Moje wszystko

A co to to, co to to, kto to tak pcha…?

Przez ostatnie trzy dni czuję się jak ta tuwimowska lokomotywa.

…”Najpierw powoli  jak żółw ociężale,

Ruszyła maszyna po szynach ospale,

Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,

I kręci się, kręci się koło za kołem,

I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,

I dudni, i stuka, łomoce i pędzi,

A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!…”

We wtorek nastąpił początek roku szkolnego. Całe szczęście, że M wziął dzień wolny i mogliśmy razem dwie imprezy obskoczyć. Mały wszedł do przedszkola prawie z pieśnią na ustach! Był radosny jak skowronek o świcie. Ja byłam przygotowana na najgorsze. Zaopatrzyłam się w chusteczki do nosa i przybrałam w miarę wesoły wyraz twarzy. Jednak po tym co przeszłam z Dużym, byłam pełna obaw. A tu Mały postanowił nam urządzić surprajsa. Nie dosyć, że nie płakał, to jeszcze tak mu się spieszyło, że zapomniał dać nam buziaka na pożegnanie. Pani nauczycielka mu przypomniała. Obdarował każde z nas szybkim całusem i pognał do zabawek, dzieci i pani, zostawiając mnie ogłupiałą przed klasą. Przedszkole Małego jest malutkie. Przerobione z dwupokojowego mieszkanka. Dzieci w nim jak na lekarstwo. Wszystko to daje mi poczucie bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że Mały nie będzie dużo chorował, bo wielkiego skupiska dzieci nie ma, wszystkie są zapisane na max. 5 godzin, więc pewnie ma się nimi kto zająć i w razie choroby nie będą przychodzić. Mały jest zadowolony. Wczoraj i dzisiaj powtórzył ten sam schemat co we wtorek. Pośpiesznie zmienił buty i poleciał. A przepraszam, wczoraj to nawet chciał lecieć bez obuwia, w samych skarpetach tylko. Zdążyłam mu zdjąć buty, ale nie zdążyłam założyć kapciuchów… A dzisiaj Mały powiedział do Dużego:

-„Pośpiesz się, bo się spóźnię do przedszkola!”

