna reklama z tej serii, która nie budzi we mnie obrzydzenia to pan grający na gitarze balladę też dla brata. Moim zdaniem jednak posuwa się to już ździebko za daleko. Ostatnio jadąc tramwajem, na jednym z balkonów spostrzegłam białą dyktę przyczepioną do barierki i napis wykonany mazakiem: „SORRY GRZECHU, ŻE ODRADZIŁEM CI OC W PZU!!!”. Dżizus! Zrobiło mi się słabo i pociemniało mi w oczach. Tym bardziej, że miałam do czynienia z ową instytucją kilka lat temu. Cała sprawa skończyła się w sądzie i wiem, że nigdy już nie ubezpieczę tam niczego ani nikogo. Kilkoro moich znajomych również miłością do PZU nie pała. U mnie chodziło o polisę posagową, którą założył mój tata. Uposażona byłam oczywiście ja. Nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Po prostu kiedy skończyłam 18 lat, PZU przysłało mi świstek, że mam się stawić po odbiór 400 zł, które mi się należą za cały okres trwania polisy. Zważając na to, że moi rodzice swego czasu płacili potężne składki, bo polisa została wykupiona po moim urodzeniu i wszystkio leciało w tysiącach a jak wiadomo kiedyś 50 000 czy 100 000 to było sporo pieniędzy. Tak swoją drogą, kiedy teraz wspominam, że mama brała wypłatę w milionach to jakoś tak dziwnie mi jest, że my mamy zaledwie tysiące… 😉 Wracając do tematu, szanowne PZU niestety nie chciało słyszeć o waloryzacji polisy. Zwróciłam się więc do fantastycznego adwokata o pomoc i cała sprawa do sądu trafiła. Wszystko się niesamowicie ciągnęło, PZU się wykłócało o każdy grosz, wreszcie sąd orzekł, że mają mi wypłacić całą kwotę, chociaż oni godzili się na połowę tego, co wyliczył adwokat. Mimo wyroku sądu, otrzymałam tylko połowę pieniędzy. Od drugiej części ubezpieczyciel złożył apelację. I przegrał. I bardzo dobrze. Powinnam jeszcze ubiegać się o waloryzację renty po tacie, który zmarł podczas trwania polisy. Ale odpuściłam. Ani mnie ani tym bardziej mojej mamie nie chciało się już użerać z tą instytucją. Uraz pozostał. Reklamy denerwują i rozśmieszają, bo jakoś wierzyć mi się nie chce, że coś w PZU może być tanie. Może się tak wydawać, ale w ogólnym rozrachunku może się okazać, że wszystko jest 10 razy droższe niż gdzieś indziej. Nie mam zamiaru nikomu odradzać ubezpieczenia. Ale też na moim balkonie nigdy nie zawiśnie transparent pt.: Wybacz!

Jest jeszcze jedna reklama, która powoduje u mnie mdłości. I też jest to jakiś ubezpieczyciel, tylko nie wiem jaki, bo jak słyszę „AC OC w pakiecie” i „a co to za pół C?” To dostaję zaćmienia, przełączam program albo wychodzę z pokoju. Ludzie! Kto wymyśla takie bzdety? I ta denerwująca melodia, która później nie pozwala mi normalnie funkcjonować, tylko brzęczy w głowie :/ Oczywiście można powiedzieć, że jest to reklama skuteczna, bo zapada przecież w pamięć. Tylko, że przy okazji człowiek ma chęć rzucać wszystkim co popadnie i tak jak pisałam już wcześniej, nawet nie pamięta kto się reklamuje w tak denerwujący sposób… Jakoś te ubezpieczenia do mnie chyba nie trafiają.

Czekam kiedy ten tydzień dobiegnie końca. I kiedy wreszcie zacznę mieć prawdziwe wakacje. Póki co biegam jeszcze z dziećmi a to do lekarza, a to do pedagoga i do logopedy. Dzisiaj właśnie zaliczyliśmy pulmonologa i pedagoga. Jutro ostatnia wizyta u logopedy i przerwa. Do września. Te ostatnie wizyty byłyby mniej uciążliwe, gdyby nie to, że złapałam cholerną bakterię, która wywala mi flaki na lewą stronę. Oczywiście, że mogłoby być gorzej. Mogłabym na przykład nie wychodzić z wuceta. A ja wychodzę. I nawet nie bywam tam zbyt często. Ale za to burczenia, przewalania i skurcze żołądka dają mi w kość dosyć porządnie. Jeszcze w domu to w domu, ale dzisiaj musiałam siedzieć ponad godzinę w poczekalni w znienawidzonej przychodni, wśród marudzących dzieci (z moimi na czele) i modlić się, żeby mój żołądek zaniechał figli choć na chwilę. Później o to samo modliłam się w poczekalni u pedagoga. A tu jak na złość się pani magister spóźniła, bo rada pedagogiczna ździebko się przeciągać zaczęła… A co mnie to przepraszam bardzo obchodzi? Zwykle jest tak, że rada trwa dłużej. Po jasną cholerę umawiają ludzi na taką godzinę, skoro wiedzą, że rada będzie? Niech sobie w zapasie zostawią jakieś 60 minut, a to i tak pewnie za mało będzie. Czarę goryczy przelał komunikat od mojego ukochanego małżonka, że jego szacowna firma w tym kwartale premii NIE WYPŁACA, co jest dla nas jednoznaczne z tym, że remont łazienki poszedł się khe khe khe… Nie wiem dlaczego czuję się zaskoczona. Przecież nigdy w życiu nie udało nam się zrobić niczego normalnie i w terminie. Jednakże zrobiło mi się źle. Płakać mi się chce. A wybrałam już brodzik i prysznic i umywalkę, i nawet kibelek. Nie wspomnę już o pralko-suszarce i innych takich… Przez kolejne pół roku conajmniej będę musiała patrzeć na wstrętną ścianę z grzybem i na odrapany sufit, bo sąsiadce „się z pralki wylało, a mąż nie umie wykonywać prac typu malowanie, więc może my pani dywany wypierzemy w zamian?…” No dobra. Wypierzcie. Przecież zaraz będę miała remont… Yhy…

O rany! W tv grupa wsparcia i biedny Michał co to PZU bratu odradził… Mam mdłości..

Dodaj komentarz