Moje wszystko

Leniwie

Duży ma się lepiej. Gardło podobno już nie boli. Obaj z Małym szaleją, pozbawiając mnie możliwości przymknięcia chociażby jednego oka na parę minut, bo pogoda sprawia, że czuję się jakby ktoś przyłożył mi młotkiem. Zamroczona i niezdolna do jakichkolwiek działań. A dzisiaj środa – dzień fitnessu. Moje ćwiczenia na stepie ograniczą się chyba do patrzenia jak robią to inni 😉 Nie napiłam się kawy, jak to czyniłam w ostatnich dniach, bo wprawdzie senność odlatywała, ale przybywały zawroty głowy i ogólne odrętwienie. Chyba wolę już siedzieć i przytrzymywać sobie powieki palcami. Od rana myślę o zaległościach jakie Duży będzie miał do nadrobienia w szkole. Te zaległości z kolei przypomniały mi moje własne szkolne czasy i różne etapy zdobywania wiedzy. Także ten, kiedy niektórzy z moich kolegów z uporem maniaka stopniowali przymiotnik "chory" w sposób: chory, chorszy, najchorszy.. Ostatnio wpadłam w jakieś odrętwienie. Nie chce mi się nawet komentować wpisów na moich ulubionych blogach, nie mówiąc już o czytaniu… Narobię sobie zalełości ;( Myślę ciągle o lecie i o świętym spokoju. I o kocie. Jutro czwartek, Łatek ma wizytę u weterynarza, po której będziemy wiedzieli czy będzie NASZ. Chyba myślę o tym tak często dlatego, że chłopcy wciąż o tym mowią. Jeśli okaże się, że z jakichś powodów Łatek do nas nie przyjedzie, będzie wycie i rozczarowanie. A tego bym nie chciała.. Ja sama już nie mogę się doczekać. Chciałabym już potrzymać na kolankach mruczący i miluśki kłębuszek 🙂 Póki co oglądamy z chłopcami zdjęcia kotków w internecie. Przy okazji odkryłam w sobie upodobanie do kotów bengalskich 😀 I już wiem, że jeśli kiedykolwiek będę miała większe pieniądze na zbyciu, to kupię sobie takiego małego rysia, albo tygrysia 😉 

Zasiedziałam się do tego stopnia, że nie zauważyłam jak Mały porwał z kuchni kajzerkę, którą przeznaczyłam do ususzenia do mielonych. Chyba mu smakuje, bo zjadł już połowę 😉 Zawsze mówię, że Mały ma dziwne upodobania kulinarne.. Aaaaa niech je, skoro mu smakuje 🙂 Za to ja jutro kulinarnie leniuchuję. Będzie barszcz biały. Gotowy 😉 Pewna firma, w której pracuje moja koleżanka robi bardzo dobry. Nawet mojemu teściowi smakuje 😀 I wreszcie US też mam już z głowy, dzięki pomocy mojej innej fantastycznej koleżanki 🙂 Dziękuję kochana jeszcze raz!

Wczoraj dostałam od mojego dobrego kolegi zdjęcie USG jego nienarodzonego jeszcze dzieciaczka 🙂 To duże przeżycie dla niego, bo to pierwsze dziecko i pierwsze USG. Cieszę się ogromnie razem z nim 🙂 I już czekam kiedy maluszek pojawi się na świecie 🙂 Mam nadzieję, że to będzie chłopiec. Zniknie problem nagromadzonych maleńkich chłopięcych ubranek, powciskanych w różne zakamarki w naszych szafach 😉 Również wczoraj odebrałam z apteki moją cudowną nową patelnię, na której M od razu odgrzał sobie kotlety na obiad. Patelnia zatem została "ochrzczona", sprawiła się świetnie i stała się przedmiotem kultu w naszej kuchni. Dopóki nie zedrze się pierwsza warstwa teflonu :D…

P.S. Wielkie odliczanie:  14.

