Moje wszystko

Nie kop pana, bo się spocisz :D

 

 Chce mi się obejrzeć dobrą komedię. Ale taką naszą. Swojską. Myślę o „Poszukiwany Poszukiwana”. Mam na płycie, tylko musiałabym wstać i poszukać. I tu pojawia się problem, bo mi się nie chce. Mogłabym również obejrzeć „Kingsajz”. Albo „Rejs”. Albo w ogóle coś innego. Póki co skazana jestem na kanały dziecinne, ponieważ dzieci oblegają telewizor. Mamunia im nie przeszkadza, mimo że wie, że powinna pociechy wygonić, bo za dużo TV nie można. Ale tak prawdę mówiąc mam to w tym momencie głęboko w nosie, bo mam troszkę spokoju. Tak sobie myślę, trochę na swoje usprawiedliwienie, że przecież skoro oni mają ferie świąteczne, to i mnie się coś też należy, co? Poza tym właśnie obejrzałam „Magiczny Duet” na DC. I nawet mi było przyjemnie popatrzeć. Duży uświadomił mnie, że jutro nastąpi część druga i wcale nie mówię, że się nie skuszę. Wolę to niż miliony bezsensownych seriali, w których zazwyczaj dzieje się to samo i kiedy jest sezon na umieranie głównych bohaterów, to scenarzyści uśmiercają wszystkich jak leci. A kiedy sezon na problemy ciążowe, to wszystkie ciężarne serialówki leżą w szpitalu i dostarczają trosk swoim „rodzinom”. Ja mam swoje problemy. Nie chce mi się oglądać wymyślonych tragedii w serialach, które właściwie mają na celu dostarczanie rozrywki. Tymczasem przytłaczają i nudzą. Przynajmniej mnie.

 Dzieci właśnie przywarły nosami do szyby, bo za oknem jakiś niecierpliwiec wypróbowuje nowozakupione fajerwerki. Faktycznie ciężko poczekać do jutra. Nie przeszkadzałoby mi to wcale, gdyby nie to, że od ciągłych huków pies sąsiadki dostaje spazmów i wyje całe noce. Ze strachu. A ja całe noce nie śpię. Z nerwów. Jedną noc w roku jestem w stanie przetrzymać, ale nie dwa tygodnie. Zazwyczaj właśnie cała impreza fajerwerkowa trwa około dwóch tygodni. Najpierw trzeba tydzień przed Sylwestrem wypróbować co się kupiło, jakie daje to efekty świetlne i głosowe, i których kupić najwięcej. Później następuje Sylwester i punkt kulminacyjny. Natomiast kolejny tydzień poświęcany jest na wykorzystanie tego co pozostało, no bo co ma leżeć i się zmarnować? Oczywiście nie chcę tu wyjść na zrzędliwą babę, ale cholera jasna mnie bierze kiedy słyszę te hałasy i psy wyjące ze strachu. A zwłaszcza tego jednego tuż nade mną…   Sama miałam kiedyś psa, który na koniec roku dostawał choroby nerwowej od tych wszystkich wystrzałów. Nie chciała na dwór wychodzić, nie chciała jeść i nie chciała pić. Ze strachu właziła pod wannę i tam siedziała dopóki wszystko się nie uspokajało. Powtórkę miała na Wielkanoc, ale wtedy jakoś szybciej dochodziła do siebie. Nie mówię już o tych wszystkich śmieciach jakie zostają po takim strzelaniu. Fajnie się ogląda wieczorem te  wszystkie zimne ognie, race, petardy ale za to rankiem patrzeć na trawniki nie można. Syf, kiła i mogiła. Gdyby każdy sprzątnął po sobie pudełka po tych cudeńkach, to wyglądałoby wszystko od razu lepiej. Ech. Dopada mnie chyba jakiś dół związany z końcem roku. Nie lubię ani końca ani początku Nowego Roku. Mam świadomość, że jestem o rok starsza. Mam nadzieję, że będzie lepiej, a nigdy nie jest. No i trzeba zaczynać wszystko od nowa. Nowy semestr w szkole, nowy rok życia, nowe podatki i dużo innych nowych rzeczy. Wolę stare. Te co się już przyzwyczaiłam do nich. Poza tym nie lubię końca roku, bo jestem wtedy najczęściej sama. M jest pochłonięty obowiązkami w pracy. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na zabawie sylwestrowej. Nie mówiąc już o wyjeździe jakimś. Tak sobie myślę czasami, że moje życie towarzyskie przerwane zajściem w ciążę, rozpocznie się na nowo kiedy moje dzieci dorosną i będą samodzielne. Życie mi się tak ułożyło, że po prostu nie ma ich z kim zostawić. Spędzają ze mną każdą chwilę. Idą ze mną do sklepu, do koleżanki, załatwiać sprawy urzędowe, prywatne, zdrowotne.. Kiedy byłam mała zawsze mówiłam, że swoje dzieci będę wychowywała sama. Nie oddam ich ani na chwilkę do żadnej babci. Kurczę teraz chętnie bym to zrobiła. Chociaż na weekend. Tak raz w miesiącu. Po prostu, żeby mieć czas dla siebie. Żeby pobyć trochę w ciszy. Żeby nie musieć godzić zwaśnionych, smarować podrapanych kolan, wycierać umorusanych buź, temperować połamanych kredek, robić picia itp., itd. Czy jestem wyrodną matką? Czy nie powinnam tęsknić za ciszą i spokojem? Nie żałuję, że mam dzieci. Są kochane, bez nich moje życie byłoby smutne i jakieś takie.. niefajne. Ale czasem chciałabym pobyć tylko z M. Okazuje się, że jest to bardzo trudne. Nie do wykonania wręcz.. Doceniajmy więc babcie i dziadków.

 Aaaaa i zapomniałabym. Kolczyki Świąteczne od mojej mamy 🙂 :

kolczyki

 P.S. Przepraszam za jęki. Musiałam..

Dodaj komentarz