Kwestie religijne zazwyczaj zostawiam w spokoju. Duży i Mały chodzą na religię w szkole, jednak podchodzą do tego w inny sposób niż większość ich rówieśników. Każdą informację rozkładają na czynniki pierwsze, po czym natychmiast wszystko zapominają. I tak przed kilkoma minutami, do kuchni wkroczył Duży, który siedzi dziś w domu, bo jego klasa pojechała na wycieczkę, a on NIE LUBI! więc jest ze mną.
– Mamo, jak to jest, że ojcem Jezusa jest Bóg, a pani mówiła, że jakiś Józef?
Zaczęłam opowiadać historię Jezusa słowami najprostszymi, jakich tylko zdołałam użyć. Najwyraźniej mi nie wyszło, bo Duży rozpoczął kolejny ze swoich monologów:
– Aaaaa, to Jezus jest jak Anakin! Jego mama też nie miała męża, tylko go po prostu urodziła. (Zdążyłam pomyśleć: taaa, w kapuście go znalazła…). Czyli Jezus tak jak Anakin powstał z mocy!
– Eeeeeyyyyuuu…- tyle zdążyłam powiedzieć, zanim Duży uznał temat za wyczerpany i wyszedł z kuchni pytając czy z tego komputera to on będzie mógł dziś skorzystać, czy nie?!