Moje wszystko

Do bani z tym wszystkim.

No to mam fajnie. Myślałam, że pójdę do pracy, bo kasa potrzebna rozpaczliwie. Myślałam, że będzie lepiej, ale nie jest. Do pracy iść nie mogę, bo dzieci wymagają stałego nadzoru. Duży i Mały mają sporo zajęć pozalekcyjnych, terapii logopedycznych i usprawniających, ćwiczeń itp. Kto to z nimi będzie robił jeśli nie ja? Kto zawiezie ich do poradni? Klątwa jakaś nade mną ciąży i tyle. Mały ma problemy w zerówce. Dopiero niedawno zaczął poprawnie trzymać kredkę i widzę po nim, że jeśli coś mu się podoba, to robi to z chęcią. Jeśli czegoś nie lubi, to żeby się waliło i paliło będzie się wykręcał różnymi sposobami. Właśnie usiłuję go zmusić do ćwiczeń logopedycznych. Nic wielkiego, 20 razy podnieść język w górę i opuścić. 3 minuty pracy. Męczymy się już pół godziny. Ok, udało się… Inaczej wygląda sprawa z pracą i ćwiczeniami w szkole i w poradni. Obce pani budzą w nim większy respekt niż rodzona matka i jakoś nie marudzi. Cieszy mnie to, że coraz chętniej maluje, rysuje i chce pisać. Podpisał się nawet swoim imieniem na karcie piszczącej, którą znalazłam wśród swoich szkolnych gratów. Duży za to w czwartej klasie dostaje po tyłku ile wlezie. Mam wrażenie, że cała klasa myśli, że wciąż są malutkimi dzieciaczkami. Poza tym nowi nauczyciele jak jeden mąż twierdzą, że jest to klasa trudna wychowawczo. Jest grupka chłopców, którzy totalnie nie potrafią się przystosować i dezorganizują pracę w klasie, przeszkadzają innym uczniom i powodują nerwicę u nauczycieli. Moje dziecko jest postrzegane jako cichutkie i spokojne, bardzo sympatyczne. Jednak przez tych rozbrykanych uczniów, on ma kłopoty, bo nie potrafi się skupić, nie słyszy co nauczyciel mówi, nie rozumie poleceń… A ostatnio popsuły się relacje między nim a jego najlepszym od 3 lat kolegą. Do tego stopnia, że tamten zaczął napuszczać na Dużego klasowych łobuzów, chociaż na początku roku ci sami chłopcy grozili mu zmyciem głowy w ubikacji szkolnej… Teraz nagle się zaprzyjaźnili? We wtorek napadli Dużego we trójkę jak wracał ze szkoły i pobili go. Na szczęście nic poważnego się nie stało, ale nie pozwolę, żeby jakiś młodociany przestępca terroryzował mi dziecko. Poszłam do szkoły na skargę. I do matek. A w środę, kiedy odbierałam Dużego ze szkoły (bo sam bał się wracać), dwaj z tych którzy brali udział w bójce, uciekali na mój widok aż się kurzyło. Odważni…

Mieszkanie jest już prawie posprzątane. Im w nim puściej, tym bardziej chce mi się płakać. Dopiero teraz dociera do mnie, że nie ma już mojej Babci. Ogłoszenie „do wynajęcia” nie przynosi żadnych skutków. Obawiam się, że niedługo nie będę miała co do gara włożyć, bo utrzymanie dwa mieszkania i 4 osoby z jednej pensji to raczej niewykonalna rzecz. Wprawdzie mama obiecała pomóc, ale to i tak ogromne obciążenie dla nas. Może ktoś szuka mieszkania do wynajęcia w Łodzi?

Za dwa tygodnie idziemy na wesele. Mam być świadkiem. A później mam być chrzestną. Muszę szybko wygrać w totolotka, albo zarobić duże pieniądze. Jakieś sugestie?

Acha, no i żeby nie było, Mały jest chory…

Dodaj komentarz