Moje wszystko

Czekam

Duży bierze leki, ale gardło czerwone jak nie wiem ma ;( Dobrze, że nie gorączkuje i nawet nieźle je. Mały kicha. Mam nadzieję, że nie dostanie kataru, bo będzie źle.. Poza tym wciąż pytają o kota. Ja sama już nie mogę się doczekać. Dokształcam się czytając forum na miau.pl. Żeby ten czwartek zechciał prędzej nadejść.. Pogoda do bani. Rano padał śnieg, później deszcz, a teraz świeci słońce. Głowa mnie bolała, później zaczęła boleć Dużego. Teść odebrał w aptece lekarstwo Dużego i dostarczył mi do domu, informując przy okazji, że mogę już odebrać patelnię. Wyraził również zdziwienie, że teraz patelnie w aptece się kupuje.. A ja ją za punkty z "Dbam o zdrowie" zamówiłam 😀 Akurat dobrze się złożyło, bo nasza patelnia odmówiła posłuszeństwa. Złośliwie pozbyła się powłoki teflonowej, przez co zaczęła przypalać nawet wodę.. A tak będzie nowa patelnia i w związku z tym jakieś 180 zł w kieszeni 🙂 Jutro środa. Gdyby Duży był zdrowy, to już bym się denerwowała, że czeka mnie dzień w biegu. A tak na spokojnie sobie pójdę tylko do sklepu 🙂 Żeby tylko Duży nie dostał temperatury. 

Schyliłam się dzisiaj tak niefortunnie, że zablokował mi się kark ;( Boli przy każdym ruchu. Na szczęście nie schyliłam się do końca, więc jest szansa, że jutro odzyskam pełną sprawność ruchową w zakresie kręcenia głową we wszystkie strony, co jest mi niezbędne do prawidłowego funkcjonowania w domu przy dwójce dzieci. Wieczorem mam zajęcia w klubie, a w czwartek rano nasz potencjalny kotek jedzie na wizytę do weterynarza i wszystko stanie się jasne. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że znów nam coś na drodze stanie 😦 Czytam na tym "miau" różne wątki, i włosy na głowie mi się jeżą, ile okrucieństwa na świecie jest. Ile ludzi wyrzuca zwierzęta nie bacząc na mróz i śnieg. Czytam też dużo wątków informacyjnych. Ludzie opisują swoje życie z futrzastymi przyjaciółmi. Ja do tej pory miewałam tylko psy. Teraz czas na odmianę 😉 Czekam 🙂

P.S. Wielkie odliczanie: 15

Moje wszystko

Kolejny poniedziałek

Na szczęście już prawie za nami. Duży jest chory. Nie poszedł dzisiaj do szkoły, tylko do lekarza. Na razie ma zaczerwienione i bolące gardło, ale z uwagi na zwykle szybkie postępowanie choroby u niego, dostał należyte leki. I czekamy. Mam nadzieję, ze się nie rozwinie nic więcej.. Mały czeka na kotka. Kiedy tylko usłyszy domofon, od razu pyta, czy to idzie do nas kotek. Ale to nie takie proste niestety. W czwartek będzie wiadomo coś więcej. Tylko nie wiem, czy zdołam do czwartku wytrzymać z tymi wszystkimi pytaniami 😀 Jeśli nie znów nie wyjdzie tak jak byśmy chcieli, to będziemy poszukiwać dalej. Przeglądam różne oferty w internecie, zaglądam na forum, więc myślę, że wreszcie trafimy na NASZEGO kotka. Teraz martwię się Dużym. W sobotę 21 marca jest zuchowy rajd wiosenny z topieniem Marzanny i rozdawaniem znaczków zucha. Duży rozpacza, że zachorował. Mam nadzieję, że mu przejdzie. Mnie też zależy, żeby poznał smak przygody 🙂 Do tej pory ominęło go wszystko co fajne… Rajdy dwudniowe, na które nie chce jeździć. Zbiórki ze zdobywaniem fajnych sprawności. Obóz też.. Więc niechby chociaż na topienie Marzanny pojechał. No i oczywiście te wrażenia związane z wręczaniem odznaki 🙂 Pamiętam kiedy ja sama zdobyłam znaczek. To było na obozie zuchowym w 1985 roku 😀 Obudzili nas nocą i zabrali na polanę w lesie, gdzie stało mnóstwo zapalonych świec i ognisko. Było bardzo uroczyście i wzruszająco. Byłam przejęta do granic całą ceremonią i bardzo szczęśliwa, że spotkał mnie taki zaszczyt 🙂 Na zawsze zapamiętałam tę chwilę i opowiadam o tym Dużemu, żeby trochę go ośmielić i zachęcić do bywania na imprezach wyjazdowych 🙂 Duży ma już mundur, a na nim przyszytą jedną sprawność i plakietkę Mistrzowskiej Gromady. Sprawności zdobył więcej, ale z powodu swoich nieobecności jeszcze ich nie dostał. Wszystkie zaległe ma otrzymać w sobotę.. A przecież sprawności, plakietki i odznaka na mundurze MUSZĄ być! I jak tu zrobić, żeby Duży wyzdrowiał? Najbardziej boję się, że Duży zachoruje bardziej. Ostatnio też zaczęło się na bólu gardła a skończyło na obustronnym zapaleniu płuc.. Czasem mam wrażenie, że musiałam być okropnym człowiekiem w poprzednim życiu, skoro spotykają mnie ciągle jakieś niepowodzenia. Pokuta musi być 😉 

