Moje wszystko

Warszawskie Targi Fantastyki

Uwielbiam miejsca, w których można kupić książki. Jeszcze bardziej uwielbiam, kiedy przy zakupie książki można spotkać jej autora, zdobyć autograf, porozmawiać i zrobić sobie wspólne zdjęcie. Dlatego od pewnego czasu bywam na różnych targach książkowych. Bardzo lubię fantastykę, urban fantasy, kryminały. Zdążyłam poznać kilku autorów, więc wyobraźcie sobie jaka to frajda, kiedy podchodzicie do stoiska, a autor mówi: o! My to już się znamy! A potem opowiada o swojej nowej książce, z radością wpisuje dedykację i uśmiecha się do zdjęcia, choć rozumiem, że to może być dosyć uciążliwe. Mam dużo książek, ale w trakcie pobytu na targach, kupuję nowe. A także planuję, co kupię na następnych. I tak się stało, że ustawiam autorów w kolejce. Dziś właśnie przeprowadziłam taką oto rozmowę: – Jak już Pani jest stałą klientką Pana Piątkowskiego, to może zapozna się Pani z moją ofertą? – zapytał mnie Pan L. B. kiedy stałam przy stoisku samowydawców i gadałam z Frankiem Piątkowskim o kolejnych targach, książkach i moich ukochanych Wodnikach, które są jednymi z bohaterów jego książek. – Ależ ja znam Pana książki. Z Festiwalu w Łodzi. Mam ulotkę i stoi Pan w kolejce. Do zakupów. – To może i ja stanę w tej kolejce? – wtrącił się kolejny autor. – O, Pana książek nie znam. Niech Pan coś o nich opowie. – Z uwagą wysłuchałam reklamy oglądanej książki. – Dobra. Stoi Pan w kolejce. – rzekłam na koniec. – A, to będę za kolegą? – Niestety, kolega jest jakieś trzy osoby do przodu. – w tych sprawach jestem nieustępliwa. I wiecie co? Uśmialiśmy się przy tym serdecznie. Chyba dzięki temu, że jestem gadułą, zapadam czasem ludziom w pamięć. Lubię zawierać nowe znajomości. Jeden z autorów ma dziecko z autyzmem. Pomimo tego, że widzieliśmy się drugi raz w życiu, rozmawiało się nam bardzo swobodnie i przyjemnie. Zostałam również że zaproszona na wydarzenie do Gliwic, a na moje „ee, za daleko. Nie mam tam nikogo, u kogo mogłabym się zatrzymać”, usłyszałam „ja mam dużo miejsca. Jak zniesie Pani kota i dziecko, to zapraszam”. Oczywiście nie potraktowałam tego śmiertelnie poważnie, ale to było miłe, nawet jeśli trochę „pod publikę”. Czas spędziłam cudownie. Obejrzałam mnóstwo kostiumów. A na koniec dnia załapałam się na zdjęcie z figurą woskową Macieja Stuhra, w scenie z Szadzi. Szkoda, że oboje wyszliśmy wyjątkowo sztywno…

Dodaj komentarz