Moje wszystko

Ambulatorium…

 Duży ma zapalenie gardła. Całą noc gorączkował. Rano rtęć wjechała na 38,1, nie czekałam kiedy podskoczy dalej. Dałam odpowiedni medykament, poleciałam na zakupy i po śniadaniu udaliśmy się do ambulatorium. Zmiany jakieś wprowadzili, połapać się nie mogłam gdzie mam wleźć, żeby się zarejestrować. Okazało się w końcu, że do zabiegowego. Za biurkiem siedziała baba wymalowana jak na imprezę, w bucikach na obcasie, obcisłym swetrze i dżinsach, i żuła gumę. Na dodatek wisiała na telefonie. Na przeciwko baby siedziała pacjentka i baba ruchem dłoni tylko powiedziała mi, ze mam grzecznie czekać na zewnątrz. Wyszłam więc dołączając do małego tłumku przed gabinetami. Wszyscy czekali na swoją kolej do zabiegowego i czas umilali sobie pogawędkami. Jedna starsza osoba stała trochę z boku i ze zniecierpliwieniem spoglądała na zegarek. "Czekam już pół godziny na lekarza" pożaliła się. Z zabiegowego wyszła pacjentka, a za nią wymalowana baba, przy czym okazało się, że to jest pielęgniarka… Zamknęła gabinet na trzy spusty. Starsza Pani spytała kiedy wreszcie pan doktor ruszy tyłek i przyjdzie ją zbadać, jako, że była jedyna do internisty i czekała już naprawdę długo. Baba polazła do gabinetu, gdzie najwyraźniej pan doktor internista z panią doktor pediatrą robili coś bardzo ważnego, bo rozlegały się śmiechy i dosyć głośna rozmowa. Baba oznajmiła głośno, żeby było ją dokładnie słychać: "panie doktorze jakaś NERWOWA pacjentka do pana", po czym zamknęła drzwi. Pan doktor wylazł leniwym krokiem  z gabinetu po jakichś 5 minutach i wreszcie starszą panią przyjął. Ja natomiast cały ten czas czekałam pod zabiegowym na rejestrację. W połowie tego czekania mniej więcej, do ambulatorium weszła pani z dzieckiem. Przy samym wejściu oznajmiła, że dziecko najprawdopodbniej ma jakąś chorobę zakaźną wieku dziecięcego i ona lepiej poczeka za drzwiami. Spojrzałam na dziecko z przerażeniem. No tak, jak Duży coś złapie o dziecka, to za chwilkę złapie to też Mały. Za nic! Popchnęłam Dużego w stronę korytarzyka i kazałam usiąść. Pani natomiast, namówiona przez wszystkich pozostałych pacjentów, zaczęła poszukiwania lekarza, który mógłby dziecko zbadać i diagnozę postawić. Zapukała do jednych drzwi, odpowiedziała głucha cisza. Drugie były drzwiami od gabinetu pediatrycznego, więc pani wlazła do środka i czekała na lekarza. Wylazła po jakichś 10 minutach bezowocnego oczekiwania. W tym czasie do ambulatorium przybyła kolejna pracownica, mianowicie pani sprzątaczka. Kiedy pani z dzieckiem wreszcie zdecydowała się zapukać do izolatki, która jednocześnie była siedzibą dla sprzętów do sprzątania, pani sprzątaczka zaprotestowała gwałtownie (ciekawe dlaczego!), że "nie, nie tam nie można, bo lekarze tam siedzą". Cholera! Pani wyjaśniła, że dziecko zaraża i wlazła. Dziecko wreszcie zostało zbadane. W tym czasie stuk, stuk, stuk zastukały obcasiki wymalowanej pielęgniarki i wreszcie zostaliśmy zarejestrowani. Baba pouczyła nas, że teraz mamy wyjść i czekać, bo pani doktor wie, że jest jeszcze jeden pacjent. Wyszliśmy więc i czekaliśmy. I czekaliśmy, i czekaliśmy, i czeeeeekaaaaaliiiiiśmy… Pani z chłopcem wreszcie wyszła. Chłopiec ma szkarlatynę.. (!!!) W tym czasie pani sprzątaczka zamopowała podłogi w gabinetach w związku z czym wymalowana baba zawiesiła przyjmowanie pacjentów, bo PODŁOGA MOKRA!!! Wszyscy spojrzeli na babę i pomyśleli: "chyba pani żartuje..". Pani doktor natomiast zdecydowała się przyjąć nas jakieś 15 minut później, kiedy w poczekalni zaczął się robić tłok. Wyjrzała z gabinetu i zapytała kto z dzieckiem. No ja. Ale w międzyczasie przyszła para z maluszkiem, więc pani doktor kiwnęła palcem na tamtych. Pomyślałam sobie, że będę wredna i nie pozwolę, żeby kolejna osoba się przede mnie wcisnęła, bo nie wiadomo, czy pani doktor po badaniu nie zdecyduje się na kolejną półgodzinną przerwę… Tamto dziecko z powodu mokrej podłogi i tak nie było jeszcze zarejestrowane, więc wsunęłam się do gabinetu i rozebrałam Dużego do badania. Pani doktor biedna najpierw się zastanawiała czy wogóle antybiotyk dać, a później myślała jaki będzie najbardziej odpowiedni… Wreszcie udało nam się opuścić to miejsce okropne. Pomyśleć, że tam pracują lekarze, którzy mają pomagać, a tymczasem traktują to miejsce jak chwilę oderwania się od prac domowych chyba i tylko patrzą jakby się tu na kawkę wyrwać… A ty człowieku siedź w zarazkach z dzieckiem, które ma 38 stopni gorączki, bo podłoga jest mokra…

Dodaj komentarz