Czekam na wiosnę. Chcę poczuć ciepły podmuch wiatru na twarzy. I zapach prania schnącego na balkonie ;D I popatrzeć jak słoneczko delikatnie dotyka promykami pączków liści na gałązkach i jak trawa zaczyna się zielenić.. Tymczasem pogodynka mówi, że znów będzie zimno 😦 Ja już nie chcę zimna! Ja chcę lato! I szaleństwo! I ciepło! I słońce!! Eeeeeeeeeeeeeeeech.

P.S. Wielkie odliczanie: 16

Moje wszystko

Trudne rozstania..

Ramzes wrócił do swojego domu. Do brata. Decyzję podjęły niejako za nas osoby odpowiedzialne za adopcję kotków. Pierwsza Pani Od Kotka przyjechała, Ramzesa zaklinowanego za skrzynią z zabawkami wyciągnęła i zawiozła do domku. Przed chwilką odebrałam telefon od Drugiej Pani. Powiedziała, że Ramzesik jest cały szczęśliwy i cieszy się braciszkiem.. Za to ja nie mogę przestać płakać. Myślałam, że to będzie MÓJ kotek. Już nawet zaczęłam go kochać. A teraz zostałam sama 😦 I trwam w oczekiwaniu na TEGO właściwego kotka. Być może jednak trafi do nas kotek, którego oglądaliśmy jako pierwszego. Dzieci się cieszą i M też. Ale dla mnie i tak zawsze Ramzes będzie moim kotkiem. Wesołego życia koteczku! 

Moje wszystko

Pod znakiem „?”

Dalszy pobyt Ramzesa w naszym domu stoi pod poważnym znakiem zapytania. Staramy się jak możemy, żeby czuł się u nas dobrze. Dajemy jedzonko dobre, bawimy się, ośmielamy kocurka, pozwalamy mu łazić gdzie chce, żeby poznał mieszkanie i nasze zapachy. Ale niestety. Mimo tych wszystkich zabiegów, kotek nadal nie pozwala się do siebie zbliżyć. Ponieważ martwię się o niego, bo wydrapał sobie już całą sierść za uszami, chciałam kota do weterynarza zabrać. Kiedy próbowałam go złapać, kot dostał szału. Skakał na szyby, na drzwi, syczał, pokazywał pazury a na koniec boleśnie ukąsił mnie w palec, przebijając kłem paznokieć od góry i skórę palca od spodu. Naprawdę bardzo go lubimy i bardzo nam się podoba, ale nie chcemy kota na odległość. Nie mogę wzywać na pomoc doświadczonych kociarzy za każdym razem, kiedy chcę kota zabrać do weterynarza. Dzieci narzekają, że kotek nie daje się pogłaskać, tylko ucieka. Rozumiem, że kot potrzebuje czasu, ale moje dzieci niestety pragną kontaktu, zabawy i bezpieczeństwa, a w tej chwili, po całej akcji łapania kota, boją się wejść do pokoju, gdzie Ramzes zaszył się w kącie.. Jest mi ogromnie przykro, że tak się stało. Zadzwoniłam do Pani Od Kotków. Do tej pierwszej. Przyjedzie w poniedziałek i złapie kota, żebym mogła z nim iść do weterynarza. My tymczasem musimy się zastanowić co dalej. 😦

