Moje wszystko

Czekam na śnieg obiecany…

 Nasłuchałam się w tv, że zbliżają się śnieżyce, zamiecie i zawieje. Czyli prawdziwa zima. Podobno ma się zacząć dzisiaj. Wczoraj sprawdzałam pogodę w różnych serwisach internetowych, ale w żadnym nie napisano, że spadnie śnieg. A w jednym zapowiedziano nawet na piątek 30 stopni… Ja rozumiem, że globalne ocieplenie, że anomalia pogodowe, ale żeby w grudniu 30 stopni Celsjusza? Albo ja zgłupiałam, albo rzeczywiście koniec świata się zbliża. Tak czy siak, śniegu jak nie było tak nie ma. I nawet się nie zanosi. Nie tracę jednak nadziei na białe Święta. Mam do zrobienia jeszcze kilka rzeczy w domu. Z zakupami się już uporałam. To nic, że ręce mam wyciągnięte do ziemi, bo przecież ziemniaki, jabłka, mandarynki.. Nie lubię jak jest tyle dni wolnych pod rząd. Owszem, fajnie, że będziemy w domu wszyscy razem. Że spędzimy ze sobą kawałek czasu. Ale te zakupy mnie dobijają. I te dzikie tłumy. I nerwówa czy aby na pewno ze wszystkim się zdąży, czy czegoś się nie zapomniało kupić, czy któreś z dzieci nie zachoruje w ostatniej chwili. Obłęd. Wczoraj skorzystałam z okazji, że M wrócił do domu o odpowiedniej porze i udałam się na ostatni w tym roku trening do klubu. Latino dance. Całe szczęście, że nikt ze znajomych mnie nie widział 😀 Mieliby niezły ubaw. Ja tańcząca latino w stylu fitness 😀 Z krzywymi biodrami i bolącym kręgosłupem, to raczej przypominało taniec paralityka. Ale zabawa przednia. Myślę, że jeszcze się wybiorę pokręcić różnymi partiami mojego body i poskakać w gorących rytmach 😀 Tymczasem pędzę odpalić odkurzacz i machnąć nim ostatni raz mieszkanko, i już. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku zasiądę przed telewizorem i rozpocznę swoje Święta już dziś wieczorem. A jutro… jutro zjem najpyszniejszą kapustę z grochem, przyrządzoną przez moją kochaną babcię. Już nie mogę się doczekać!

Dodaj komentarz