Moje wszystko

Uwaga! Gotuję! (spowiedź najgorszej kucharki świata)

 Na moich drzwiach kuchennych powinna znaleźć się tabliczka z napisem: Uwaga, zła kucharka!.. Czy z niechęcią do gotowania człowiek się rodzi, czy nabywa się jej w miarę upływu czasu? No dobra niechęć to dopiero połowa problemu. Do tego dochodzi całkowita nieznajomość tematu. Nie no wiadomo, że potrafię ugotować rosół. A co za tym idzie umiem też ugotować pomidorową i jarzynową. Barszcz biały też obleci. Inne nie wchodzą w grę, bo nie lubimy. Na całe szczęście! Umiem też ugotować ziemniaki, ale żółte. Białe zawsze mi się rozwalają po całym garnku. Ryż gotuję tylko parboiled, bo żebym nie wiem jak długo go gotowała, to się nie klei. Zazwyczaj gotuję długo, bo wstawiam i zapominam. Jajko na miękko prawie zawsze jest na półtwardo lub twardo. Najczęściej robię kotlety z kurzęcego biustu. W tym temacie doszłam niemalże do perfekcji. Ostatnio w naszym menu pojawiły się również skrzydełka kurze w miodzie. No sos umiem też ugotować. Gulaszu już nie, bo i tak wychodzi sos.. Do niedawna naleśniki były dla mnie czarną magią. Żebym nie wiem co robiła, to cholerne ciasto było za gęste / za rzadkie / za słone / nie nadawało się do niczego (niepotrzebne skreślić). Z ciast umiem zrobić ciasto marchewkowe z bajeczną polewą waniliową z serków homogenizowanych. Kiedyś robiłam też tartę rabarbarową, ale bez rabarbaru. Zastępowałam go czymś innym, ale nie pamiętam czym. Zresztą karteluszek z przepisem wsadziłam gdzieś, żeby nie szukać.. Jak łatwo się domyśleć, zaginął na amen. Umiem też zrobić kilka sałatek, które zazwyczaj nie mają nazwy, bo składniki dobieram wg swoich upodobań. Najbardziej lubię sałatkę z serem feta i wszystkimi paprykami, ogórkami, sałatami, pomidorami itd., itp. Mój mąż jest człowiekiem świętym, ponieważ zjada wszystko co ugotuję bez jednego skrzywienia. I jeszcze mówi, że dobre! Czasem mam zryw i robię coś wymyślnego. Moim daniem popisowym jest lazania. Oczywiście z sosem bolońskim i beszamelem. Pomimo tego, że przepis na sos boloński posiadam dosyć dokładny, jednak idę po najmniejszej linii oporu i kupuję gotowy sos w słoiku. Beszamel przez dwa lata robiłam tak samo, czyli w przepisie było napisane, że ma zgęstnieć, moje nie gęstniało nigdy.. Raz przez przypadek (gadałam w trakcie mieszania przez telefon) robiłam wszystko dwa razy wolniej i ostrożniej, i zgęstaniało! Ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu, beszamel wychodzi mi teraz taki jak powinien. Raz zrobiłam pierogi. Z mięsem. To była jedyna rzecz, która wyszła mi za pierwszym razem 😀 Ale co z tego, kiedy już nigdy później nie spróbowałam? Umiem robić fantastyczną golonkę w piwie. Ale z uwagi na jej tłustość nie można jej serwować codziennie.. Poza tym trzeba mieć coś, co się serwuje na smaczek raz na jakiś czas. Taka uczta dla podniebienia. Umiem też ugotować pyszne leczo, ale to raczej żadna filozofia, bo każdy to potrafi. Żebym nie wiem jak się starała to jakoś to całe gotowanie mi nie wychodzi tak jak powinno. Owszem jak się przyłożę, to umiem zrobić coś dobrego. Te rzeczy, które robię na co dzień też są zjadliwe. W końcu jemy je wszyscy i wciąż żyjemy 😉 Mój zapał, który czasem się budzi ze snu, równie szybko znika. Czy istnieje dla mnie jakaś szansa na bycie przeciętną chociaż kucharką? Zrobiłam pierwszy krok w tym kierunku. Moja mama lubuje się w akcesoriach kuchennych wszelkiego rodzaju. Poprosiłam mamę, żeby kupiła mi trochę z tych cudeniek według własnego uznania. Może posiadanie wszelkiego rodzaju miarek, łyżeczek, patelenek, nożyków i innych dupereli, skusi mnie do poświęcenia więcej czasu na wyczarowywanie dobrego jedzonka. Co tu dużo gadać, lubię gadżety i istnieje duże prawdopodobieństwo, że dzięki nim polubię gotowanie choć trochę. Poza tym przeglądam z lubością blogi kulinarne i już znalazłam kilka pozycji, które wydają się proste do przyrządzenia i chciałabym spróbować je przyrządzić. Póki co dzisiaj zabłysnęłam naleśnikami z farszem a la tortilla. Oczywiście farsz zjem ja i M, bo Duży woli dżem a Mały woli kotleta 😀 Zatem przedstawiam rzeczone naleśniki:

naleśniki a la tortilla

 Mięsko z kurzego biustu, pokrojone w cienkie paseczki, przyprawione (wg uznania. Ja dodałam Season Salt, paprykę, sól czosnkową, przyprawę do gyrosa, bo muszę ją skończyć zanim straci smak i zapach ;)). Kupiłam warzywa na patelnię z przyprawą orientalną. Podsmażone mięsko wymieszać z warzywami. Usmażyć naleśniki, im większa patelnia tym lepiej się zawijają. Farsz wykładać na naleśniki i zawijać tak jak tortillę. Polać sosem, na który aktualnie mamy chęć. Ja użyłam czosnkowego, bo czosnek dobry na choroby 😀 Ale równie dobrze można dodać pomidorowego, albo ostrego barbecue. I to byłoby na tyle moich szaleństw kuchennych. Teraz nastąpi dłuższa przerwa w tym temacie, chyba, że pojawi się chęć na ciasto marchewkowe. Jestem przekonana, że potrafię ugotować też mnóstwo innych rzeczy, tylko jeszcze o tym nie wiem. Ale jestem dobrej myśli 😉

P.S. Duży stał przy mnie kiedy mieszałam kolorowe warzywa na patelni i zachwycał się nimi. Z radością zauważył fasolę i wykrzyknął: „ale bym chciał iść z tatą zbierać fasolę! We wakacje! Marzę o tym!”. Ciekawe czy M też marzy, aby zrywać z synem fasolę w lecie. Muszę go zapytać 😀

Dodaj komentarz