Moje wszystko

Jak w garncu

Pogoda jest wykańczająca. Większość znajomych i rodziny cierpi na bóle głowy, zawroty, osłabienia itp. No ale czemu się dziwić, skoro od kilku dni mamy pogodę, która zmienia sę jak w kalejdoskopie? W ciągu jednego dnia zaliczamy wszystkie pory roku. W jednej minucie świeci piękne słońce a w następnej pada deszcz, a za trzy minuty śnieg czy grad. Kto to wytrzyma? U mnie przedwczoraj płatki śniegowe posklejały się ze sobą i miały wielkość dziecięcej dłoni. Zrobiłam nawet zdjęcie. Trudno uwierzyć, że 5 minut wcześniej świeciło cudne wiosenne słońce.. Zwariować można. Wczoraj temperatura sięgnęła 8 stopni na plusie. Dzisiaj mamy 2 na minusie. I śnieg. Rano M zawiadomił mnie z kuchni, że jest biało.. Ja już nie chcę! Chciałam w grudniu i w styczniu. Teraz to niech się ta cała zima wypcha. Już pora na wiosnę. Pora na ptaszki i na pączki na drzewach. I na słoneczko i na plusowe wartości na termometrze. Nie chcemy już zimy! I nie chcemy już śniegu! Do kogo napisać odpowiednią petycję? Może jakiś proteścik? 

W nocy kot przeszedł samego siebie. Nie dosyć, że znów wygnał M z naszego łoża małżeńskiego, a przygnał doń Małego, to jeszcze nie pozwolił mi się zdrzemnąć na dłużej niż 5 minut. Nie sądziłam, że koty umieją tak głośno tupać. Biegał jak szalony po przedpokoju i pokoju. Właził na ławę, segment, zagłówek od sofy. Wąchał mnie po łokciach, włosach, stopach i gdzie jeszcze miał dostęp. Chyba, że to ja może przesadziłam z wieczornymi zabawami. Wymyśliłam grę w polowanie, która najwyraźniej Kociowi do gustu przypadła. W wyniku polowania mam podrapane palce u rąk. Kiedy nadeszła pora mojego spania i położyłam się do łóżka, Kocio zaliczył potężnego focha, bo on chciał jeszcze, a ja taka egoistka spać się położyłam. I teraz tak sobie myślę, że to nocne tupanie i latanie mi po głowie, było rodzajem zemsty za rozbudzenie, wymyślenie fajnej zabawy i nagłe jej przerwanie moim pójściem spać, kiedy to chyba powinnam noc całą poświęcić na wystawianie palców spod kołdry i pozwalanie Kociowi na nie polować.. No cóż, na miejscu Kocia też bym się wściekła. I też bym na pewno ziemię z doniczki wykopała na wykładzinę, żeby wredna pani miała co robić i na zawsze zapamiętała, że zabawy z Kociem nie przerywa się ot tak, dla własnego widzimisię. Teraz Kocio śpi. Nie mogę się już doczekać, kiedy zacznie wyłazić w dzień. Może jak się zmęczy, to większość nocy będzie spał i wreszcie i ja będę mogła oko zamknąć na dłuższą chwilę.. A może powinnam być tak samo wredna jak on i pobiegać teraz trochę po przedpokoju, potupać i pobawić się brzęczącymi zabawkami? I parę razy przelecieć mu nad głową? 😀

I jeszcze zagadka: gdzie jest kot? 😉

gdzie jest kot?

Miłego dnia 🙂

Moje wszystko

Środa

Znów się nie wyspałam. Etap poznawania mieszkania przez naszego kotka trwa. Ponieważ w dzień kręci się za dużo ludzi i jest za dużo hałasu, kot wyłazi nocą. Pobudził chłopców, bo łaził po biurku. Obudził nas, bo łaził po.. nas. Ale jest to jakiś postęp jednak, bo do tej pory trzymał się od nas z daleka. Nadal ucieka jak próbuję go pogłaskać, ale pozwala mi dotknąć łapek 🙂 Milusie ma 🙂