Zdanie powyższe przypieczętował miną z serii „ruchy, bo ci przyłożę!”. Duży jest trochę pokrzywdzony, bo wczoraj i dzisiaj szedł do szkoły na godzinę 8.55, ale musiał niestety zwlec się z łóżka razem z nami i jechać ze mną odstawić Małego do tej przefantastycznej instytucji. Jutro nastąpi zamiana. Mały odstawi ze mną Dużego do szkoły i dopiero pojedzie do przedszkola. Duży nie ma jeszcze stałego planu. Denerwuje mnie to trochę, bo nic nie można zaplanować. Plan ma być w poniedziałek. A to wszystko wina jednej pani, która miała uczyć religii, ale dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego zrezygnowała, dezorganizując tym samym cały czas szkolny. U Dużego w klasie nastąpiło kilka zmian jeśli chodzi o nauczanie. Zmieniła się pani od angielskiego. W tym roku będzie ich uczyła wychowawczyni równoległej klasy, z czego my – rodzice bardzo zadowoleni jesteśmy. Informatykę poprowadzi sama pani dyrektor szkoły, z czego jeszcze nie wiem czy my – rodzice jesteśmy zadowoleni. A religii będzie uczył jednak ten sam pan, co w zeszłych latach. I tu bardzo się cieszymy, my – rodzice. Zaznaczam, że to my – rodzice, ponieważ zdania naszych dzieci znacznie różnią się od naszych. Wiadomość o odejściu poprzedniej nauczycielki angielskiego przyjęli wprawdzie z entuzjazmem, ale o nowej nauczycielce nie wiedzą nic, więc przemilczeli. Informatyka też na nich wrażenia nie zrobiła żadnego. A na wiadomość o religii, usłyszeliśmy „nieeeeeee!”, co jest całkiem zrozumiałe, bo jako, że „stara” pani od angielskiego nie radziła sobie z większością klasy wcale a wcale i dzieci właziły jej niemalże na głowę, to pan od religii nie pozwala na harce po klasie, skakanie po ławkach i niekontrolowane wrzaski. I tak być powinno, bo w końcu nauczyciel pełni bardzo ważną rolę w wychowywaniu dzieci. Nie chciałabym, żeby mój syn nie szanował swoich nauczycieli, chociaż on jako jeden z niewielu, na angielskim zachowywał się nienagannie. I tak właśnie rzeczy się mają jeśli chodzi o nowy rok szkolny. Ja natomiast od wczoraj latam z jęzorem wywieszonym i już wcale nie jest mi do śmiechu, kiedy pomyślę sobie, że tak ma być rok cały. Dzisiaj na przykład wstałam 6.30, przygotowałam śniadanie dla siebie i dzieci, obudziłam Małego, bo Duży na szczęście sam wstał. Kazałam zjeść, umyć się (Duży myje się sam, Małego myję ja), i ubrać (tak samo jak przy myciu). Na przystanek dotarliśmy o 7.40, po to, żeby zobaczyć jak odjeżdża nasz autobus. Zanim pzyjechał drugi, Mały i Duży zaczęli pomału rozbierać przystanek autobusowy na częście pierwsze. Odstawiliśmy w końcu Małego do przedszkola i nawet udało nam się zdążyć do szkoły na czas. Po drodze odwiedziliśmy 3 sklepy w poszukiwaniu soku. Duży został w szkole, ja pobiegłam na zakupy. Do domu ściągnełąm o godzinie 10.30. O 10.35 przyszła koleżanka skorzystać z internetu, bo zrobiła w domu przemeblowanie i okazało się, że kable do komputera nie sięgają. Posiedziała 10 minut i poszła, a ja razem z nią, bo przecież odebrać Małego za 40 minut trzeba było. Pojechałam. Kupiłam kukurydzę. Odebrałam Małego. Poszliśmy do jednego sklepu, który otworzyli całkiem niedawno, tuż obok przedszkola. Markę znam z pobytu w UK, więc chciałam porównać. Okazało się, że niektóre artykuły są tam tańsze niż w innych miejscach, więc zrobiłam małe zakupy. Wróciliśmy. Zanieśliśmy zakupy do domu i poszliśmy odebrać Dużego ze szkoły. Przyszliśmy do domu na obiad. Duży pokazał mi zeszyt od polskiego, w którym było napisane jest, że na jutro zeszyt gładki, rygę, pionek i kostkę do gry trzeba przynieść. Dostałam mroczki przed oczami. Znowu muszę lecieć do sklepu! Zadzwoniłam do teścia, który na szczęście dysponował kilkoma wolnymi minutami i przyszedł dzieci popilnować. Poleciałam do sklepu sama. Oczywiście nie dostałam wszystkiego w jednym miejscu. Obskoczyłam trzy sklepy. Wróciłam do domu. Odrobiliśmy lekcje. Zrobiłam obiad. Czekam na M. I wreszcie mam czas, żeby usiąść. Aaaa oczywiście załatwiłam w międzyczasie też trzy ważne sprawy. Telefonicznie, bo osobiście to dopiero muszę się pofatygować… Cieszę się, że jutro piątek. Oznacza to, że za dwa dni niedziela i wtedy chyba nie ruszę się z domu na krok. Choćby mnie wołami ciągnęli. A w poniedziałek pierwsze zajęcia z aeroboksu 🙂 A za tydzień w sobotę warsztaty fitness 🙂 Już nie mogę się doczekać 🙂 W tym tygodniu też poszalałam w klubie 🙂 Było świetnie i nareszcie czuję, że to jest TO!

Dodaj komentarz