Dzisiaj środa. Najbardziej zajęty dzień w całym tygodniu. Duży kończy lekcje za 1,5 h i niemal natychmiast ruszamy w drogę. Obiad, lekcje, angielski, poradnia, kąpanie, kolacja i wreszcie ostatni punkt programu: mój step:) Tego jednego nie mogę się doczekać. Chociaż wcale nie wiem czy będę w stanie dzisiaj ćwiczyć, bo naprawdę jestem padnięta. M zaczyna się denerwować, że Kocio nie chce do niego podchodzić. Na pewno oswajanie Kocia zajmie mu więcej czasu niż mnie. Ja jestem w domu prawie cały czas. Kot zna mój głos, zapach, kroki i już się mnie tak bardzo nie boi. M bywa w domu wieczorami, kiedy wróci z pracy, więc Kocio nie zna go zbyt dobrze. Boi się też dzieci, bo one z kolei chciałyby już się z nim bawić i wciąż podtykają mu pod nos coraz to nowe zabawki, piszcząc z uciechy kiedy kot wykazuje zainteresowanie. Tak sobie myślę, że w tym tempie do może do Świąt go oswoimy. Bożego Narodzenia. Przyszłego roku. 

Duży wciąż nie może zapomnieć o dudach. Wczoraj oznajmił:

– Mamo, pojedźmy na wczasy do Szkocji. Kupię sobie dudy..

Zaczyna to być uciążliwe. W szkole bawili się w kalambury (wychowawczyni była do wczoraj na zwolnieniu, wróciła dzisiaj, dzięki Bogu!), Duży był zdziwiony, że nikt nie zgadł, że pokazuje jak gra na dudach. Mało tego, kiedy wreszcie powiedział co robił, cała klasa wywaliła na niego oczy i zapytała co to są te dudy..

Za oknem świeci słońce. Teraz. Bo rano było zimno i pochmurno. Kiedy wracałam do domu po odprowadzeniu Dużego do szkoły, na drzwiach wejściowych wisiała klepsydra z zawiadomieniem o pogrzebie mojego młodego sąsiada, który zmarł 3 tygodnie temu. Przygnębiające.. Będę o tym myślała cały dzień.

Moje wszystko

Polowanie na kota

Wizyta u weterynarza stała się koniecznością. Nie tylko dlatego, że brat Ramzesa (nie Murzynek), zachorował na jakieś paskudztwo skórne w okolicy szyi. Kocio okropnie się drapał i widziałam, że go to denerwowało. Poza tym bardzo chciałam się upewnić, że to nie żadna grzybica, czy inne coś niefajne. Postanowiłam, że pójdę do weterynarza. Dziś. Natychmiast. Powstał tylko jeden niewielki, ale bardzo istotny problem. Kocio za Chiny ludowe nie chciał wyleźć zza szafki.. Napisałam do Jednej Deski Ratunku, żeby mi poradziła jak Kocia wywabić i złapać bez szwanku dla niego i dla mnie. Deska Ratunku zaofiarowała się, że przyjedzie i kota własnoręcznie złapie. Ramzes siedział sobie grzecznie za szafką i po prostu przeczuwał, że coś się święci. Leżał i leżał, i leżał i ani myślał nos wystawić. Nawet jego ukochane zabawki nic nie wskórały. Wreszcie bezczelnie został wykurzony zza szafki, ale tylko po to, żeby wpaść do łazienki i zaszyć się w najciemniejszym kącie pod wanną. No ale łatwiej było Kocia spod wanny wyjąć niż zza szafki. I całe szczęście, że Deska Ratunku wiedziała co robi, bo obyło się bez zadrapań, wrzasków i szarpaniny, które na pewno miałyby miejsce, gdybym to ja sama kota łapała. No ale Kocio został w końcu złapany i umieszczony w transporterze, gdzie natychmiast zaczął rozczulać się nad swoim losem podłym, płacząc w niebogłosy. Deska Ratunku była tak miła, że poszła ze mną na wizytę do lecznicy, w razie gdyby trzeba było uciekającego Ramzesa w locie łapać. W lecznicy przyjmował Pan Doktor. Młody i bardzo miły. Wypytał o wszystko, o zabiegi wykonane na Kociu, leki, co je, czego nie je, czy ma biegunki itp. Obmacał Kocia dokładnie i wygłosił dosyć obszerny wykład na temat kocich karm. Że ta i ta odpada, bo to taki koci fastfood, a ta i tamta jak najbardziej wskazana. Na pewno dostosujemy się do porad Pana Doktora, bo wydaje się, że wie co gada. Poza tym naprawdę był miły i sympatyczny. I nawet Ramzes przestał płakać, tylko rozklapił się na dnie transportera i starał się udawać, że go nie ma.. Pan Doktor po badaniu zrobił zastrzyk przecidrapaniowy i obciął pazurki, i teraz już kocio nie będzie drapał ani zahaczał się idąc po wykładzinie 🙂 Kiedy wreszcie wróciliśmy do domku, Ramzesik wypruł z transportera jak szalony i od razu zajął miejsce w kącie za szafkami w kuchni. I tak siedzi obrażony na mnie i na cały świat. I aż się boję pomyśleć co to będzie po szczepieniu, które ma nastąpić za dwa tygodnie od dzisiaj..;) Ale najważniejsze, że jestem spokojna, że Kociowi nic poważnego nie dolega.

Moje wszystko

Babski dzień

Dzień Kobiet. U mnie nie odznaczył się raczej niczym szczególnym. Owszem były życzenia i Ptasie Mleczko, ale reszta bez zmian. Zakupiliśmy nowy aparat telefoniczny, bo stary trzyma tylko 10 minut. Niecałe. Wieczorem natomiast okazało się, że padła również maszynka do włosów. M ledwie zdołał obmaszynkować głowę Dużemu. Mały pozostał zarośnięty. Z pomocą przyszedł nam teść, który posiada maszynkę zapasową i mógł nam ją pożyczyć. Mały zostanie poddany zabiegowy odwłosienia jutro.

Muszę złapać kota i zabrać go do weterynarza. Problem polega na tym, ze nie mam pomysłu jak to zrobić. Kot musi zostać zbadany, pomijając już kwestię szczepienia. Drapie się okrutnie i mam podejrzenia, że posiada własne zwierzątka. Albo ma uczulenie. Albo już nie wiem co. Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie.. kota. Muszę szybko coś wymyśleć, zanim wydrapie sobie całe futro i zamieni się w sfinksa.. 

Jutro znowu poniedziałek. Nie cierpię poniedziałków! Ostatnio nie cierpię też wtorków i śród. Z czwartkiem jest już lepiej. Piątek obleci całkiem. Sobota rulez. A niedziela mnie stresuje, bo później jest poniedziałek.. Wczoraj Duży miał pierwsze zajęcia z matematyki z moją koleżanką. Zapytałam ją jak się sprawy mają i podobno nie jest źle. To dobrze. Lepiej, żeby Duży brał korepetycje teraz, przy podstawach matematyki, niż kiedy będzie już za późno i będzie miał pełno zaległości. Czekam na wiosnę. A najlepiej na lato. W księgarni już są wystawione kartki świąteczne, chociaż do świąt jeszcze miesiąc. Nie ukrywam, że ich też już nie mogę się doczekać, ale tylko dlatego, ze Duży będzie miał przerwę wiosenną w szkole. Naprawdę mam już trochę dosyć tego biegania. Kiedy zrobi się cieplej, to i bieganie zrobi się przyjemniejsze, bo zrzucimy wreszcie te okropne grubaśne ciuchy i mniej czasu zajmie mi wyszykowanie dzieci do wyjścia. Ech. W piątek kolejny babski wypadzik. Mam nadzieję, że tym razem żadna z nas się nie rozchoruje, nie zemdleje, nie będzie musiała jechać do babci, cioci itd. A 21 marca Duży ma topienie marzanny z zuchami. Pojedziemy razem. Coś mi te dni uciekają za szybko. Duży wciąż ma do zaliczenia 3 modlitwy z religii. W kwietniu mają się rozpocząć próby w kościele. Czyli kolejne latanie.. Dobrze, że kościół blisko, ale nie wiem jak Mały wytrzyma próby komunijne starszego brata. No dobra, Mały to może jakoś sobie poradzi, ale czy ja to wytrzymam? I czy wytrzymają wszyscy inni obecni? 😀 Dzisiaj znów było zimno. Po ostatnich bardzo plusowych temperaturach miałam nadzieję na coraz cieplejsze dni, a tu o. Zimno. A wczoraj nawet padał śnieg. Mam przeczucie, że i w tym roku Wielkanoc będzie biała. No cóż. Wypadałoby, żeby JAKIEŚ święta były ze śniegiem.. Wszystko na opak. A 1 kwietnia znowu będę o rok starsza..